Henryka Sytnera Wakacje na Dwoch Kolkach.pdf

(836 KB) Pobierz
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości
lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione.
Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie
książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie
praw autorskich niniejszej publikacji.
Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi
bądź towarowymi ich właścicieli.
Autor oraz Wydawnictwo HELION dołożyli wszelkich starań, by zawarte
w tej książce informacje były kompletne i rzetelne. Nie biorą jednak żadnej
odpowiedzialności ani za ich wykorzystanie, ani za związane z tym ewentualne
naruszenie praw patentowych lub autorskich. Autor oraz Wydawnictwo HELION
nie ponoszą również żadnej odpowiedzialności za ewentualne szkody wynikłe
z wykorzystania informacji zawartych w książce.
Redaktor prowadzący: Michał Mrowiec
Projekt okładki: Jan Paluch
Autorem fotografii użytej na okładce jest Marcin Krynicki. Fotografia została
wykorzystana dzięki uprzejmości Programu Trzeciego Polskiego Radia.
Pozostałe fotografie użyte w książce pochodzą z prywatnych archiwów
Henryka Sytnera i laureatów.
Wszystkie fragmenty książki ujęte w cudzysłów są oryginalnymi wypowiedziami
Henryka Sytnera, laureatów oraz wszelkich osób które udzieliły wywiadu
w trakcie powstawania tej książki.
Wydawnictwo HELION
ul. Kościuszki 1c, 44-100 GLIWICE
tel. 32 231 22 19, 32 230 98 63
e-mail: helion@helion.pl
WWW: http://helion.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)
Drogi Czytelniku!
Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres
http://helion.pl/user/opinie/bewako
Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.
ISBN: 978-83-246-7421-3
Copyright © Helion 2014
Printed in Poland.
Kup książkę
Poleć książkę
Oceń książkę
Księgarnia internetowa
Lubię to! » Nasza społeczność
K
RONIKI
,
RELACJE
,
MODELE I KONSTRUKCJE
P
RACOM KONKURSOWYM MOŻNA BY WYBUDOWAĆ MAŁE MUZEUM
— jak mówi Henryk.
Muzeum myśli artystycznej młodego człowieka.
Przez 43 lata
Wakacji na dwóch kółkach
prace były płaskie lub przestrzenne. Okrągłe
lub kwadratowe. Z okładkami wyszywanymi krzyżykiem lub rzeźbione w drewnie.
Małe, duże, lekkie i ciężkie. Prace wysyłane pocztą i takie, które trzeba było przy-
wieźć samemu, bo „pani na poczcie nie chciała jej przyjąć”. Prace wiezione samocho-
dem, pociągiem i autostopem.
Dzięki fantazji prace konkursowe przybierały formy modeli, makiet, gazetek
ściennych, telewizorów, kanapek, rowerowych kół, pocztówek, płaskorzeźb, zielni-
ków, pudełek pełnych skarbów i wszelkich innych kreatywnych pomysłów.
Jedną z nagrodzonych prac był globus, na którym stały miniaturowe domki, rosła
trawa i biegły ścieżki rowerowe. Można było nim obracać, kręcąc małymi pedałami.
Innym razem była to styropianowa kanapka, koło od roweru, jakaś makieta albo
„zwykła kronika” pisana gotykiem. Wyjątkowość prac nie tylko polegała na trudzie
włożonym w opracowanie faktów czy w grafikę, która bardzo często była wręcz
genialna. Jedyne prace, jakie na Henryku i całym jury nie robiły wrażenia, to swo-
jego rodzaju encyklopedie, w których brakowało osobistych refleksji i relacji z cieka-
wych spotkań oraz przygód na trasie. To dzięki tym osobistym elementom jury potra-
fiło odróżnić radosną wakacyjną wycieczkę od akademickiego niemal wypracowania.
Bywały lata, gdy w kronice musiały się znaleźć opisy rowerowych konkurencji.
Tory przeszkód, pomysły na konkursy rowerowe i wszelkie wyścigi. Na przykład
konkurencja rowerowa „Wymiana dętki”, którą zaproponowali uczestnicy z Byd-
goszczy w 1979 roku.
179
Kup książkę
Poleć książkę
Henryka Sytnera Wakacje na dwóch kó kach
180
„Konkurencja ta wymaga od zawodnika dużej precyzji oraz sprawności. Zada-
niem sędziów jest nie tylko mierzenie czasu, ale także czuwanie nad prawidłowym
przebiegiem konkurencji”. Nieprawidłowym przebiegiem mogło być złe użycie na-
rzędzi, które groziło „dodatkowym uszkodzeniem dętki”, a za to były przyznawane
punkty karne.
Fantastyczny bywał także język.
„Każdy turysta kolarz wyruszający na eskapadę rowerową powinien odznaczać
się dobrym zdrowiem, sprawnością fizyczną oraz posiadać sprawny rower”.
„Aby nie doszło do żadnej kolizji na trasie, rowerzysta powinien swój pojazd
wyposażyć w niezbędne części zapewniające mu oraz innym użytkownikom drogi
bezpieczną jazdę”.
Eskapada, kolizja, pojazd. Dziś nikt już tak nie pisze.
Najpiękniejsze, najbardziej urzekające są jednak początki tych prac. Czasem
ważniejsze od ich zasadniczej treści. Wstępy ich kronik — te pierwsze słowa — to
uchylanie drzwi do duszy rowerzysty. To właśnie tam pojawia się po raz pierwszy
motywacja. Motor działań nastolatka, który zamiast błogiego, wakacyjnego leni-
stwa podjął wyzwanie rowerowego konkursu.
Czasem ta walka była przegrana. Pomimo wysiłku praca szła jakby na marne.
„Jakby”, bo jako taka była może bezwartościowa z punktu widzenia konkursu, ale nie
dla młodego człowieka. Weźmy na przykład czterech kolarzy z Bydgoszczy — Raj-
munda, znanego inżyniera rowerowego, Zbyszka, Jarka i Krzysztofa, który dziś wy-
kłada na uniwersytecie bydgoskim.
Był rok 1979. „Pewnego słonecznego popołudnia odnotowano fakt całkiem wy-
jątkowy, słowem klasa 2 bm złożyła swe kości na twardych i niewygodnych siodeł-
kach swych stalowych rumaków i ruszyła na rajdowy szlak”.
Tak to właśnie zaczynała się ich praca konkursowa pełna zdjęć, mapek i słów.
„Tak więc w to upalne popołudnie przyszło nam rozruszać nasze zastygłe w bez-
ruchu szkolnej batalii i zgnuśniałe kończyny na pierwszym etapie rajdu. (…) Po
karkołomnym zjeździe do Kronowa udaliśmy się w stronę Pieczysk”.
Po kilku krótkich wypadach w okolicach Bydgoszczy przyszedł czas na obóz rowe-
rowy, przepraszam, „Obóz Kolarski” w Sudetach, gdzie — zjeżdżając w okolicach
Boguszowa — „część grupy wpadła na spłoszone, pozostawione bez opieki stado
owiec, które gwałtownie wtargnęło na jezdnię”. Cała historia byłaby dość zabawna,
gdyby nie opłakane konsekwencje. Dwóch z uczestników trzeba było odwieźć do szpi-
tala, gdzie stwierdzono u jednego złamanie obojczyka, a u drugiego szok powypadkowy.
Kup książkę
Poleć książkę
Kroniki, relacje, modele i konstrukcje
Pomimo tego wszystkiego — ciekawej trasy, barwnego języka, kłopotów w drodze
— czterech bydgoszczan znalazło się wśród kilku tysięcy sobie podobnych i… nie
zostało laureatami.
Ktoś powiedziałby — trudno. Inny spróbowałby jeszcze raz, jak próbowało cał-
kiem wielu. Co zrobiło tych „czterech z Bydgoszczy”? Zrobili coś na własną rękę. Coś,
co tylko przegrany, ale uparty nastolatek potrafi zrobić — pojechali za granicę sami.
Najpierw zatrudnili się jako praktykanci w Romecie i powolutku zbierali pieniądze.
Rowery, namioty i determinację przetestowali w Sudetach i jedyne, czego im brako-
wało, to fundusze. Gdy je zebrali, musieli już doprowadzić sprawę do końca. Minął
rok i Bułgaria była w ich zasięgu. Dopięli swego.
Zupełnie inna historia wydarzyła się dokładnie 10 lat później. Właśnie upadał sys-
tem PRL, a setki młodych ludzi przejeżdżało Polskę wzdłuż i wszerz, licząc na swój
talent, determinację i odrobinę szczęścia. Wśród tych setek byli także Robert Ka-
sprowicz i Krzysztof Buczyński z Chełmży. Dwóch zwykłych chłopaków, którzy nie
mieli szczególnych planów na wakacje. Wszystko zmieniło się, gdy Krzysztof „pewne-
go czerwcowego popołudnia usłyszał jeden z komunikatów Henryka Sytnera doty-
czących akcji
Wakacje na dwóch kółkach”.
Chłopcy od razu zapalili się do konkursu, ale mieli mały problem — nie mieli
rowerów. Pożyczając po raz pierwszy w życiu pieniądze od rodziców, Robert kupił
w Toruniu rower „Passat za 123 tysiące złotych”. Tymczasem Krzysztof pożyczył
pieniądze kilka dni później, ale po rower musiał jechać do Bydgoszczy. „W Toruniu
takich już nie było”. Wyjazd do Bydgoszczy jednak się opłacił. Krzysiek nie dość, że
kupił rower, to w dodatku taniej.
Łatwego startu nie mieli, ale zdążyli. Musieli jeszcze tylko zaplanować trasę, poży-
czyć namiot i „rozwiązać ważny dla nich problem zabezpieczania rowerów przed
ewentualną kradzieżą”. Szybko i na to znaleźli rozwiązanie, bo „po zapoznaniu się
z namiotem zauważyli, że zdołają pomieścić w nim także rowery”. Rodziny patrzyły
na nich z niedowierzaniem, a to tylko jeszcze bardziej ich zmotywowało. Napisali
nawet list do Henryka z prośbą o dobre rady, ale odpowiedź przyszła dzień po ich wy-
jeździe. Marzyli, by kronika była pełna fotografii, ale „w związku z zamknięciem
sklepu ze sprzętem fotograficznym” udało im się „odkupić od kolegi tylko jeden film”.
Ruszyli w 500-kilometrową trasę, ale pomimo trudów i przygód nigdy nie zostali
laureatami
Wakacji.
Choć wykazali się determinacją, to jednak czegoś im zabrakło.
Henryk nie pozostawił ich jednak z pustymi rękami — jako nagrodę pocieszenia
wysłał im zaproszenie na obóz narciarski.
181
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin