Puszkin Aleksander - Jeniec Kaukazu.pdf

(214 KB) Pobierz
JENIEC KAUKAZU
OPOWIEŚĆ 1820 — 1821
PRZEŁOŻYŁ
WŁODZIMIERZ
SŁOBODNIK
OFIAROWANIE
M. M. RAJEWSKIEMU
Z uśmiechem, druhu mój
jedyny,
Przyjmij dar muzy nie
spętanej:
Tobie poświęcam pieśni liry
mej wygnanej,
Natchnionych wczasów mych
godziny.
Kiedy ginąłem, próżny
pociechy, niewinny,
I zasłuchany w poszepty
oszczerstwa,
Gdy ostry sztylet zdrady
zimnej
I ciężki sen miłości mnie
uśmiercał,
To wtedy obok ciebie jam
spokój odzyskał,
Serce me odetchnęło —
przyjaźń nas złączyła
I burza nad mym czołem
gniew swój uśmierzyła,
Jam błogosławił bogów,
mając cichą przystań.
W posępne, chmurne dni
rozstania
Me dźwięki pełne zadumania
Kaukazu wspominały krasę,
Gdzie zasępiony Besztu 1,
pustelnik surowy,
Aułów 2 z pól żyznych władca
pięciogłowy,
Nowym mi wówczas był
Parnasem.
Czyż zapomnę skaliste
szczyty jego, pędem
Mknące szumne strumienie,
równiny uwiędłe
I pustynie upalne, gdzieś mi
towarzyszył
I dzielił ze mną duszy
młodzieńcze wrażenia,
Gdzie w górach się przemyka
rozbój wojowniczy,
A przy nim geniusz dzikiego
natchnienia
Zaczaił się wśród głuchej
ciszy?
Dni miłych sercu, dni radości,
Być może, cię wspomnienie
wzruszy
I w przeciwieństwach
namiętności
Poznasz sny tobie znane,
znany ból miłości
I potajemny głos mej duszy.
Różne mieliśmy drogi: w
ramionach pokoju
Ledwoś rozkwitł, ty hardo
ruszyłeś do boju
Za ojcem bohaterem, wybrany
młodzianie,
Pod chmura strzał
świszczących na
skrwawionym łanie;
Ojczyzna cię pieściła jak lubą
ofiarę
I jak promień nadziei wiecznie
żywy.
Jam wcześnie poznał smutek i
niesłuszną karę,
Ja — ofiara oszczerstwa i
nieuków mściwych,
Lecz z wolności dla serca
czerpiąc pokrzepienie,
Czekałem ja na dni łaskawsze,
I szczęście mych przyjaciół
zawsze
Było mi błogim pocieszeniem.
CZĘŚĆ PIERWSZA
W aule, gdy na progach swoich
Siądą Czerkiesi — gór synowie,
Wówczas niejeden z nich opowie
O niszczycielskich krwawych bojach.
Każdy o krasie chyżych koni
I o rozkoszy dzikiej gada:
O dniach minionych mówią oni,
O nie odpartych swych napadach,
O książąt górskich 3 przebiegłości,
O szabel 4 bezlitosnych ciosach,
O nieuchronnych strzał celności,
O zgliszczach siół i o piękności
Pieszczonych branek czarnowłosych.
Tak pośród ciszy gwarzą oni:
Lśni księżyc, tocząc się w tumanie,
I nagle zjawia się na koniu
Przed nimi Czerkies. Na arkanie
Drapieżnik szybko wlókł młodzieńca,
Wołając: „Mam ruskiego jeńca!"
Na jego okrzyk auł cały
Zbiegł się gromadą rozwścieczoną,
Lecz jeniec chłodny, oniemiały,
Z głową okrutnie zeszpeconą,
Jak trup wydawał się zdrętwiały.
Nie widzi nieprzyjaciół twarzy,
Gróźb ani krzyków ich nie słyszy,
Nad nim śmiertelny sen się waży
I zimnym tchnieniem próchna dyszy.
I długo, długo jeniec
Zgłoś jeśli naruszono regulamin