Emma Hart - Miłosna Gra.pdf

(1000 KB) Pobierz
OPIS
Jego wyzwanie? Sprawić, by się w nim zakochała.
Jej wyzwanie? Zagrać razem z graczem.
Dopóki życie nie zmieni reguł gry…
Maddie Stevens nienawidziła Bradena Cartera. Nie mogła znieść nawet jego widoku.
Arogancki egoista i playboy Uniwersytetu Kalifornijskiego, Berkeley. On jest
wszystkim tym, czym jej brat Pearce nauczył ją gardzić. Więc dlaczego, kiedy
dziewczyny rzucają jej wyzwanie, by zabawiła się z graczem, ona nie odmawia?
Maddie sama nie potrafi tego wytłumaczyć.
Braden pragnął małej, namiętnej Maddie od chwili, gdy ją ujrzał. Zrobiłby każdą
rzecz, aby ją mieć. Byłby nawet gotów ją w sobie rozkochać. To wszystko jest
jedynym sposobem do osiągnięcia tego, czego chce. Seksu.
Ale kiedy Braden odkrywa, że w dziewczynie z Brooklynu jest znacznie więcej, niż
kiedykolwiek przypuszczał, nie może przestać opiekować się załamaną istotą
ukrywającą się za tymi ładnymi, zielonymi oczami.
Natomiast Maddie odkrywa, że Braden nie jest tylko chodzącą erekcją. W
rzeczywistości ma również uczucia. Potrafi być słodki, zabawny, a jego wygląd tak
naprawdę nie robi krzywdy. To oznacza problemy – lecz gdy jej brat Pearce pojawia
się w Berkeley prosząc ją o pomoc, Maddie zdaje sobie sprawę, że Braden i Pearce nie
są tacy sami.
I być może, tylko być może, Maddie i Braden są dokładnie tym, czego jedno
potrzebuje od drugiego.
ROZDZIAŁ 1
M
ADDIE
Nienawidziłam nawet jego widoku.
Nie jestem osobą, która ma skłonności do odczuwania nienawiści. Wręcz przeciwnie, tak
naprawdę jestem bardzo przyjazna. Lecz coś w Bradenie Carterze mnie odpychało. Było tak
od czasu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go pięć tygodni temu.
Być może to przez ten arogancki uśmieszek pełen satysfakcji, pojawiający się na jego twarzy,
kiedy dziewczyny patrzą na niego z uwielbieniem. A może to przez sposób, w jaki rozbiera je
wzrokiem. Może to tylko popisywanie się, zachowanie typu
gówno mnie to obchodzi,
lub
świadomość, że może mieć każdą dziewczynę w kampusie. Albo, dokładniej mówiąc,
jakąkolwiek w stanie.
Możliwe, że to wina uczucia bycia obserwowaną przez niego, podczas gdy ja zdecydowanie
tego nie chcę. On przypomina mi to wszystko, co zostawiłam w domu w Brooklynie.
Pozbywam się tych myśli z głowy i kontynuuję rozglądanie się po pokoju w domu bractwa,
tak jakby Braden w ogóle nie istniał. To trudne do wykonania, zwłaszcza, kiedy ma trzy
dziewczyny uczepione jego ramion i innych, zakazanych części ciała. Wspominałam już, że
ten chłopak jest piekielnie gorący?
Ma te bezładne, kąpane słońcem blond włosy z naturalnym połyskiem, za który większość
dziewczyn – w tym ja – płaci fortunę. Jego oczy są tak intensywnie niebieskie, że aż prawie
elektryczne, a skórę opaloną ma przez kalifornijskie słońce. Jestem pewna, że nie muszę
dodawać o jego idealnie szczupłym i umięśnionym ciele, ponieważ, jakby nie patrzeć,
znajdujemy się w Kalifornii, gdzie surfowanie wymagane jest odkąd tylko nauczysz się
chodzić.
– Przestań pożerać go wzrokiem. – Kayleigh przystaje obok mnie i trąci mnie w ramię.
– To jest tak samo prawdopodobne, jak ja robiąca striptiz dla całego domu – odpowiadam.
– Skarbie, mogę wymienić wielu chłopaków, którzy za nic na świecie nie chcieliby tego
przegapić.
Kyle puszcza mi oczko stojąc za barem w kuchni i wzdycham. – Mogą sobie tylko pomarzyć.
Nigdy do tego nie dojdzie, Kay.
– Szkoda. – Uśmiecha się do mnie. – Nie zaprzeczam, że również chętnie bym to zobaczyła.
Kręcę głową, śmiejąc się. Od dnia, gdy Kay weszła do naszego pokoju pięć tygodni temu,
opowiedziała o swojej orientacji seksualnej. Jest biseksualna i nie zwraca uwagi na to, kto o
tym wie. Darzę ją szacunkiem odkąd się poznałyśmy. Jej otwartość jest dla mnie
orzeźwiająca.
– Jesteś niemożliwa – żartuję, besztając ją.
– Hej, jeśli krytyka jest słuszna, przyjmij ją! – Puszcza oczko i pstryka palcami na Kyle’a. –
Napoje, skurwielu!
– Zaczekaj na swoją kolej – odpowiada, napełniając dwa kieliszki wódką i podając je komuś z
końca kolejki.
– Założę się, że przyszedłby tu w podskokach, gdybyś to ty go poprosiła – szepcze, nie aż tak
cicho.
– Nareszcie dobrze mówisz, Kay. – Kyle odwraca się i obdarowuje mnie swoim uśmiechem.
– Chciałabyś drinka, ślicznotko?
– Nie, dziękuję. – Grzecznie się do niego uśmiecham. – Jednak jestem pewna, że Kay chce
jednego.
– Kurwa, nie tylko jednego. – Kay pochyla się do przodu i uderza dłonią o powierzchnię baru.
– Cztery kieliszki wódki, Kyle. Tej nocy zamierzam zademonstrować panience Maddie jak to
się robi.
– Nie ma sprawy! – Odwraca się i ustawia cztery kieliszki w szeregu.
– Kay – szepczę. – Wiesz, że ja nie piję.
– Nie robiłaś tego – poprawia. – Nie piłaś. Teraz będziesz.
– Kay.
– Maddie – naśladuje ton mojego głosu i odbiera kieliszki, które podaje nam Kyle. – Jeden,
dwa, bam. Tak to robimy, maleńka. Bez zbędnego myślenia, jeden po drugim.
– To zły pomysł – mruczę, chwytając dwa kieliszki i patrząc na ciecz o mocnym zapachu. –
Jeśli zwymiotuję, ty sprzątasz.
– Zawsze. – Puszcza oczko. – Gotowa? Jeden, dwa, bam!
Przechyl. Przełknij. Przechyl. Przełknij.
Pali mnie gardło, podczas gdy alkohol spływa w dół i biję się w pierś, jakby to miało
powstrzymać uczucie ciepła. Kyle się do mnie uśmiecha.
– Myślałem, że nie pijesz? – pyta.
– Bo nie piję – mówię, odstawiając kieliszek.
– Ciężko będzie ją złamać. – Kay pociera podbródek. – Jesteś pewna, że nigdy przedtem nie
piłaś, Mads?
Wzruszam ramionami, kłamstwo z łatwością wychodzi z moich ust. – Oczywiście, że piłam
alkohol, ale niewystarczająco, żebym była pijana.
– Tej nocy to się zmieni! – Kay ponownie uderza o bar. – Kyle, sześć kieliszków więcej.
– Czego?
– Jakiegokolwiek gówna, którego chcesz do nich wlać.
– Niech będzie dwanaście – mówi Lila, wślizgując się obok mnie. – Trzy dla mnie, trzy dla
Megan, gdy przyjdzie.
– Dwanaście? Dziewczyny, ile wy myślicie, że mam kieliszków? – żartuje Kyle i otwiera inną
szafkę. Jest w niej półka z perfekcyjnie ustawionymi w linii szklanymi naczyniami.
– Nie chciałabym być osobą, która będzie jutro sprzątać – mówię.
– Braden. – Śmieje się Kyle. – Nie mogę się doczekać, kiedy zaserwuję to przed twoją piękną
twarzyczkę. Pech dla ciebie, ale bez wątpienia szczęście dla mnie. – Pochyla się do przodu i
ustawia przede mną trzy kieliszki z uśmiechem, który zatrzymałby bicie serca niejednej
dziewczyny. Podnoszę brew i cierpliwie czekam aż wręczy mi każdy z kieliszków.
– Przegapiłam coś? – Megan wciska się między Lilę i mnie. Jej blond włosy kołyszą się, gdy
podskakuje z entuzjazmem. – Oh, tyle kieliszków? Z jakiej to okazji?
– Maddie ma zamiar się upić – oznajmia Kay, podnosząc pierwszy kieliszek.
– Niemożliwe! – Megan przechyla głowę w moją stronę. – Poważnie?
– Na to wygląda – odpowiadam krótko.
– Do licha, Mads! To jest zabawne! – Porusza ciałem i oczy Kyle’a podążają do jej piersi.
Megan została bardzo dobrze obdarzona, jeśli chodzi o cycki i lubi, gdy wszyscy o tym
wiedzą.
– Wystarczy tego gadania – ucina Lila, podnosząc kieliszek. – Jeden, dwa, trzy, bam.
– Yeah! – Kay się śmieje i bierze drugi kieliszek.
Biorę wdech i podnoszę dwa kieliszki. Co, do diabła, jest dzisiaj ze mną nie tak? Nie piję, a
przynajmmniej nie w taki sposób. Nie mogę stracić panowania nad sobą.
– Bam! – krzyczy Kay.
Jeden. Dwa. Trzy. Ogień.
Blee.
Mrugam kilka razy i przełykam. – Kur… cholera.
– To działa. – Śmieje się Lila. – Maddie nie przeklina, nigdy.
– Nie przeklęłam – protestuję. –
Cholera
nie jest złym słowem.
– W porządku, prawie przeklęłaś. – Przewraca swoimi ciemnymi, pomalowanymi oczami. –
Sprawię, że brzydkie słowo wyjdzie z tych ładniutkich usteczek jeszcze przed końcem nocy.
Powstrzymuję się, by nie przewrócić oczami.
– Chętnie zrobiłbym kilka rzeczy z twoimi ładniutkimi, różowymi ustami – komentuje Kyle,
puszczając do mnie oczko.
– Świnia. – Kay uderza go w ramię, sięgając nad barem.
– Jezu, Kay. Twoja pięść jest z przeklętego żelaza? – Pociera ramię.
– Dla ciebie, Kyle, kochanie, może być zrobiona z czego tylko sobie życzysz. – Puszcza mu
oczko i wstaje, podając mi dłoń. – No chodźmy, maleńka. Chodźmy pokręcić naszymi
tyłeczkami!
Posyłam Lili spojrzenie
pomóż mi
i ciągnę Megan za koszulę.
– Woah, w porządku, już idę! – Odwraca się i pociąga za sobą również Lilę.
Główny pokój wypełniony jest ludźmi. Muzyka rozbrzmiewa z głośników, a ciała poruszają
się na środku parkietu. Jakaś para całuje się na sofie i o mój Boże! Nie, to zdecydowanie
zaszło o wiele dalej, niż tylko całowanie się.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin