Jordan Robert - Koło Czasu 6b - Czarna Wieża.pdf

(2764 KB) Pobierz
ROBERT JORDAN
CZARNA WIEŻA
PRZEŁOŻYŁA KATARZYNA KARŁOWSKA
ROZDZIAŁ 1
POSELSTWO
Egwene odwróciła spojrzenie od muzykantów, grających na rogu ulicy -
spoconej kobiety dmuchającej w długi flet oraz mężczyzny o czerwonej
twarzy, który szarpał struny bitterny - i poszła dalej z lżejszym sercem,
przepychając się przez ciżbę. Słońce stało wysoko na niebie, lśniło blaskiem
stopionego złota, a kamienie chodnika były tak rozpalone, że parzyły przez
podeszwy miękkich butów. Kropla potu spłynęła jej po nosie, szal zaciążył
niby gruby koc, mimo tego nawet, że zsunęła go luźno na ramiona, w
powietrzu zaś wisiało tyle pyłu, że właściwie już teraz miała ochotę wyprać
swe rzeczy - a jednak, mimo wszystko, uśmiechała się. Niektórzy mierzyli ją
spojrzeniami z ukosa, kiedy zdawało im się, że tego nie widzi, a to z kolei
sprawiało, że miała ochotę roześmiać się w głos. Tak właśnie bowiem
patrzono na Aielów. Ludzie widzieli to, co spodziewali się zobaczyć, a
ponieważ mieli przed sobą kobietę w stroju Aielów, nawet nie byli w stanie
zauważyć, że jej wzrost i kolor oczu przeczą przynależności do tego ludu.
Domokrążcy
i
sprzedawcy
krzykiem
ogłaszali
swe
ceny,
współzawodnicząc z wrzaskami rzeźników i wytwórców świec; z warsztatów
złotniczych i garncarskich dobiegał szczęk i grzechot, w powietrzu unosił się
skrzyp źle naoliwionych osi. Woźnice o niewyparzonych gębach i chłopi
prowadzący wozy zaprzężone w woły w niewybredny sposób spierali się o
pierwszeństwo przejazdu z tragarzami dźwigającymi polakierowane na
ciemno lektyki albo z forysiami powozów z godłami rozmaitych Domów na
drzwiach. Wszędzie, gdzie nie spojrzała, widziała muzykantów, żonglerów i
akrobatów. Minęła ją gromadka bladych kobiet odzianych w suknie do konnej
jazdy i z przypasanymi mieczami; naśladowały sposób, w jaki ich zdaniem
zachowują się mężczyźni, śmiejąc się zbyt głośno i przepychając przez tłum.
Wywołałyby kilkanaście zwad na przestrzeni stu kroków, gdyby naprawdę
były mężczyznami. Młot kowalski dobywał z kowadła dźwięczne echa. A na to
wszystko nakładał się nieustający pomruk ludzkich głosów i szum ulicznego
ruchu, odgłosy miasta, które niemalże już zdążyła zapomnieć podczas pobytu
u Aielów. A za którymi, jak czuła, naprawdę zatęskniła.
Śmiała się więc, tutaj, na samym środku ulicy. Pierwszy raz w życiu,
kiedy usłyszała gwar wielkiego miasta, niemalże ją ogłuszył. Teraz czasami
wydawało jej się, że tamta wielkooka dziewczyna była zupełnie kimś innym.
Kobieta na bułanej klaczy przeciskała się mozolnie przez tłum. W
pewnej chwili odwróciła się i spojrzała z ciekawością na Egwene. W długą
grzywę i ogon konia wplecione były liczne małe, srebrne dzwoneczki, kolejne
zaś zdobiły długie, czarne włosy właścicielki, sięgające jej aż do połowy
pleców. Była urodziwa i niewiele starsza od Egwene, ale na jej twarzy gościł
twardy wyraz, oczy patrzyły ostro, za pasem zaś tkwiło sześć co najmniej
noży; jeden był niemalże tak wielki jak te, którymi posługiwali się w boju
Aielowie. Uczestniczka Polowania na Róg, bez najmniejszych wątpliwości.
Wysoki, przystojny mężczyzna w zielonym kaftanie, z rękojeściami
dwóch mieczy sterczącymi sponad ramion, przyglądał się jadącej kobiecie.
Najpewniej jeszcze jeden. Wydawali się być wszędzie. Kiedy tłum pochłonął
kobietę, odwrócił się i zauważył, że Egwene na niego patrzy. Uśmiechnąwszy
się na tak niespodziewany objaw zainteresowania, wyprostował szerokie
plecy i ruszył w jej stronę.
Egwene pospiesznie spojrzała na niego w tak lodowaty sposób, jak tylko
potrafiła, próbując stworzyć kombinację najgorszej miny Sorilei z obliczem
Siuan Sanche, z czasów, kiedy na jej ramionach spoczywała jeszcze stuła
Zasiadającej na Tronie Amyrlin.
Tamten przystanął, wyraźnie zaskoczony. Kiedy się odwracał,
usłyszała, jak warknął:
- Przeklęci Aielowie. - Znowu nie potrafiła stłumić głośnego śmiechu;
musiał ją usłyszeć mimo panującego wokół hałasu, ponieważ zesztywniał i
pokręcił głową. Jednak nie obejrzał się.
Jej dobry nastrój miał dwojakie źródło. Jedno stanowił fakt, że Mądre
ostateczne przystały na to, iż wędrówka po mieście stanowi równie stosowne
ćwiczenie jak spacer wokół jego murów. Chociaż wszystkie, a zwłaszcza
Sorilea, wydawały się nie pojmować, dlaczego miałaby chcieć spędzić chociaż
minutę dłużej niźli to konieczne wśród mieszkańców mokradeł tłoczących się
w obrębie murów miasta. Co więcej, i co znacznie ważniejsze, czuła się dobrze,
ponieważ wreszcie doszły do wniosku, że te bóle głowy, które wprawiały je w
taką konfuzję, w obecnej chwili zniknęły właściwie bez śladu - niczego nie
Zgłoś jeśli naruszono regulamin