Biegajac_boso_biegbo.pdf

(705 KB) Pobierz
Tytuł oryginału: Running Barefoot
Tłumaczenie: Joanna Sugiero
ISBN: 978-83-283-3778-7
Copyright © 2012 by Amy Harmon
No part of this publication may be reproduced, stored in or introduced into a retrieval
system, or transmitted, in any form, or by any means (electronic, mechanical, photocopying,
recording, or otherwise) woithout the prior written permission of the above author of this
book.
Polish edition copyright © 2018 by Helion SA
All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu
niniej-szej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą
kserograficz-ną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym,
magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź
towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte w tej książce
informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej odpowiedzialności ani za
ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne naruszenie praw patentowych lub
autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności
za ewentualne szkody wynikłe z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Materiały graficzne na okładce zostały wykorzystane za zgodą Shutterstock Images LLC.
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail:
editio@editio.pl
WWW:
http://editio.pl
(księgarnia internetowa, katalog książek)
Printed in Poland.
• Kup książkę
• Poleć książkę
• Oceń książkę
• Księgarnia internetowa
• Lubię to! » Nasza społeczność
1 . Preludium
1. Preludium
PRZEZ CAŁE
ŻYCIE
mieszkałam w małym miasteczku w stanie
Utah o nazwie Levan. Leży ono dokładnie pośrodku stanu, a jego
mieszkańcy lubią
żartować, że
Levan to od tyłu
navel,
czyli po angiel-
sku pępek. „Jesteśmy pępkiem Utah”, mawiają. Wiem,
że
nie jest
to
żart
wysokich lotów, ale dzięki niemu ludzie chyba lepiej zapa-
miętują nazwę naszego miasteczka. Moja rodzina mieszka w Levan
od wielu pokoleń, od czasów pierwszych osadników, którzy pod
koniec lat 60. XIX wieku założyli tę osadę i nazwali ją Małą Danią.
Te pierwsze kilka rodzin, które zasiedliły miasteczko, należało do
społeczności mormonów. Marzyły o tym,
żeby
znaleźć dla siebie dom
— miejsce, w którym będą wychowywać swoje dzieci i uczestni-
czyć w swoich nabożeństwach, nie nękani przez nikogo.
Większość mieszkańców miasteczka to potomkowie jasnowłosych
Duńczyków. Moi przodkowie, Jensenowie, należeli do pierwszych
osadników z Danii. Mimo
że
od tamtych czasów urodziło się wiele
nowych pokoleń, moje włosy wciąż mają jasny kolor. Moja mama,
która była jedyną osobą z ciemnymi włosami w rodzinie, nie miała
żadnych
szans w starciu z upartym duńskim genem. Mój tata, troje
moich braci i ja mamy takie same jasne włosy i błękitne oczy jak
nasz prapradziadek Jensen, który jako młody człowiek przemierzył
pobliskie równiny, a następnie osiedlił się w Levan, zbudował dom
i rozpoczął nowe
życie.
Wiele lat temu Levan było doskonale prosperującym małym
miastem — tak przynajmniej twierdził mój tata. Na Main Street
stał Sklep Shepherda i lodziarnia, w której sprzedawano lody zro-
bione z bloków lodu, ciętych i przechowywanych w dużej chłodni
5
Kup książkę
Poleć książkę
Biegając boso
zakrytej ziemią, solą i sianem podczas letnich miesięcy. Mieliśmy
porządną szkołę podstawową i miejski ratusz. Potem zbudowano au-
tostradę, która obiegała
łukiem
Levan w odległości kilku mil. Nasze
miasteczko i tak nigdy nie przyciągało szczególnej uwagi, ale ta auto-
strada zapoczątkowała jego powolną
śmierć.
Kropelki nowej krwi
zaczęły spływać wolniej, aż w ogóle przestały płynąć. Kiedy się uro-
dziłam, lodziarni już od dawna nie było, a potem swoje podwoje mu-
siał zamknąć Sklep Shepherda.
Szkoła podstawowa popadła w ruinę i zamieniła się w szkołę
jednoizbową, gdy młodsze pokolenia dorosły i nie pozostawiły po
sobie nikogo, kto mógłby zająć po nich miejsce w szkolnych
ła-
wach. Starsze dzieci jeździły autobusem do gimnazjum do pobli-
skiego miasteczka o nazwie Nephi, oddalonego o pół godziny drogi.
Kiedy podrosłam na tyle,
żeby
rozpocząć edukację szkolną, mieliśmy
jednego nauczyciela dla dzieci od zerówki do drugiej klasy i drugie-
go dla dzieci od trzeciej do szóstej klasy. Niektórzy się wyprowadzili,
ale większość rodzin
żyła
w naszym miasteczku od pokoleń i była
z nim mocno związana.
Na Main Street pozostał tylko mały sklep wielobranżowy, w któ-
rym mieszkańcy mogli kupować wszystko, od mleka po nawozy. Nosił
dumną nazwę Centrum Handlowe. Nie mam pojęcia dlaczego — był
kompletnym przeciwieństwem domu handlowego. Dawno temu
właściciel dobudował pomieszczenia na obu końcach sklepu i wynajął
lokale mieszkańcom,
żeby
mogli tam prowadzić własną działalność.
W pierwszym lokalu stało kilka stolików i była mała kuchnia; był
to niewielki bar, w którym starsi mieszkańcy spotykali się na poran-
nej kawie. „Spocona Betty” Johnson (nie wiedziała,
że
ją tak prze-
zywamy, bo gdy z nią rozmawialiśmy, zwracaliśmy się do niej „pani
Johnson”) prowadziła ten bar dłużej, niż sięgała moja pamięć. Sama
się wszystkim zajmowała. Gotowała, obsługiwała stoliki i prowadziła
swój bar. Robiła puszyste domowe donaty i najlepsze na
świecie
fryt-
ki, które ociekały tłuszczem. Wszystkie jej dania były smażone na
głębokim tłuszczu, a jej twarz zawsze błyszczała od tłuszczu i gorąca
6
Kup książkę
Poleć książkę
1 . Preludium
— stąd właśnie jej przezwisko, „Spocona Betty”. Nawet gdy się
ładnie
wystroiła do kościoła w niedzielę, jej twarz wciąż błyszczała i nie-
stety, nie był to blask Ducha
Świętego.
Na drugim końcu sklepu swój zakład prowadziła moja ciocia
Louise, która oferowała strzyżenie, farbowanie i dobre towarzystwo
niemal wszystkim kobietom w Levan. Ciocia nazywała się Ballow,
z akcentem na drugą sylabę (Ba-LU). Swój salon nazwała „Ballow’s
Do”, ale większość ludzi mówiła na niego po prostu „U Louise”.
Przed „centrum handlowym” stały dwa dystrybutory paliw i budka
w kształcie lodowego rożka o nazwie „Wąska”, którą latem prowadziły
dzieci cioci Louise (moi kuzyni). Mąż Louise, Bob, był kierowcą
ciężarówki i często nie było go w domu, a Louise miała pięcioro dzie-
ci, które musiała czymś zająć, w czasie gdy strzygła swoje klientki.
Uznała,
że
dobrym pomysłem będzie założenie rodzinnego biznesu.
I tak powstała budka z lodami „Wąska”. Wujek Bob zbudował proste
drewniane stoisko, które wyglądało trochę jak wysoki, wąski wycho-
dek — stąd jego nazwa, „Wąska”. Ciocia Louise zaopatrywała się
w bloki lodu w sklepie wielobranżowym. Kupiła maszynkę do kru-
szenia lodu i syropy o różnych smakach od dystrybutora coli w Nephi,
a także słomki, serwetki i styropianowe kubki w dwóch rozmia-
rach. Był to dość prosty model biznesowy z bardzo niskimi koszta-
mi operacyjnymi. Louise płaciła dzieciom po pięć dolarów za każdy
dzień pracy. Dodatkowo mogły zjeść tyle rożków kruszonego lodu,
ile tylko chciały. Jednego lata moja kuzynka Tara, która była w moim
wieku, zjadła tyle rożków,
że
zrobiło jej się niedobrze. Od tamtego
dnia nie mogła na nie patrzeć; nawet zapach kruszonego lodu przy-
prawiał ją o mdłości.
Na końcu ulicy stała poczta — mały budynek z cegieł — oraz bar
„U Pete’a”, który sąsiadował z kościołem (tak, wiem, to ciekawa loka-
lizacja). I to było całe Levan. Wszyscy wiedzieli, kto się w czym spe-
cjalizuje. Mieliśmy kowala, piekarza, a nawet producenta
świec.
Mój
tata potrafił podkuć konia lepiej niż ktokolwiek inny, Jens Stephenson
był
świetnym
mechanikiem, a Paul Aagard zręcznym stolarzem —
7
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin