Magdalena Kawka - Alicja w krainie konieczności.pdf

(2732 KB) Pobierz
Kawka Magdalena
Alicja w krainie konieczności
Sobota zapowiadała się jak jeden z tych leniwych, gnuśnych
dni, kiedy nie trzeba się rano stresować, w pośpiechu myć
zębów, parzyć kawy po łebkach i wykłócać z domownikami o
łazienkę. U Mareckich domowników było zaledwie dwoje i na
każde przypadała osobna łazienka, ale biorąc pod uwagę, że
oboje mieli dość wybuchowe charaktery, czasem wystarczało
niewiele, żeby od rana skakać sobie do oczu. Właściwie
bardziej skakał Karol, który w obliczu prawdziwych
życiowych zawirowań potrafił zachować zimną krew,
natomiast byle głupstwa natychmiast wyprowadzały go z
równowagi. Alicja miała nadzieję, że dziś nie zdarzy się nic, co
mogłoby zepsuć jej zaplanowany święty pokój, który ceniła
nade wszystko.
- Gdzie ta pieprzona miarka?! Czy w tym domu nic nie może
leżeć na swoim miejscu?!
Karol od piętnastu minut chodził jak burza gradowa, ciskając
dookoła piorunami. I przekleństwami. Właśnie dzisiaj znalazł
w sobie chęci, żeby naprawić chwiejące się przęsło płotu.
- W tym domu oprócz mnie i ciebie nikt nie mieszka, a ja na
ogół nie potrzebuję twoich narzędzi, więc wniosek jest prosty -
odpowiedziała spokojnie, patrząc
z niesmakiem na miotającego się męża. Upragniony święty
spokój odpływał w siną dal...
- Miarka to nie narzędzia - warknął urażony jej spokojem. -
Mogłabyś docenić, że zamiast odpoczywać po ciężkim
tygodniu pracy, mam jeszcze ochotę w ogóle coś robić. Może
ruszysz łaskawie tyłek i pomożesz mi szukać? A właściwie to
na ile jest nastawiony ten piec? - zainteresował się nagle. - Nie
uważasz, że grzanie w środku kwietnia to lekka przesada?
Alicja wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, skręć, jak chcesz.
- To znaczy, że do tej pory go nie wyłączyłaś?
- Ty też tu mieszkasz - zauważyła, wystawiając twarz do
słońca i poprawiając sobie koc.
- Nie znam się na tym, ty widziałaś, jak montują.
- Ale to ty jesteś mężczyzną.
- I co z tego?
Popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Siedziała na tarasie, piła
kawę i rozkoszowała się ciepłym wiosennym dniem. Na
pobliskiej brzozie dwie sroki uparcie walczyły z
przeciwnościami losu, budując sobie gniazdo. Z mniszą
cierpliwością po raz setny podnosiły wymykające się z
dziobów gałązki i patyki, przy czym Pani Sroka była chyba
bardziej utalentowana niż jej partner, bo z mniejszą
częstotliwością gubiła budulec. Powolnie, bez pośpiechu
uwijały się przy budowie, w spokojnym przeświadczeniu, że
gniazdo i tak w końcu powstanie.
Alicja obserwowała je z pewnym niepokojem; w zeszłym
roku była to ta sama para, przynajmniej samica, poznała ją po
wystrzępionym ogonie, niewątpliwie efekcie spotkania z
jakimś niezdarnym kotem. Uwiły jednak swoje mieszkanie
trochę za blisko czubka, na najbardziej
chybotliwej i wiotkiej części drzewa i podczas jednej z
wyjątkowo silnych wiosennych wichur gniazdo spadło. Na
szczęście nie było w nim jeszcze małych mieszkańców i
niezrażone sroki od nowa zabrały się do pracy. Teraz
powtarzały ten sam błąd i mogła tylko mieć nadzieję, że w tym
roku aura będzie dla ptaków łaskawsza.
Ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę, to grzebanie w
stertach rupieci, które Karol uparcie nazywał narzędziami. Jej
mąż posiadał wiele zalet i talentów, ale niestety, przybicie
zwykłego gwoździa było dla niego nie lada wyczynem, który
wymagał odpowiedniej oprawy, a potem niezliczonych
pochwał z jej strony. Czasem zaiste trudno było uwierzyć, że
od wielu lat zarządzał z powodzeniem dużą firmą budowlaną, a
okazywał się bezradny wobec własnego pieca centralnego
ogrzewania. Podejrzewała zresztą, że to zwykłe lenistwo;
wygodniej było zwalać wszystko na nią i ograniczać się do
wydawania poleceń.
Kiedy zabierał się do drobnych domowych napraw, co
prawdę mówiąc, nie zdarzało się zbyt często, niezmiennie, od
piętnastu lat, musiała w takich chwilach patrzeć na niego z
zachwytem, a kiedy zdarzało mu się użyć wiertarki, łapała się
na tym, że zaczyna cmokać z podziwem. Tak doskonale weszła
w rolę, że czasami zapominała, że Karol mimo wszystko nie
jest idiotą i zapewne zdaje sobie sprawę z szopki, jaką odgrywa
żona, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało, bo za każdym
razem od nowa domagał się dowodów uznania, a co gorsza, jej
uczestnictwa w różnego rodzaju pracach, zwanych popularnie
domowymi.
Tym razem również, ociągając się, wstała z leżaka i poszła do
łazienki. Przypomniała sobie, że w zeszły
Zgłoś jeśli naruszono regulamin