Zaklamanie_s_005f.pdf

(204 KB) Pobierz
Bogusława M. Andrzejewska
Zakłamanie
[…]
Magda Owczarek ze znudzeniem poprawiała makijaż w łazience. Chciała już wreszcie
wyjść z drętwego babskiego spotkania, na którym brylowała ta gruba Patrycja, opowiadając
jakieś durne dowcipy. Miała dość słuchania o rzekomej głupocie facetów. Lubiła mężczyzn –
tych całkiem młodych studenciaków i starszych też. Można się z nimi fajnie zabawić.
Szczególnie wtedy, kiedy stawiają drinki i mówią jej, jaka jest ładna. A kobiety ją ignorują.
Zupełnie tak, jakby nie miała nic ciekawego do powiedzenia. Owszem ma. Dużo wie i chodzi
w wiele ciekawych miejsc. Jest młodą, fajną dziewczyną, a nie nudną kurą domową, która umie
tylko narzekać na męża. Próbowała kilka razy powiedzieć, jakie piękne kolczyki widziała
w tym nowym sklepie w galerii, ale niestety, nie dopuściły jej do głosu. Wolą głupio
dowcipkować. Pewnie dlatego, że są stare. A ona jest młoda i lubi się bawić.
Dzisiaj planowała jeszcze dyskotekę w Starym Pałacyku. Zwykle przychodzą tam
ciekawi mężczyźni. Nie jacyś robole odświeżeni naprędce po drugiej zmianie, tylko eleganccy
ludzie, pachnący dobrą wodą i nieźle sytuowani. Już czas mieć kogoś na stałe. Od ponad roku
próbowała znaleźć mężczyznę, z którym mogłaby zamieszkać, ale wszystkie związki szybko
się kończyły. Za szybko. Chyba po prostu nie trafiła jeszcze na swoje przeznaczenie. Kolejni
partnerzy szybko znikali z jej życia, jakby wystarczał im tylko krótki romans albo bali się
małżeństwa. Taki jakiś dziwny pech.
Magda pociągnęła usta beżową szminką, poprawiła włosy przed lustrem, westchnęła
i wróciła do dziewczyn. W milczeniu wsunęła się na swoje miejsce na wersalce i sięgnęła po
kawałek sernika. Był lekki, puszysty i pachniał pomarańczami. Uwielbiała wypieki Gosi.
Mogłaby je jadać codziennie. Sama co prawda nieźle gotowała, ale ciasta zupełnie jej nie
wychodziły. Nawet z najlepszego przepisu rodził się zakalec.
– Dziewczyny, mam jeszcze galaretkę z brzoskwiniami. Bierzcie – Małgosia weszła do
pokoju niosąc tacę z kolorowymi pucharkami.
– Ojej, ja już nic nie zmieszczę – Karina westchnęła ciężko. – Ile można jeść?
– Ja tam mogę – Diana sięgnęła ochoczo po deser i przez chwilę sprawdzała pod światło
zawartość naczynia, po czym wymieniła je na inne. – Tam jest więcej – wyjaśniła.
– Nie sądzę. – Małgosia odruchowo porównała dwa pucharki. – Są takie same.
– Ale ten mi się bardziej podoba – Diana ochoczo włożyła do buzi łyżkę pełną galaretki.
Gospodyni ustawiła deser na stole, ale Patrycja ostentacyjnie odsunęła go od siebie.
– Zabierz to sprzed moich oczu. Odchudzam się – niemal warknęła.
– Słusznie – parsknęła Magda. Wyszło to trochę nietaktownie, bo Patrycja była po
prostu gruba. Małgosia pamięta, że kiedy zobaczyła ją po raz pierwszy, pomyślała, że Patrycja
jest nieładna i niekobieca – otyła, włosy krótko obcięte, a na nosie okulary w niemodnych
oprawkach. Na dodatek miała wówczas na sobie długą, męską koszulę w kratę. Koszmar!
Dopiero po rozmowie z Pati zrozumiała, że właśnie poznała fantastyczną, miłą i szalenie
inteligentną osobę. A to chyba zawsze było ważne dla Gosi – inteligencja. Trudno jej było lubić
ludzi, których uważała za głupich. Starannie dobierała sobie przyjaciół i priorytetem była w tym
zawsze błyskotliwość nowo poznanych osób. Dlatego czerpała mnóstwo przyjemności
z towarzystwa Diany, Patrycji i Kariny. To były kobiety, przy których nie można było się
nudzić.
Zaśmiewały się właśnie z kolejnego żartu, kiedy wrócił Tomek. Magda natychmiast się
wyprostowała, a oczy jej lekko zalśniły, bo Markowski, to nie byle kto – to szef własnej firmy.
Taki szef, który dobrze zarabia i potrafi zapewnić swojej żonie wszystko, a ona nie musi
pracować. „Takiej to dobrze” – pomyślała Magda. „A ja muszę codziennie do pracy, kiedy ona
się wyleguje, bo chłop ją utrzymuje. Życie jest cholernie niesprawiedliwe”.
Dziewczyny śmiechem i żartami przywitały męża Gosi, która bez żenady zarzuciła mu
ręce na szyję, jakby nie widzieli się miesiąc. Przytulili się, czule całując i widać było, że to ich
normalne zachowanie. Magda przywarła wzrokiem do twarzy Tomka, czekając niecierpliwie,
aż odwróci się od żony i zajmie innymi. Niecierpliwie oblizała świeżo uszminkowane wargi
i obserwowała jak wita się z dziewczynami. Po czym wstała i energicznie podeszła do męża
Gosi, kołysząc biodrami.
– Cześć Tomeczku, sto lat cię nie widziałam, no przywitajmy się. – Skwapliwie
przytuliła się do mężczyzny. Był gorący i pachniał dobrym płynem po goleniu. Poczuła się
Kup książkę
dokładnie tak, jak zawsze chciała się poczuć – bezpieczna w silnych męskich ramionach. Iskra
podniecenia przeszyła jej ciało. Prawie zabolało, kiedy delikatnie się odsunął…
Dziewczyny jedna po drugiej wychodziły, śmiejąc się i żartując. Magda czekała, aż
zostanie sama z gospodarzami.
– Odpocznij Gosiu, ja to powynoszę i pozmywam – rzuciła od niechcenia.
– No coś ty, sama sobie sprzątnę – protestowała Markowska, ale dziewczyna lekko
popchnęła ją na fotel.
– Siedź. Tomek mi pomoże. Chodź Tomek – rzuciła rozkazująco i mężczyzna chociaż
niechętnie, podreptał do kuchni ze stosem talerzy w rękach.
– Ja pozmywam, zapalmy sobie najpierw. – Poskładała naczynia do zlewu i włączyła
wyciąg. – Chciałam pogadać.
– Coś się stało? – Tomek wyciągnął papierosy. Dziewczyna przysunęła się blisko, aby
mógł podać jej ogień. Znowu poczuła jego zapach. Zakręciło jej się w głowie, może od dymu,
a może od tego dziwnego poczucia gorąca. Spojrzała mu w oczy najbardziej namiętnie, jak
umiała. Te oczy były zielone, hipnotyzujące. I rzęsy – miał bardzo długie ciemne rzęsy.
„Cholernie mi się podoba” – pomyślała. Uświadomiła sobie, że od dawna myśli o Tomku
inaczej, niż o innych. Lubiła go, ale chyba nie miałaby nic przeciw temu, by to lubienie
przerodziło się w coś więcej. Uśmiechnął się, jakby czytał jej w myślach. Powoli wypuścił dym
i zmrużył oczy.
– O co ci chodzi?
– Wiesz… nie mam pracy. – Obejrzała się przez ramię. Zobaczyła Gosię siedzącą na
fotelu. Przeglądała jakąś książkę, ale w każdej chwili mogła wejść do kuchni.
– Jak to nie masz? A sklep?
– Zamykają. Facet splajtował.
– Tak szybko? – zdziwił się Tomek i zmarszczył brwi. – Przecież pół roku temu go
otworzył.
Magda wzruszyła ramionami i wydmuchnęła w górę dym, wyginając mocno szyję.
– Nie mam pojęcia. On jest jakiś dziwny. Wydaje mi się, że ma jakiś inny interes na
boku i dlatego wcale nie dba o sklep. Widać było od początku, że nie ma zysku.
Obserwowała Tomka spod przymkniętych powiek, bawiąc się kosmykiem włosów.
Trudno było przewidzieć, co myśli. Nie patrzył na nią skupiony na puszczaniu kółek z dymu.
– I co byś chciała?
Kup książkę
– Może znasz kogoś, kto potrzebuje sprzedawcy albo może sekretarki – uśmiechnęła się
przymilnie.
– Sekretarki? – zdziwił się.
– A czemu nie? To mogłoby być nawet ciekawe. – Przysunęła się bliżej, by znowu
poczuć to magiczne, przyjemne ciepło, ale wtedy Małgosia weszła do kuchni.
– Ale nakopciliście! – Pomachała ręką, rozganiając dym, po czym zaczęła sobie robić
kanapkę. – Zgłodniałam.
– Ja też – upomniał się Tomek. – Zostało coś dobrego?
– Masz tortilki w lodówce, skarbie.
– Och….! – Tomkowi zaświeciły się oczy. Zgasił papierosa i objął Małgosię całując ją
w ucho. – Moje ulubione.
Magda wiedziała, że jedyne co jej zostało, to zmycie naczyń. Markowscy,
przekomarzając się radośnie, przygotowywali sobie jedzenie, zupełnie nie zwracając na nią
uwagi.
***
Muzyka była świetna. Cały czas leciały ulubione kawałki Magdy, więc szalała na
parkiecie odsłaniając nogi aż do pośladków. Nogi miała trochę krzywe, ale nie chciała tego
widzieć. Poza tym wiedziała już, że dla mężczyzn ważne jest, by je im pokazać. Nie muszą być
idealne – mają być dwie, najlepiej kusząco obciągnięte ciemnymi pończochami. Kiedyś
wstydziła się tak ubierać. Potem jednak zorientowała się, że warto pokazać kolana, bo
natychmiast przyciąga się wzrok mężczyzn. Im krótsza spódnica, tym większe powodzenie
u płci przeciwnej. Taki ten męski świat prosty w obsłudze.
Dzisiaj czuła się szczególnie piękna. Miała świetny makijaż zrobiony przez Ewelinę,
u której wynajmowała pokój, a niesforne kręcone włosy oddała w ręce Agnieszki. Zembrzuska
jest naprawdę fenomenalną fryzjerką, potrafi ujarzmić nawet takie szare, matowe loki i sprawić,
by lśniącymi spiralami rozsypywały się na plecy. Stopy Magda schowała w wysokich złotych
bucikach, a resztę nóg obciągniętych kuszącymi rajstopami, które udawały pończochy,
pokazała w całej okazałości. Krótka spódniczka ledwo przykrywała pośladki. Widziała, że
faceci patrzą na nią łakomym wzrokiem i czuła się z tym szczęśliwa.
Magda upatrzyła sobie już partnera. Tańczyli razem trzeci raz i widziała wyraźnie, że
mu się podoba. Tym razem jednak nie pójdzie z nim do toalety na szybki seks. Nie będzie tylko
rozrywką. Pójdą do niej i będą się kochać w łóżku. Przyzwoicie. Musi tylko potrzymać go nieco
Kup książkę
na dystans. A przede wszystkim musi sprawdzić, czy jest kimś odpowiednim. Czy pracuje
i zarabia, czy jest nadal jest na utrzymaniu mamy, jak ten ostatni chłopak, z którym się spotykała
przez miesiąc.
Bardzo szybko odnalazł ją przy barze.
– Cześć. Jestem Marcin. Zatańczysz jeszcze ze mną?
– Magda – rzuciła niedbale, obserwując go kątem oka – Teraz odpoczywam.
– To czego się napijesz? A może mogę ci zaproponować coś do jedzenia? – wyjął grubo
napchany portfel.
Magdzie mocniej zabiło serce. Wreszcie ktoś porządny, kto ma nie tylko wygląd, ale
i pieniądze. To znaczy, że dobrze wybrała. Może ma własną firmę, jak Tomek?
– A co chciałbyś mi zaproponować? – rzuciła mu lekko znudzone i jednocześnie
powłóczyste spojrzenie, odgarniając włosy za ucho. To zawsze działało.
– Na początek zmieńmy lokal.
Uśmiechnęła się lekko. Rybka złapała haczyk.
Obudziła się wcześnie na lekkim kacu. Nie piła zbyt dużo. Chciała jak najlepiej poznać
Marcina. Nie miał żony, miał za to własną firmę. Był rzeczywiście bogaty. Kolację zjedli
w eleganckiej restauracji, w której czuła się nawet trochę niezręcznie. Była przecież ubrana
w dyskotekową błyszczącą mini, która więcej pokazywała niż ukrywała. Chciał ją potem zabrać
do hotelu, ale pomyślała, że tylko panienki lekkich obyczajów chodzą do hotelu. W końcu ona
ma swój pokój z osobnym wejściem i bardzo wygodnym łóżkiem. Zaprosiła go do siebie.
Ewelina nigdy nie czepiała się, kiedy Magdę odwiedzali mężczyźni. I nawet tego nie widziała
zajęta swoją rodziną. Miała troje dzieci w szkolnym wieku i nie sprawdzała z kim Magda wraca
do domu. Chyba ją to w ogóle nie obchodziło.
Zaraz po przyjściu rzucił się na nią i kochali się szybko, gwałtownie. Nie miała z tego
żadnej przyjemności – jak zwykle. Nie oczekiwała zresztą, że będzie inaczej. Musiałaby chyba
godzinę poddawać się pieszczotom, by cokolwiek poczuć. Nie spotkała dotąd mężczyzny, który
by umiał tego dokonać. Nad ranem wziął ją drugi raz – wolniej i dłużej ją pieścił, jakby liczył
na to, że uda mu się ja zaspokoić. By to skrócić, odegrała piękną scenę rozkoszy, wydobywając
z siebie mnóstwo jęków i okrzyków zachwytu. Ucieszyła się, kiedy dał się nabrać i szybko
skończył. Mogła wreszcie odpocząć, a czuła się obolała.
Podniosła się z łóżka i poszła umyć zęby. Kiedy wróciła, nadal spał na brzuchu. Miał,
pięknie umięśnione plecy i bardzo męskie rysy twarzy. Pogłaskała go delikatnie po łopatkach.
Natychmiast otworzył oczy.
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin