Przebudzenie Mrocznej Ciemności.pdf

(988 KB) Pobierz
PIEKIELNE MOCE 01
Przekład:
bdomelek
Korekta:
Dizzyy
ROZDZIAŁ 1
Finn Stavros nie zadał sobie trudu, by wytrzeć krew z ostrza, zwyczajnie
odwrócił się do kolejnego Akkadyjskiego demona wyłaniającego z wnętrza
ciemnego magazynu. Adrenalina uderzyła w niego jak silny i gwałtowny
przypływ, kiedy zajął się tą kanalią. Zabił już dwa demony, następne dwa czekały
na swoją kolej. Nie planował dzisiejszego wieczora przybierać zwierzęcej postaci,
ale cóż wyglądało na to, że nie miał wyboru. Jako wilk był o wiele silniejszy, a ta
walka musiała zostać szybko zakończona. Nie potrzebował towarzystwa
wścibskich, niczego niepodejrzewających ludzi.
Po wyjściu ze swojego kasyna i śledzeniu jednej z tych parszywych kreatur,
Finn miał nadzieję na szybkie załatwienie sprawy. Nie spodziewał się KILKU z
nich w tym opuszczonym magazynie.
Rzucając ostrze na betonową podłogę spiął się, gdy zaczął się zmieniać. Na
jego ciele pojawiło się szarobiałe futro, kości i stawy łamały się, zmieniając i
dopasowując do nowego kształtu. Zmiana nie trwała długo i bolało tylko przez
chwile, ale niemal natychmiast poczuł gwałtowną, surową moc jaka zaczęła w
nim pulsować. Kilka sekund później stał już na czterech łapach, a strzępy jego
ubrań i butów rozrzucone były wokół.
Jako urodzony Alfa i przywódca swojej watahy posiadał dużo więcej siły i
był o wiele szybszy niż jego pobratymcy. Może i miał tylko sto pięćdziesiąt lat,
ale zabijając swojego zdradzieckiego wuja, Finn dostał też w bonusie jego siłę i
przejął kontrolę nad watahą.
Podłoga pod jego łapami była zimna, a wyostrzona świadomość
przepływała przez niego w jednostajnych falach. Każdy jego zmysł został
wyostrzony. Demoniczne stworzenie z rogami i pazurami spojrzało na niego
wygłodniale. Cóż, tylko jedna osoba dzisiejszego wieczora opuści ten budynek
żywa i będzie to Finn. Te komiczne bękarty mogły posiadać zdolność, aby
upiększać się względem ludzi – sprawiając, że wyglądali nie tylko normalnie, ale
również pięknie – Finn, tak jak inne istoty nadprzyrodzone, mógł zobaczyć
wyraźnie ich prawdziwą „twarz”.
Oczywiście, bywały takie dni, kiedy naprawdę żałował, że posiada taką
zdolność.
To było przedziwne patrzeć jak ludzie zbliżają się do tych potworów
zupełnie nieświadomi tego, że staną się ich kolacją.
Szczerząc kły, Finn warknął na pokryte gadzią skórą kanalie o
wychudzonych policzkach, z jarzącymi żółtymi oczami, dłoniach i stopach ze
szponiastymi pazurami. Akurat ten egzemplarz miał tylko metr osiemdziesiąt
wzrostu, ale niektóre z nich mierzyły nawet dwa metry. Dokładnie jak Ci dwaj,
których zabił przed sekundą. Mógł wyczuć ich zapach z odległości ponad
kilometra. Ich zgniły, siarkowy odór przyprawiał go o mdłości. W ciągu
minionego miesiąca pojawiło się ich zbyt wiele w okolicy, by on i jego wataha
mogła zignorować ten fakt. W pewnym momencie stały się tylko wspomnieniem
– jak istoty z koszmarów. Coś jak Boogieman, przerażający w abstrakcyjny
sposób. Niestety ta idylla się skończyła.
Całe tysiąclecia temu, zamknięci w piekle nie należeli do ziemskiego
wymiaru. Siedzieli w klatkach przez taki okres czasu, aż żądza krwi zaczęła ich
zżerać od środka, i w końcu odbierała im kontrolę nad sobą w sekundzie gdy
zaczęli się pożywiać. Przez swoje niedbalstwo, stanowili zagrożenie dla
tajemnicy istnienia wszystkich istot nadprzyrodzonych. Finn nie wiedział, kto lub
co uwolniło ich z piekła, ale planował się dowiedzieć i upewnić, że zostaną
odesłani tam, gdzie ich miejsce.
Z warknięciem, istota rozłożyła swoje pazury i rzuciła się na niego.
Spinając mięśnie i używając całej siły jaką posiadał w swoich tylnych łapach,
Finn skoczył do przodu, przygotowując się na ból. Mógł zostać pokrojony na
kawałeczki przez tego sukinsyna. Kluczem do zabicia ich, było zrobienie tego
naprawdę szybko. Z jakiegoś powodu te skurczybyki lubiły walczyć jeden na
jednego. Więc chociaż wyczuł kolejnego demona w magazynie, nie wykona on
żadnego ruchu do momentu, aż Finn albo walczący demon nie wyjdzie z tej walki
zwycięsko.
Finn wyskoczył w powietrze i rozerwał jego ramię aż do kości. Stwór zawył
upiornie i przeciągnął swoimi pazurami po boku Finna, rozdzierając jego ciało –
ożesz kurwa co to był za ból. Ale to jeszcze bardziej rozwścieczyło jego
wewnętrznego wilka.
Warcząc, Finn obrócił się w powietrzu, unikając zderzenia z ziemią.
Uderzać szybko i mocno.
Ponownie się na niego rzucił. Tym razem z powodzeniem zacisnął szczęki
na gardle sukinsyna. Wgryzając się bardziej, posmakował ciała i krwi. Gęsty płyn
był obrzydliwy, zawierał w sobie chyba całe pokłady siarki.
Przegryzając ścięgna i kości, szarpnął do tyłu, odrywając jego głowę i
zabijając na miejscu. Nie zdążył się nawet odwrócić a już poczuł uderzenie
ostatniego zainteresowanego, lądującego na jego plecach. Łajdak zatopił pazury
głęboko w jego klatce piersiowej.
Wyjąc, przekręcił się i próbował zrzucić z siebie sukinsyna, tym samym
jego pazury wbiły się jeszcze głębiej. W dupie miał ból, który rozprzestrzenił się
po jego ciele, sprawiając, że jego zakończenia nerwowe krzyczały. Uleczy się. A
ta hiena umrze w ten, czy w inny sposób.
Przekręcając się przyszpilił go do ziemi używając ciężaru swojego ciała.
Trzasnął nim o beton, a pazury kreatury wycofały się, dając tym samym Finnowi
szansę na odskoczenie.
Stając na łapy, rzucił się, zanim tamten miał okazje się podnieść. Zacisnął
szczęki na karku demona, odcinając głowę jednym płynnym ruchem. Z
samozadowoleniem stwierdził, że poszło mu szybciej niż z pierwszym.
Serce mu waliło, kiedy obracał się we wszystkie strony, szukając
większego niebezpieczeństwa. Drewniane skrzynie stały w dwóch kątach. Sufit
w poprzek pokrywała pajęczyna ze stali. Te kanalie nie potrafiły latać ani wspinać
się tak więc atak z powietrza wykluczył. Kontynuując uważne lustrowanie
ciemności w opustoszałym budynku, który był niczym więcej jak metalowym
pudełkiem, jego wewnętrzny wilk powoli uspokajał się nie wyczuwając
zagrożenia. Szczególnie cieszył go fakt braku obecności jakichkolwiek ludzi. W
dzisiejszych czasach, wydawało się, że wszyscy posiadają telefony lub aparaty z
możliwością nagrywania, a ostatnią rzeczą jakiej potrzebował ktoś z jego rodzaju,
było nagranie tego, co się właśnie wydarzyło.
Kiedy przyjął z powrotem swoją ludzką postać, nowy zapach wypełnił
powietrze. Przyczaił się, gotowy do walki, dopóki bliżej nie napłynął znajomy
zapach Gabriela, Strażnika watahy. Musiał przybyć przed chwilą, ponieważ
Strażnik nie pozwoliłby mu walczyć samotnie. Nie pozwalała na to natura
Gabriela, ale i prawo watahy.
Ignorując lekki ból, Finn podniósł swoje podarte spodnie i przeszukał
materiał. W tym, co kiedyś stanowiło tylną kieszeń jego spodni znalazł
zapalniczkę. Podpalił szczątki swoich ubrań i rzucił je na pierwszego
skurczybyka. Od razu stanął w płomieniach. Niesamowita czerwono –
pomarańczowa poświata zapłonęła nienaturalnie jasno i szybko, kiedy ogień
pochłonął bestię, zostawiając jedynie popiół. Na całe szczęście sukinsyny paliły
się błyskawicznie i nie było po nich żadnych śladów.
– Czemu do mnie nie zadzwoniłeś skoro planowałeś się zabawić?
Zgłoś jeśli naruszono regulamin