Granat_poprosze.pdf

(1079 KB) Pobierz
Copyright © Olga Rudnicka, 2016
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
www.panczakiewicz.pl
Zdjęcia na okładce
© PelageyaKlubnikina/iStockphoto.com
Redaktor prowadzący
Anna Derengowska
Redakcja
Ewa Witan
Korekta
Grażyna Nawrocka
ISBN 978-83-8097-784-6
Warszawa 2016
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Siedząca przy oknie kobieta zastanawiała się, jak to się dzieje, że jedyną
częścią ciała człowieka, która z wiekiem się nie zużywa, jest dupa. I nie, nie
miała na myśli nic zdrożnego. Zdaniem Emilii Przecinek, lat trzydzieści
dziewięć, wzrostu sto pięćdziesiąt sześć i pół centymetra, człowiek średnio raz
w tygodniu dostaje od życia kopniaka w dupę i nadal na niej siedzi.
Może to nie kwestia zużywalności, lecz regeneracji, myślała. Może dupa działa
jak wątroba. Fenomen regeneracji wątroby został przez fachową literaturę
szczegółowo opisany wzdłuż, wszerz, a nawet w poprzek, a dupa w literaturze
pomijana jest wstydliwym milczeniem.
Emilia na ogół nie miała skłonności do tego typu dywagacji. Nie interesowała
jej numerologia, kosmologia ani natura czarnych dziur. Swój kreatywny umysł
zwracała ku istotniejszym kwestiom, takim jak wychowanie dzieci,
powstrzymanie się od zabójstwa własnej matki, ukończenie książki w terminie.
Wszakże dzisiejszy poranek zmusił ją do refleksji innego rodzaju.
Wstała dość późno, około dziewiątej, ale była to wina Pelagii, która do późnej
nocy wspominała swoją młodość. Pelagia, rzecz jasna, nie istnieje. To babcia
Filomeny, jej głównej bohaterki romantycznej, która ma spory problem
z wyborem mężczyzny swojego życia. Oczywiście Filomena też nie istnieje. Co
nie zmienia faktu, że Emilia przez pół nocy użerała się z dwiema zmyślonymi
kobietami jak z przysłowiowymi przekupami. Babci Pelasi usta się nie
zamykały, Filomena próbowała wyłowić z tego coś użytecznego, a Emilia ledwo
nadążała z zapisywaniem ludowych mądrości.
Dochodziła dziesiąta, a tyłek Emilii zarobił już całą serię ciosów od losu.
Pisarka zastanawiała się, jak to jest, że to, co nazywamy losem, to tak naprawdę
grupa otaczających cię osób, które za wszelką cenę próbują wpędzić cię do
grobu.
W łazience znalazła test ciążowy. Ona sama testu nie kupowała i nie używała,
bo z doświadczenia wiedziała, że aby zajść w ciążę, trzeba sypiać z jakimś
mężczyzną, na przykład z własnym mężem. Z cudzym też można, chociaż się
nie powinno. Rzecz w tym, że Emilia nie sypiała z żadnym mężem – ani
własnym, ani cudzym, ani bezpańskim. Jedyną kobietą w tym domu poza samą
Emilią była Kropka, jej szesnastoletnia córka, która nie miała męża, a nawet
chłopaka. Przynajmniej do dziś tak właśnie sądziła jej matka.
Wynik testu na szczęście był negatywny, jednak o samej konieczności jego
wykonania trzeba porozmawiać z córką.
Emilia nadal była w fazie oszołomienia, gdy zadzwonił do niej przebywający
w delegacji małżonek, by ją poinformować o trzech rzeczach. Po pierwsze –
delegacje, na które jakoby jeździł od roku, nie miały miejsca. Po drugie – owe
rzekome delegacje spędzał ze wspaniałą kobietą, która miała lat dwadzieścia
osiem i sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu. Tego ostatniego mógł
teraźniejszej małżonce oszczędzić. Po trzecie – uważał, że honor nakazuje mu
ożenić się z przyszłą matką swojego dziecka, która wprawdzie chwilowo
dziecka się nie spodziewa, ale Cezary miał nadzieję to zmienić. Fakt, iż najpierw
należałoby rozwieść się z obecną żoną, pokrył pełnym wyczekiwania
milczeniem. Emilia również milczała, a po chwili się rozłączyła. Uznała, że ma
do przemyślenia pilniejsze sprawy niż życie seksualne swojej córki.
Telefon od wychowawczyni syna z informacją, że pan dyrektor chciałby
porozmawiać o relegacji jej krnąbrnej latorośli ze szkoły, już jakoś nie
wyprowadził Emilii z równowagi. Przyjęła wiadomość raczej obojętnie
i oświadczyła, że oddzwoni, jak tylko porozmawia z dzieckiem o zaistniałej
sytuacji.
Kiedy telefon zadzwonił po raz trzeci, po prostu podniosła go do ucha. Uznała,
że jak się nie przedstawi, może los ją oszczędzi.
– Emilko, przejrzałam te dwa rozdziały, które mi przesłałaś. Są zajebiste. To
będzie hit! – entuzjazmowała się jej agentka, Wieśka, lat czterdzieści osiem,
wzrost sto sześćdziesiąt dziewięć. – Bohaterka jest przecudowna! Ale babcia
Pelagia musi zniknąć.
– Dlaczego? – zdumiała się niebotycznie autorka kolejnej powieści
romantycznej, którą zamierzała stworzyć. Babcia Pelagia stanowiła oparcie całej
rodziny. Nie może tak po prostu umrzeć. – Przecież ona ma dopiero
siedemdziesiąt dwa lata! – zaprotestowała.
– Emilko, babcia Pelagia nie istnieje. Nie musisz jej zabijać. Po prostu ją
wykasuj.
– Ale dlaczego? – zapytała bezradnie.
– Jest niekompatybilna z oczekiwaniami naszych czytelników – wyjaśniła
krótko Wieśka.
Emilia rozłączyła się bez słowa. Niekompatybilna. Ciekawe sformułowanie.
Zdaje się, że ona sama była niekompatybilna ze swoim mężem, Cezarym
Przecinkiem, lat czterdzieści dwa, sto osiemdziesiąt pięć wzrostu.
Emilia miała wiele wad. Niektóre były irytujące dla otoczenia. Choćby ten
nawyk charakteryzowania otaczających ją osób w centymetrach. Do tego
mierzyła wszystkich wzdłuż, a nie wszerz, czego efektem było dziesięć
kilogramów nadwagi, do której zwykle nie przywiązywała wagi. Ale jej mąż
podchodził do tego zagadnienia inaczej i wymienił ją na kogoś o niższym
Zgłoś jeśli naruszono regulamin