A.L. Jackson - Muzyka gwiazd 5 Oczekiwanie (+18).pdf

(1654 KB) Pobierz
Prolog
Cztery lata wcześniej
Cii…
– szepnął w moje włosy i przyciągnął mnie bliżej. Strach po
koszmarnym śnie zniknął. Zlana potem, zachłysnęłam się szlochem,
który próbowałam tłumić.
Płakałam cicho i w ukryciu.
On jednak usłyszał.
Jednym ramieniem otoczył moje plecy, drugie podniósł, żeby
zawiesić nad naszymi głowami małą obręcz.
Mój wzrok przystosował się do ciemności i rozpoznałam koło
obciągnięte brązowym zamszem, obwieszone paciorkami i kolorowymi
piórkami, środek utkany był w zawiłą sieć.
Wpatrywałam się w nie, jak się kołysze, oczarowana tym ruchem,
spokojem jego głosu, który mruczał tuż przy moim uchu.
– Cii… – powtórzył, obsypując moje czoło drobnymi pocałunkami.
– Widzisz. Nie musisz się bać. To… to przechwyci twoje sny. One nie
mają nad tobą władzy. Nie mogą cię skrzywdzić.
W sercu poczułam ból, wczepiłam palce w jego koszulę i mocno
zacisnęłam.
Całą władzę miało to, co zakopałam głęboko w sobie. Ale kiedy
byłam z nim, w jakiś sposób traciło to swoją moc.
Potarł nosem miejsce za moim uchem, szepcząc cicho.
– Możesz mi zaufać, Edie. Zaufaj mi. Cokolwiek to jest,
zrozumiem. Zrozumiem. – Jego głos stał się jeszcze cichszy. –
Porozmawiaj ze mną.
Zaufać.
I tak zrobiłam.
Zaufałam
temu
poranionemu
chłopakowi. Wyjawiłam mu szeptem
swoją tajemnicę. Podarowałam mu ją.
Żeby ją zachował.
Chronił.
Do dnia, w którym zmiażdżył ją w swoich dłoniach.
Rozdział 1
Austin
Żółtawe
blade światło wsączało się do środka z góry. Mrużąc oczy,
walczyłem z atakiem paniki zmuszającej moje serce do dwukrotnie
szybszego bicia i czytałem słowa starszego brata nagryzmolone w liście.
Trzy lata, Austin. Minęły trzy lata. Oddałem ci swoje życie, a potem
dałem ci przestrzeń, o którą prosiłeś. Teraz cię potrzebuję. Musisz
wrócić.
To nie tak, że nie znałem go na pamięć. Ten pognieciony list
czytałem chyba tysiąc razy. Po prostu nie wiedziałem, czy mam siłę,
żeby coś z nim zrobić.
– Gotowy?
Zaskoczony głosem, który przypłynął zza moich pleców,
wciągnąłem ostro powietrze, zanim się ogarnąłem, szybko złożyłem list i
wepchnąłem do tylnej kieszeni.
– Tak – odpowiedziałem. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem
Damiana. Stał w drzwiach przebieralni, która tak naprawdę była
ulepszonym magazynkiem.
Ale hej, jak brzmi to stare powiedzenie o żebraku, który nie
powinien wybrzydzać?
Jego uśmiech był promienny.
– To dobrze. Bo tam dzisiaj jest totalny dom wariatów.
Ogarnął mnie niepokój.
Dom wariatów.
Wydawało się to szaleństwem, że część mnie zawsze tego
pragnęła. Ta część, która chciała stać na tej samej scenie co mój brat,
Sebastian, i jego kapela Sunder. Która chciała być częścią tamtego życia.
Ożywiać hard rock dla fanów, dawać ujście ich emocjom, dawać im
głos.
Ale wiedziałem, że tak naprawdę nigdy nie będę pasował do tego
świata ani nie będę potrafił odgrywać tego rodzaju roli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin