Moja babcia z Rosji i jej odkurzacz z Amer - Meir Shalev.pdf

(2792 KB) Pobierz
Meir Shalev
Moja babcia z Rosji
i jej odkurzacz
z Ameryki
Tytuł angielski:
My Russian Grandmother and Her American Vacuum
Cleaner
Projekt okładki:
Magda Błażków – KreacjaPro; dyrektor artystyczny –
Andrzej Pągowski
Redakcja:
Jan Wąsiński
Redakcja techniczna:
Zbigniew Katafiasz
Konwersja do formatu EPUB:
Robert Fritzkowski
Korekta:
Katarzyna Szajowska
Wydawnictwo dziękuje Autorowi
za udostępnienie zdjęć z archiwum rodzinnego.
© 2010 by Meir Shalev. All rights reserved
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2011, 2012
© for the Polish translation by Magdalena Sommer
ISBN 978-83-7758-184-1
Warszawskie Wydawnictwo Literackie
MUZA SA
Warszawa 2012
Wydanie I
1
To było tak: kilka lat temu, pewnego upalnego letniego dnia wstałem po
przyjemnej popołudniowej drzemce, zrobiłem sobie kawę i właśnie
wypijałem pierwszy łyk, gdy zauważyłem, że wszyscy w domu dziwnie mi
się przyglądają, powstrzymując śmiech. Kiedy pochyliłem się, by włożyć
sandały, odkryłem powód tej wesołości: wszystkie dziesięć paznokci u nóg
miałem pomalowane czerwonym błyszczącym lakierem.
– A to co?! – wykrzyknąłem. – Kto pomalował mi paznokcie?
Zza uchylonych drzwi na taras rozległy się chichoty, znane mi doskonale z
poprzednich incydentów.
– Już wiem, kto to zrobił – powiedziałem głośniej. – Znajdę was, złapię,
pomaluję wam nosy i uszy tym samym czerwonym lakierem, którym mnie
usmarowałyście, zdążę to wszystko zrobić i jeszcze napić się kawy, zanim
wystygnie!
Chichot przeszedł w śmiech, potwierdzając moje podejrzenia. Kiedy
spałem, Roni i Noemi, córeczki mojego brata, zakradły się do pokoju i
polakierowały mi paznokcie u nóg. Młodsza, jak obie później tłumaczyły,
pomalowała cztery palce, a starsza sześć. Miały nadzieję, że niczego nie
zauważę i wyjdę tak z domu między ludzi, wzbudzając powszechne
rozbawienie. Teraz, kiedy podstęp się wydał, dziewczynki wpadły do pokoju
z okrzykiem: – Nie zmywaj lakieru, nie zmywaj, tak jest bardzo ładnie!
Odparłem, że ja również tak uważam, ale mam teraz kłopot. Muszę pójść
na pewne „ważne spotkanie”, a nawet zabrać tam głos, i nie mogę tak
pokazać się zebranym, bo jest lato, a latem noszę sandały.
Obie wyjaśniły, że doskonale wiedzą zarówno o moim spotkaniu, jak i o
zwyczaju chodzenia w sandałach, i dlatego właśnie zrobiły to, co zrobiły.
Odparłem, że poszedłbym tak w każde inne miejsce, ale nie tym razem.
Chodziło o zgromadzonych tam ludzi, ludzi, przed którymi poważny
mężczyzna nie może wystąpić z pomalowanymi paznokciami u nóg, do tego
na czerwono.
Wydarzenie, o którym rozmawialiśmy, to uroczyste zakończenie renowacji
schowka na broń Hagany, znajdującego się w jednym z gospodarstw we wsi
Nahalal. Kryjówka imitująca zbiornik na gnojówkę w oborze powstała w
okresie Mandatu. W powieści
Rosyjski romans
opisałem tego typu schowek
w fikcyjnej osadzie w Dolinie Jordanu, skonstruowany i zamaskowany w
identyczny sposób. Kiedy książka ujrzała światło dzienne, podwórze obejścia
w Nahalal zaczęli odwiedzać czytelnicy, którzy chcieli zobaczyć to
autentyczne miejsce.
Pogłoska rozchodziła się dalej i dalej, coraz liczniejsi goście zawracali
głowę mieszkańcom, ci jednak nauczyli się dostrzegać w tym pozytywną
stronę: wyremontowali kryjówkę, tuż obok otworzyli niewielki punkt
informacyjny dla turystów i rozszerzyli działalność gospodarczą o nową
usługę. W dniu, w którym moje bratanice pomalowały mi paznokcie u nóg na
czerwono, miałem wystąpić na uroczystym otwarciu odnowionego schowka,
poproszono mnie nawet, bym zabrał tam głos.
– Przynieście trochę acetonu i zmyjcie ze mnie ten cud przyrody –
poprosiłem Roni i Noemi, dodając: – Pospieszcie się, bo muszę zaraz wyjść!
Odmówiły. – Idź tak! – powiedziały.
Zacząłem wyjaśniać od początku, że chodzi o spotkanie w wybitnie
męskim gronie, w którym wezmą udział bojownicy z Doliny Jordanu w
różnym wieku, weterani Hagany, armii izraelskiej, organizacji Chisz i
Palmach. Ludzie wojny i ludzie żniw, przekuwający miecze na lemiesze i na
odwrót. Krótko mówiąc, kochane dzieci, ludzie, którzy nie przyjmą życzliwie
mężczyzny z czerwonymi paznokciami u nóg.
Moje argumenty nie wywarły na Roni i Noemi większego wrażenia. – Co
ci szkodzi! – zawołały. – Sam mówisz, że tak jest ładnie.
– Jeśli tego nie zmyjecie, będę musiał włożyć zakryte buty! – zagroziłem.
– Nikt nie zobaczy waszego lakieru i na tym się skończy!
– Boisz się! – prychnęły, drocząc się ze mną dalej. – Boisz się, co
powiedzą o tobie we wsi!
Te słowa odniosły natychmiastowy skutek. Dziewczynki nieświadomie
trafiły w czuły punkt. Każdy, kto zna dawnych osadników i kto kiedykolwiek
był chłostany biczem ich krytyki, wie, że w tych niewielkich
Zgłoś jeśli naruszono regulamin