Allan Cole & Chris Bunch
POWRÓTIMPERATORA
Sten
tom 6
Przełożył Radosław Kot
Spis treści:
Księga pierwsza. Princeps
Księga druga. Imperator
Księga trzecia. Pater patriae
Księga czwarta. Morituri te salutamus
Dla
Normana Spinrada
(czynnego hippisa i komucha, jak to mówią),
który pomagał nam przejść przez to bagno,
i
Dennisa Foleya
(emeryta z pewnej jednostki specjalnej),
dzięki któremu nie opiliśmy się zanadto.
KSIĘGA PIERWSZA
PRINCEPS
ROZDZIAŁ 1
Statek był monstrualny. Powierzchnia każdego z dziesięciościennych boków przekraczała kilometr kwadratowy.
Na pokładzie znajdował się tylko jeden człowiek. Unosił się na wodzie w płytkim basenie pośrodku jednego z pomieszczeń. Nagle otworzył oczy. Były niebieskie i niewinne jak u nowo narodzonego dziecka.
Minęło trochę czasu, aż szczęknął zawór, ciecz spłynęła i jeden z boków zbiornika opadł.
Mężczyzna usiadł i opuścił nogi na ciepły pokład. Poruszał się powoli i ostrożnie niczym niepewny swych możliwości rekonwalescent po długiej chorobie.
Potem po prostu sobie siedział chwilę, a może godzinę lub cały dzień, aż wkoło zahuczał głos:
– Jedzenie i picie jest w sąsiednim pokoju.
Mężczyzna wstał posłusznie, zachwiał się, ale szybko odzyskał równowagę.
Podszedł do ściany. Na wieszaku obok łóżko–basenu czekał błękitny uniform. Jedynie okrągła płytka mąciła gładź materii. Musnął krążek palcami.
Ściana zmieniła się w ekran. Nagranie? Obraz radarowy? Symulacja komputerowa?
Ukazał się widok przestrzeni, ale jakiejś dziwnej. Była czarna, jednak mieniła się wszystkimi kolorami. Kłuła boleśnie w oczy. Mężczyzna znów dotknął przełącznika, aby wyłączyć ekran.
Wciąż nagi, poczłapał do drzwi.
Stół czekał nakryty na jedną osobę. Mężczyzna zdjął kopulastą osłonę z talerza, sięgnął palcami jakiś kąsek, przeżuł, połknął. Każdy ruch wciąż był tak samo beznamiętny.
Wytarł palce o udo i przeszedł do kolejnego pomieszczenia, gdzie stał rozkładany fotel. Nad siedziskiem wisiał lśniący stalą hełm z kompletem dziwnych macek wystających z wewnątrz.
Mężczyzna usiadł i nałożył hełm.
W pokoju pojawili się ludzie. Chociaż nie, to ten mężczyzna gdzieś się przeniósł. Był odziany w mundur. Zgromadzeni uśmiechali się, krzyczeli, próbowali go dotknąć.
Słyszał, jak sam też coś mówi, ale ...
szoolu