Maska - Barbara Dawson Smith.txt

(530 KB) Pobierz
BARBARA DAWSON SMITH





MASKA


Przełożyła

Zuzanna Maj





DC


Dl Gil©

Wydawnictwo Da Capo

Warszawa

Tytuł oryginału

ONCE UPON A SCANDAL

Copyright © 1997 by Barbara Dawson Smith

Koncepcja serii

Marzena Wasilewska-Ginalska

Redaktor

Krystyna Borowiecka

Ilustracja na okładce

Robert Pawlicki

Opracowanie graficzne okładki

Sławomir Skryśkiewicz

Skład i łamanie

„Kolonel"

For the Polish translation

Copyright © 2001 by Wydawnictwo Da Capo

For the Polish edition

Copyright © 2001 by Wydawnictwo Da Capo

Wydanie I

ISBN 83-7157-444-4

Druk i oprawa: Rzeszowskie Zakłady Graficzne S. A.

Prolog

Londyn, kwiecień 1816

T o była wymarzona noc dla złodzieja.

Lady Emma Wortham prześlizgnęła się przez okienko na

poddaszu i stanęła na gzymsie, biegnącym na wysokości

trzeciego piętra. Miała wiele szczęścia. Dzięki gęstej mgle nikt nie mógł dostrzec jej sylwetki na fasadzie domu w eleganckiej

dzielnicy Londynu. Ona również nie widziała, z jakiej wysokości

mógłby nastąpić upadek.

Posuwała się do przodu, mocno przywierając do ściany.

Nikłe światło z dolnego piętra nie rozpraszało ciemności. Nie

mogła oprzeć się złudzeniu, że wiszący w powietrzu gęsty opar

jest stabilny, że wystarczy zejść z gzymsu i pogrążyć się w jego miękkiej otulinie...

Przebiegł ją dreszcz. Jeden fałszywy krok i skręci kark. Ta

wąska półeczka była ozdobnikiem, nie pasażem dla włamywacza z Bond Street.

Jeden trzewiczek Emmy przesunÄ…Ĺ‚ siÄ™ do przodu, potem

drugi. Najpierw prawa noga, potem lewa. Prawa i lewa. Miękkie

podeszwy jej pantofelków ślizgały się niegdyś w tańcu po

parkietach sal balowych w najelegantszych domach Londynu.

Uśmiechnęła się na myśl o przerażeniu arystokratycznego

towarzystwa, gdyby się dowiedziało, do czego służą teraz

markizie Wortham jej balowe pantofelki.

5

Co, oczywiście, nie znaczyło, że zamierzała dać się złapać.

Przez kilku ostatnich lat w eleganckiej dzielnicy Londynu,

Mayfair, panowała plaga kradzieży. Najbardziej zuchwałym

rabunkiem, dokonanym w biały dzień na Bond Street, było

wyciągnięcie szkatułki z biżuterią z powozu hrabiego Farleigh,

kiedy hrabia przebywał u krawca. Mieszkańcy tej ekskluzywnej dzielnicy natychmiast podnieśli wrzawę, domagając się, aby jak najszybciej złapano złodzieja. Bez rezultatu. Nie

domyślali się, że sprawca jest wśród nich i w dodatku jest

kobietÄ….

Chociaż Emma miała zszarganą reputację, nie mogło na nią

paść żadne podejrzenie. Była przecież dobrze urodzona, miała

bogatego męża, a ponadto trudno było uwierzyć, że mogłaby

tego dokonać. Ze swoją filigranową sylwetką robiła wrażenie

bezbronnego dziecka.

Już raz okazała się bezbronna, ale to się nigdy więcej nie

powtĂłrzy.

Nigdy więcej.

Obcisły, czarny płaszcz i spodnie nie chroniły jej przed

dotkliwym chłodem, ale nie czulą zimna, skupiona na swoim

celu. Udało się jej wreszcie przedostać na gzyms sąsiedniego

domu. We mgle ukazał się zarys okna. Włożyła drut pomiędzy

skrzydła i podniosła zasuwkę.

Zaskrzypiały zawiasy. Emma zamarła w bezruchu, nadsłuchując. Jedynym odgłosem był stukot końskich kopyt i turkot przejeżdżającego ulicą powozu. Szybko wsunęła się do środka.

Znalazła się w małym, pachnącym stęchlizną, pomieszczeniu.

Było oczywiste, że luksusowe wyposażenie siedziby lorda

Jaspera Putneya nie obejmowało pokoi na strychu, gdzie

mieszkała służba.

Trzymając się ściany, Emma kierowała się do drzwi, ledwie

widocznych w ciemności. Poprawiła maskę na twarzy i opuściła

niżej kaptur, okrywający jej złociste włosy. Otworzyła drzwi

i wyjrzała na korytarz, oświetlony dopalającą się świecą. Był

6

MASKA

pusty. Bezgłośnie zeszła po stromych schodach. Odnalazła

ukryte w boazerii drzwi i znalazła się we właściwej części domu.

W przeciwieństwie do ponurego przedsionka na piętrze dla

służby, korytarz, na którym się teraz znajdowała, był przeładowany ozdobami. Ściany obite były zielonym jedwabiem, na stoliczkach tłoczyły się greckie rzeźby, sufit i framugi drzwi

obwiedzione były pozłacanymi listwami. Emma obrzuciła to

wszystko szybkim spojrzeniem przez wÄ…skie otwory w czarnej

masce. Niewątpliwie właściciela tego domu stać było na oddanie

tego, co ten przebiegły łajdak zdobył w tak niegodziwy sposób.

Z sali jadalnej, na parterze, dochodziły odgłosy rozmów.

Emma dowiedziała się od swojego informatora, że tego wieczoru

lord Jasper przyjmuje gości. Cała służba miała być zajęta, więc

nikt nie powinien był pojawić się na piętrze w ciągu najbliższej godziny.

Odnalazła drzwi do sypialni pana domu i weszła do przyległej

garderoby. Serce biło jej mocno. Poczuła zapach pomady do

włosów i dymu z dogasającego kominka. Zapalone świece

rzucały jasny blask na dużą szkatułkę z wytłaczanej skóry.

Nie była zamknięta. Choć tyle już było przypadków kradzieży, tym arystokratycznym dżentelmenom nawet przez myśl nie przeszło, że mogą stać się następną ich ofiarą. Ich zarozumiałość nie znała granic. Przewyższać ją mógł tylko pociąg do hazardu. Byli gotowi bez skrupułów opróżnić kieszenie

Ĺ‚atwowiernego starca.

DziĹ› wieczĂłr Emma naprawi te krzywdy.

Podniosła wieczko szkatułki i zaczęła oceniać jej zawartość.

Na białym jedwabiu leżały wysadzane drogimi kamieniami

szpilki do krawatĂłw, spinki do mankietĂłw i srebrne guziki do

kamizelki. Emma wzięła do ręki umieszczony w bocznej

skrytce pierścień i oglądała go uważnie w świetle świec -

owalny, ciemnoczerwony rubin w złotej oprawie. Można go

było sprzedać za niezłą sumę w pewnym sklepie, w którym

nie zadawano zbędnych pytań.





7


BARBARA DAWSON SMITH

Włożyła pierścień do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wybrała

jeszcze kilka przedmiotów, aby łup był równoważny sumie,

którą przed dwoma tygodniami jej dziadek przegrał do lorda

Jaspera. Emma nigdy nie brała niczego ponadto. Nie była

pospolitą złodziejką, tylko na własną rękę wymierzała sprawiedliwość.

Jednak tym razem zobaczyła wysadzany brylantami kieszonkowy zegarek i nie mogła oprzeć się pokusie. Za uzyskane z jego sprzedaży pieniądze mogłaby uzupełnić zapasy w spiżarni i zapłacić rachunek u rzeźnika. Mogłaby również kupić Jenny nową garderobę i nie musieć ciągle przedłużać jej

sukienek.

Emma zamknęła oczy, przyciskając zegarek do piersi. Oczami

wyobraźni widziała swoją córeczkę w koronkach i jedwabiach.

Tak bardzo chciała, aby Jenny miała gronostajową mufkę, żeby

w zimie nie marzły jej paluszki, i elegancki kapelusik na lato.

Jenny powinna mieć tyle rzeczy, których Emma nie była

w stanie jej zapewnić. Jenny była zbyt niewinna, aby zrozumieć

sytuację swojej matki. Jenny potrzebowała miłości ojca.

Emma poczuła nagły przypływ rozpaczy. Jenny, która nigdy

nie zostanie uznana...

- Co, u diabła...?

Męski głos przerwał jej rozmyślania. Upuściła zegarek,

który spadł z brzękiem na podłogę, i odwróciła się.

W drzwiach garderoby stał korpulentny dżentelmen. Jego

szeroka, brokatowa kamizelka i obcisłe wąskie spodnie uwydatniały niedostatki figury. Z twarzy pocętkowanej czerwonymi żyłkami patrzyły na nią wytrzeszczone, blade oczy.

Lord Jasper Putney.

Serce podeszło jej do gardła. Spojrzała na jego dłonie

i ogarnęło ją jeszcze większe przerażenie, gdy zobaczyła, że

podtrzymuje rozpięte spodnie.

Dobry Boże. To jej przypomniało tamto wydarzenie. Pomyślała, że on chce ją zgwałcić.

8

MASKA

Zaschło jej w gardle. Obezwładniona strachem, nie mogła

ruszyć się z miejca.

- Na pomoc! - krzyknął Putney. - Tu jest włamywacz.

WĹ‚amywacz z Bond Street.

Odwrócił się i odszedł niepewnym krokiem pijaka.

Emma odzyskała zdolność myślenia. Źle odczytała jego

zamiary.

Z głębokim westchnieniem ulgi rzuciła się do drzwi sypialni.

Kątem oka dostrzegła, że Putney szamocze się z szufladą

nocnej szafki. Gdy odwrócił się, trzymał w rozdygotanej dłoni

jakiś błyszczący przedmiot.

Pistolet.

W panice biegła do drzwi prowadzących na korytarz. Nie

zdążyła. W powietrzu rozległ się huk wystrzału. Poczuła tępe

uderzenie i potknęła się.

Lucas! Lucas!

ĹapiÄ…c za klamkÄ™ odzyskaĹ‚a rĂłwnowagÄ™. Dlaczego wzywaĹ‚a

bezgłośnie męża, który ją porzucił?

Z klatki schodowej dochodził tupot nóg i gwar. Rzuciła się

w przeciwnym kierunku, nie baczÄ…c na przeszywajÄ…cy jÄ… bĂłl.

Biegła pustym korytarzem, potem schodami dla służby. Do

ciemnego pokoju na strychu i za okno, w gęstą mgłę.

1

Niedaleko brzegów Anglii, wrzesień, 1816

J e j dłonie dokonywały cudów jak zawsze.

Lucas Coulter leżał na koi, ukojony rytmicznym kołysaniem

statku i magnetycznym dotykiem palcĂłw swojej kochanki.

Zamknął oczy, rozkoszując się masażem. Docierał do niego

tylko szelest jedwabiu, kiedy Shalimar zmieniała pozycję. Czuł

zapach olejku, który wcierała w jego nagie plecy, i pewny

dotyk jej palców, który rozluźniał napięte mięśnie.

Wydawało mu się, że jest w swoim ostatnim domu, w przytulnej łodzi mieszkalnej na jeziorze Dal w Dolinie Kaszmirskiej, którą zajmował wspólnie z Shalimar. Nie myślał o mglistym

brzegu Anglii, od którego dzieliło g...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin