Orlicz Daria - Złe spojrzenia.pdf

(1216 KB) Pobierz
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Daria Orlicz
Złe spojrzenia
===Lx0pHigcKFtqXW5XZVQ+C25faVhuCjtdOV1rXGxYPAo+CDAEMFRk
1
Młody wikary klęczał w błocie, otoczony przez ciskający
wulgarnymi wyzwiskami, rozsierdzony tłum. W ciemnoszarym
dresie, wyciągnięty z ciepłego wnętrza plebanii na ziąb
i przerażony, sprawiał wrażenie dzieciaka, na którego czyhają
za szkołą klasowi chuligani. Wilgotna grudniowa noc była
wietrzna i ponura; ludzie zebrani wokół grobów sprawiali
wrażenie zjaw. Stali zbici w grupę, ich twarze tonęły w mroku,
jedynie czasem światła trzymanych w dłoniach latarek
wyłaniały z ciemności znajome oblicza sąsiadów. Wezwany na
miejsce starszy sierżant Wojciech Kiciński przepchnął się przez
grupę mężczyzn i chcąc mieć lepszy widok, wszedł na
marmurową płytę jednego z nagrobków niewielkiego
przykościelnego cmentarza.
– Rozejść się! – wrzasnął, ale ciżba uparcie napierała.
Ktoś rzucił kamieniem, na szczęście nie trafił. Młody ksiądz
zaczął płakać, jednak jego łzy tylko rozwścieczyły zebranych
wokół grobów ludzi.
– Pedofil! – odezwał się ktoś z tyłu i przez otaczający
wikarego tłum przeszedł złowieszczy pomruk.
– Wieszać się takich powinno! – zawtórował mu inny, a nad
głową Wojciecha przeleciał kolejny kamień.
– Policja! Powiedziałem, rozejść się! – krzyknął Kiciński i kilka
osób cofnęło się pomiędzy porośnięte mchem nagrobki. –
Linczujecie człowieka, chociaż nie macie pewności co do jego
winy! Tacy z was katolicy?
– To przecież on, a kto?! – wrzasnął Romek Halski i kilku
mężczyzn ponownie zaczęło otaczać klęczącego w błocie
wikarego.
– On, pewnie, że on! Martwy ministrant i młody ksiądz,
dodajcie sobie dwa do dwóch! – Ireneusz Tarnowski, rosły
brodaty piekarz, złapał leżący na jednym z grobów wypalony
znicz i cisnął nim w stronę księdza.
Również nie trafił, ale brzęk tłuczonego szkła sprawił, że
Kiciński zrozumiał zagrożenie. Jeszcze chwila i ci ludzie na jego
oczach skatują wikarego. Co gorsza, nagle dopadła go
klaustrofobia i poczuł się naprawdę fatalnie wśród wściekłych,
rozsierdzonych agresorów. Ale własny lęk potrafił zwalczyć.
Teraz trzeba było myśleć o skulonym w błocie wikarym,
w którego ktoś właśnie rzucił kolejnym wypalonym zniczem
i tym razem uderzył księdza w ramię.
– Zboczeńcy w sutannach! – wydarł się ktoś inny i przez tłum
przeszedł kolejny złowrogi szmer.
Kiciński zeskoczył z nagrobka, rozepchnął grupkę młodych
mężczyzn i podszedł do księdza Piotra.
– Pomogę. – Podał mu rękę.
Młody kapłan wstał i lekko się zatoczył, jakby wymierzona
w niego nienawiść parafian odebrała mu siły. Szkło z rozbitych
zniczy złowrogo zachrzęściło pod podeszwami jego butów.
– Niech ksiądz nikomu nie patrzy w twarz i nie reaguje na
zaczepki. Idziemy prosto na plebanię – pouczył go Wojciech.
– Zapłacisz za to, skurwysynie! – wrzasnął Romek Halski,
potrząsając trzymanym w ręku kijem.
Kolejny kamień przeleciał tuż nad głową Wojciecha i policjant
stracił cierpliwość. Wskoczył na jeden z nagrobków, wyjął
z kabury broń, po czym oddał pojedynczy strzał ostrzegawczy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin