Allen Louise - Markiz i lady Sara.pdf

(1187 KB) Pobierz
Louise Allen
Markiz i lady Sara
Tłumaczenie: Janusz Maćczak
Rozdział pierwszy
Wrzesień 1818 r. – Sandbay, Dorset
To była elegancka witryna z dyskretnymi złoceniami i lśniącymi
czystością oknami, a także z ozdobnym szyldem MUSZLA
AFRODYTY. Lucian uznał, że to ryzykowna nazwa dla sklepu, skoro
Afrodyta była grecką boginią miłości zrodzoną z morskiej piany, która
powstała, gdy Kronos odciął Uranosowi jądra i cisnął je do oceanu.
Tak czy inaczej, sklep kojarzył się z kobiecością i sprawiał nieco
frywolne wrażenie, stosownie do swego przeznaczenia i lokalizacji. To
miejsce zdecydowanie nie należało do tych, w których Lucian zwykł
się pojawiać, i mógłby to uczynić tylko pod wpływem skrajnej
desperacji. Ale pan L. J. Dunton, w wytwornych kręgach śmietanki
towarzyskiej znany również jako Lucian Dunton Avery, markiz
Cannock, właśnie był zdesperowany.
W przeciwnym razie nie znalazłby się w tym podrzędnym
nadmorskim kurorcie, i to poza sezonem, czyli w połowie września. Ta
desperacja sprawiła, że poprosił o radę właściciela szacownego hotelu
Royal Promenade, ten zaś polecił mu ów sklep. Tak więc Lucian pchnął
drzwi i przy akompaniamencie zawieszonych nad nimi dzwonków
wszedł do środka.
Sara ostatnim muśnięciem poprawiła udrapowanie kotary i
cofnęła się, by podziwiać ekspozycję przyborów artystycznych, którą
urządziła obok lady sklepowej. Składała się ona ze sztalugi, palety,
pudełka farb akwarelowych, a także z niedokończonego szkicu na
płótnie przedstawiającego zatokę, a całość tworzyła coś w rodzaju
gustownej martwej natury, uzupełnionej o parasol przeciwsłoneczny
ustawiony pośród dużych morskich muszli i kolorowych plażowych
kamyków.
Tak, pomyślała, skinąwszy z aprobatą głową. To powinno
zainspirować klientki, by nabyły naręcze tych przyborów plastycznych,
a następnie zaszyły się w jakimś malowniczym zakątku i namalowały
arcydzieło. Odstawiła słoje z muszelkami na półkę obok innych
szklanych naczyń z barwionym piaskiem oraz zestawu tajemniczych
pojemników i blaszanych puszek, mających wzbudzić zaciekawienie
klientek.
Popatrzyła w lewo i upewniła się, że regał z książkami, wieszak z
ramami do obrazów oraz stół zarzucony broszurami i żurnalami
sprawiają wrażenie raczej zachęcającej prywatności niż zwykłego
nieładu. Usłyszawszy brzęk dzwonków nad drzwiami, odwróciła się z
serdecznym powitalnym uśmiechem, zaraz jednak zmieniła go na
bardziej powściągliwy.
To nie była jedna z jej zwykłych klientek. Co więcej, to w ogóle
nie była klientka, lecz klient, do tego nadzwyczaj męski, wręcz wybitny
przedstawiciel swojej płci. Sara nadal uśmiechała się z rezerwą. Była
kobietą wystarczająco młodą, by w pełni docenić jego urodę, lecz
nazbyt dumną, aby to okazać.
– Dzień dobry. Zapewne pan zbłądził, jak sądzę. Sezonowa
biblioteka i czytelnia znajdują się dwa budynki dalej po tej stronie ulicy.
Mężczyzna uważnie rozejrzał się po wnętrzu, a gdy Sara zamilkła,
zdjął elegancki kapelusz i wyjaśnił:
– Szukam sklepu Muszla Afrodyty, nie biblioteki.
– Zatem znalazł go pan. Witam. Czy mogę panu w czymś pomóc?
Miał na końcu języka pytanie: „Jak przypuszczam, to pani jest
Afrodytą?”, lecz powstrzymał się i powiedział tylko:
– Mam nadzieję, że tak… – zerknął na jej dłoń i spostrzegł ślubną
obrączkę – pani…?
Dobrze znała ten męski typ, choć być może lepszym określeniem
byłaby rasa. Należeli do niej jej ojciec i brat, jakkolwiek każdy z nich
na własny, niepowtarzalny sposób. Wysoko urodzeni arystokraci,
odznaczający się totalną, bezwiedną pewnością siebie, którą
zawdzięczali wielu pokoleniom przodków obdarzonych przywilejami.
Ale też byli to twardzi mężczyźni, szlifujący szczytową sprawność
fizyczną, aby wyróżniać się w rozrywkach popularnych w tej klasie
społecznej, czyli w konnej jeździe, powożeniu zaprzęgami, sporcie,
walkach bokserskich, wojnie. Niemal niemożliwością było ocenić na
pierwszy rzut oka, czy tacy dżentelmeni są bogaci, czy bez grosza przy
duszy, gdyż prędzej skonaliby z głodu, niż pozwolili sobie na choćby
najmniejsze uchybienie w nienagannym wyglądzie.
Mieli doskonałe maniery, a w stosunku do kobiet należących do
ich rodzin zachowywali się pobłażliwie i opiekuńczo. Nade wszystko
cenili honor, zaś jego istoty upatrywali w dobrym imieniu owych
Zgłoś jeśli naruszono regulamin