Jessica Sorensen - Death Collectors 01 - Ember X.pdf

(2201 KB) Pobierz
Jessica Sorensen
– Death Collectors 01 –
Ember
Tłumacz: mary003
Korekta: dora1911
Korekta całości: Majj_
Prolog
– Emmy, możesz mi podać klucz Allena? – Tata wysunął rękę
spod Challengera.
Przesunęłam słoik śrub i monet stojących mi na drodze i wzięłam
klucz z przybornika. Obeszłam dookoła błotnik leżący na ziemi i
położyłam narzędzie po lewej strony taty.
– Da się go jeszcze naprawić?
Zakołysał nogami i wsunął się dalej pod samochód.
– Cierpliwości, Emmy. Rzeczy tego typu wymagają czasu.
– Jak długo? Godzinę? – zapytałam cierpliwie. – Tato, chcę byś
poprowadził go bardzo szybko. I również chcę wtedy w nim jechać.
Mój tata się zaśmiał.
– W porządku, możemy to zrobić.
– Obiecujesz? – powiedziałam. – Z ręką na sercu?
Zaśmiał się ponownie i odstawił klucz na ziemię.
– Tak, jak mi Bóg miły.
Gdy wróciłam do słoika ze śrubami i monetami, zawędrowałam
wzrokiem do rogu garażu. Wyciągałam jednego grosza za drugim i
układałam je w grupkach na betonie. Metal brzęczał, gdy każda z monet
spadała.
Nucąc piosenkę lecącą w radio, piosenkę o śmierci i jej akceptacji,
zastanawiałam się, czy odnosi się ona do mojego przyjaciela, stojącego w
rogu garażu, zawsze czuwającego i śledzącego mnie, gdziekolwiek bym
poszła. Nosił zabawną pelerynę, jak superbohater, tylko, że jego głowę
zasłaniał kaptur. Twarz, jak zwykle, była schowana, ale założę się, że jego
skóra składała się z tęczy i światła.
Tchnął ostrzegawczo odnośnie monet i mapy, którą właśnie z nich
tworzyłam.
– Nie zrobiłam tego dobrze? – Popchnęłam grosika. – Dla mnie
wygląda ok.
Tata wystawił głowę spod samochodu. Plamy smaru zdobiły jego
twarz, a warstwa metalowych wiórków pokrywała włosy.
– Emmy, do kogo mówisz?
Nuciłam razem z piosenką lecącą z samochodowego radia.
– Do nikogo – skłamałam, bo nie wolno mi było z nikim
rozmawiać o moim wyimaginowanym przyjacielu – taka była jego zasada.
Obiecałam nawet na swój honor, a jeśli nie dotrzymam słowa, wbij mi
igłę prosto w oko. Ostatnią rzeczą jakiej chciałam, to mieć igłę w oku.
Tata wypchnął się spod samochodu i wytarł usmarowane dłonie o
swoje podarte spodnie.
– Hej, Emmy, pójdziesz po coś do jedzenia? – Spojrzał nad moim
ramieniem na mapę cmentarza, którą stworzyłam.
Każda moneta reprezentowała pochowane ciało.
– Gram w grę – odpowiedziałam.
Wciągnął oddech.
– Przestań! – Rozrzucił elementy butem i złapał mnie za ramiona.
Trzymał mocno, gdy prowadził do bagażnika samochodu i posadził mnie
tam tak, że moje nogi zwisały nad podłogą.
– Kto kazał ci zrobić to z monet? – Gniew w jego oczach był
przerażający.
– Nie wiem. – Starałam się uwolnić z uścisku taty. – Tato,
krzywdzisz mnie.
Jego oczy powiększyły się, gdy spojrzał na swoje dłonie, jakby nie
zdawał sobie sprawy z tego, że trzyma moje ramiona.
– Emmy, to jest naprawdę ważne. – Rozluźnił uścisk. – Kto kazał
ci to zrobić?
Moje oczy przesunęły się na postać w rogu.
– Nie mogę ci powiedzieć.
– Ember Rose Edwards. – Używał mojego pełnego imienia i
nazwiska tylko wtedy, gdy chodziło o naprawdę ważne sprawy. – Powiedz
mi teraz, albo nie pozwolę ci pojechać ze mną samochodem. Rozumiesz?
Skrzyżowałam ramiona.
– W porządku. Mój wyimaginowany przyjaciel kazał mi to zrobić.
Znajomy w kapturze patrzył na mnie, a ja przestraszyłam się, że
zamierza mnie zostawić. Proszę, nie zostawiaj mnie. Proszę, nie zostawiaj
mnie.
Tata podążył za moim wzrokiem, a iskra jego śmierci zalała myśli
wraz z dotykiem – ciemność. Zadrżałam, kiedy odwrócił się do mnie z
surowym wyrazem twarzy.
– Emmy, musisz go ignorować, dobrze? – powiedział, a jego szare
oczy złagodniały. – Nie możesz mieć wymyślonych przyjaciół – ludzie
pomyślą, że oszalałaś. A nie możemy pozwolić na to, by tak myśleli.
– Ale ja nie chcę, by odszedł.
– Cóż, musi. Nadszedł czas, by odszedł. Rozumiesz? Żadnych
wymyślonych przyjaciół. Nigdy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin