Nowy28(1).txt

(24 KB) Pobierz
27
A gdy pijani potęg zwidem
Język na wiat rozpucim wolno
I za nic majšc Twoje imię
Jak pogan plemię bez praw, podłe
Panie Zastępów, bšd wcišż z nami
Bo zapomnimy - zapominamy!
Rudyard Kipling
Pień na wyjcie (1897)

Okolice Dillard, Georgia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
14:27 czasu wschodnioamerykańskiego letniego, sobota, 26 wrzenia 2009
   
   Major Mitchell popatrzył na choršżego, która wystawiła głowę z włazu.
   - Możemy już zaczšć strzelać? - spytał.
   Major był odmłodzony; dawno temu jako wieżo mianowany oficer uczył się walczyć z Sowietami w Fulda Gap. Po pierwszym wstrzšsie doszedł do wniosku, że obecna sytuacja wcale nie tak bardzo różni się od tamtej. Stosunek liczebnoci pozostawał mniej więcej ten sam; lšdowników było około czterdziestu, a oni byli sami. Doskonale.
   Technikę walki z takimi siłami miał wyćwiczonš bezbłędnie: strzał i odskok. Trochę jak w boksie: wyprowadzenie porzšdnego, dobrze wymierzonego ciosu, a potem odskok, żeby kontra trafiła w pustkę. Oczywicie na wojnie dobrze było mieć wokół przyjaciół, dlatego Armia nazywała ten manewr strzał, odskok i porozumienie. Major Mitchell ćwiczył to przez większš częć swojego dorosłego życia. Umiał zadawać proste, bić hakiem i miał dobrš pracę nóg. Zanosiło się na łatwiznę.
   Jaaasne.
   Przez ostatnie kilka miesięcy bezustannie ćwiczyli. Załogę skompletowano, zanim jeszcze SheVa została zmontowana, i cały zespół zaczšł pracować na symulatorach w Fort Knox. Pierwsze natarcie wytršciło majora - wszystkich wytršciło - z równowagi, ale przypomniał sobie, jak kto kiedy mu powiedział, że zaskoczenie to stan umysłu dowódcy. Trzeba je tylko od siebie odsunšć i zagrać kartami, jakie się dostało.
   A więc nadeszła pora, aby zrobić to, do czego przygotowywał się prawie całe życie. To była dziwna chwila; nie wiedział, czy ma się miać, czy płakać.
   - Tak jest, sir - odparła Indy, wsuwajšc się na swój fotel i zapinajšc pasy. - Zdjęłam blokadę; lidar i działa powinny już móc się obracać.
   - Nienawidzę tego mechanicznego potwora - zaklšł Pruitt, wyłażšc z włazu i zatrzaskujšc go. - Potrzeba nam więcej ludzi w maszynowni. Albo Riffa.
   - Maszynownia?
   - Gotowa - powiedziała Indy. - Wszystko gra.
   - Kierowca?
   - Gotowy - powiedział Reeves. - Możemy jechać.
   - Działonowy?
   - Gotowy. - Pruitt wsunšł się na miejsce i zapišł pasy. - Bun-Bun gotowy skopać Posleenom tyłki.
   Mitchell włšczył ekrany stanowiska dowódcy.
   - Zrzucić kamuflaż, zobaczmy, co my tu mamy.
*
   - Tulostenaloorze, umocnienia zniszczone, a ludzie uciekajš - powiedział Orostan. - Kompanie wsparcia zaczęły zbierać thresh i broń, którš da się odzyskać.
   To była kolejna innowacja. Normalnie każdy kessentai kazałby swoim siłom zbierać łupy w marszu. Tulostenaloor położył temu kres. Niezależnie od tego, jak sprawnie dany oddział to robił, zawsze spowalniał resztę. Jednostki przechodzšce przez Gap musiały maszerować w stałym, równym tempie, a nie zatrzymywać się na zbieranie łupów. Dlatego do oczyszczenia pobojowiska wyznaczono specjalne oddziały pod dowództwem cosslainów i kenstainów.
   - Przemarsz przez przejcie idzie dobrze. Ruszamy w stronę następnego celu.
   - Zgoda - powiedział przez komunikator Tulostenaloor. - Poszło bardzo dobrze.
   - Strata większoci tenarali i dwóch okrętów to bardzo dobrze? - zaprotestował Orostan.
   Tulostenaloor machnšł z rozbawieniem grzebieniem.
   - Wcišż zapominam, że nigdy dotšd nie walczyłe z ludmi. Poszło, łatwo. Bój się tego, co czeka na nas w głębi doliny. Metalowi threshkreen niedługo tu będš, jestem tego pewien. A inni ludzie będš po drodze naprzykrzać się nam na różne sposoby. Zignoruj ich, trzymaj się wyznaczonego zadania i nie przejmuj się napotykanym oporem.
   - Będę to miał na uwadze - powiedział Orostan, rozkazujšc za porednictwem monitora komunikacyjnego wyruszyć w głšb doliny. - Tak czy inaczej, zwycięstwo mamy już w rękach.
   - O tak - stwierdził Tulostenaloor. - Mamy. Nic nas już nie powstrzyma.
*
   - Mam szeć lšdowników, sir - zawołał Pruitt. - Pięć Minogów, jeden C-Dek. Nie wiem, gdzie jest reszta.
   , To miał być jego pierwszy prawdziwy strzał. Strzelał już w symulatorze w Roanoke, ale powiedziano mu, że z prawdziwymi pociskami i SheVami będzie inaczej. Samobieżne działa, przy całej swojej olbrzymiej masie, sš o wiele wrażliwsze na wstrzšsy wystrzałów.
   - Pewnie na ziemi - powiedział major Mitchell, zaznaczajšc na monitorze odpowiednie cele. - Zdejmij tego i tego - powiedział, podwietlajšc je. - A potem wynosimy się z Dodge.
   - Tak jest, sir - powiedział Pruitt i wycelował działo w C-Deka wiszšcego niemal bezporednio nad dawnym Mountain City. Był zdenerwowany. Za chwilę 2robiš z siebie jeden wielki cel, a los
   SheVa Czternacie udowodnił aż nazbyt dobitnie, że nie sš niemiertelni. Pozostanie przy życiu będzie zależeć od tego, czy trafiš w te cholerne manewrujšce okręty, a to nie było łatwe. Na dodatek to był jego pierwszy prawdziwy strzał. Dlatego kiedy czekał prawie sekundę, aż C-Dek rozbłynie zielonš obwódkš, miał wyschnięte usta i spocone dłonie. Ale robił, co do niego należało, i zamierzał, na Boga, pokazać tym draniom, że przybył Bun-Bun.
   - CEL!
   - Potwierdzam!
   - POSZŁO! - zawołał działonowy i wdusił spust. Efekt przypominał wrażenie siedzenia w wielkim dzwonie, w który włanie uderzył jaki olbrzym. Centrum dowodzenia było solidnie wygłuszone, ale strzał spowodował nie tyle dwięk, co jakš przepotężnš obecnoć, która rozeszła się po ciałach załogi i wstrzšsnęła olbrzymim czołgiem jak domkiem z kart. To było najbardziej przytłaczajšce, przerażajšce i podniecajšce uczucie, jakiego Pruitt kiedykolwiek dowiadczył; uczucie, że panuje nad Siwš, Bogiem Zniszczenia.
   - Trafiony! - zawołał major Mitchell, kiedy jeden z lšdowników zatrzymał się w miejscu i spadł jak kamień. Za kilka lat, kiedy ostygnie, będzie z niego ładny pomnik. Teraz major umiecił kółko celownika na Minogu nad zachodniš dolinš. - Drugi cel!
   - CEL!
   - Potwierdzam!
   - POSZŁO!
*
   Cally schyliła się i zawróciła. Korytarz był wydršżony w samym sercu wzniesienia za domostwem ONealów. Kiedy pierwszy Michael ONeal osiadł na tych wzgórzach, był tylko jednym z wielu poszukiwaczy ogarniętych goršczkš złota. Szybko jednak doszedł do wniosku, że może więcej zarobić, sprzedajšc bimber innym górnikom niż kopišc, i że posiadanie tajnej drogi ucieczki przed agentami urzędu podatkowego bardzo się opłaca.
   Kolejne pokolenia wzięły sobie do serca lekcje pierwszego Michaela ONeala i raz na jaki czas ulepszały owš tajnš drogę ucieczki, wydłużały jš i wyposażały. Jeden tunel prowadził do szybu kopalni, stanowišcego centrum kompleksu, drugi korytarz prowadził z powrotem do domu, do piwnicy, a trzy inne do różnych wyjć.
   Podczas zimnej wojny szyb przerobiono na prawdziwy schron przeciwatomowy, zastępujšc oryginalne drewniane stemple solidnymi stalowymi. Był w stanie wytrzymać niedalekš eksplozję atomowš. Schron został wyposażony w odnawiane co jaki czas zapasy, które starczyłyby na trzy lata niemal zupełnego odcięcia od wiata.
   Cally otworzyła wewnętrzne drzwi do szybu i obejrzała się za siebie.
   - Pospiesz się, dziadku! - zawołała.
   - Gotowe - odkrzyknšł. - Już idę... - I nagle wiat rozbłysnšł bielš.
*
   - JASNA CHOLERA! - krzyknšł Pruitt, kiedy wszystkie ekrany poczerniały, a potem zamigotały i znów ożyły. - Co to jest, do cholery?!
   Nad zachodniš dolinš Gap unosił się olbrzymi grzyb eksplozji, a wszędzie dookoła wybuchały pożary. Zasięg zniszczeń był większy niż po wybuchu SheVy, a lšdowników wcale nie było widać.
   - Trafienie totalne! - zawołał major Mitchell. - Wynosimy się stšd, Schmoo!
   - Jak to się, do cholery, stało, sir? - spytał Pruitt, kiedy doszła do nich fala uderzeniowa. - No, niele!
   - Posleeńskie okręty używajš antymaterii jako ródła energii - powiedziała Indy. - Pewnie udało ci się trafić w ich zbiornik paliwa. Widziałam schematy; ciężko je trafić, a jeszcze trudniej przebić. Gratulacje. Impuls elektromagnetyczny zniszczył mi częć systemów, ale to nic poważnego; większoć naszego sprzętu jest wytrzymała, a impuls nie był znów tak mocny.
   - Jeszcze parę takich strzałów i w ogóle nie będziemy musieli martwić się o lšdowniki! - powiedział Pruitt, poklepujšc swój panel kontrolny. - Dobry Bun-Bun, dobry królik. ANTYMATERIA WAM W RYJ, POSLEENIAKJ!
*
   Orostan z jeżył grzebień i wrzasnšł, kiedy fala uderzeniowa zakołysała jego C-Dekiem.
   - SKĽD ON SIĘ TAM WZIĽŁ?!
   - Musiały być dwa - powiedział Cholostaan, opuszczajšc z rezygnacjš grzebień. - Dobrze, że bylimy na ziemi.
   - ESTUUU! - krzyknšł rozwcieczony ooltondai.
   - Nie było żadnych raportów, ooltondai - warknšł kessentai. - Nic. Musiał dopiero co zajšć tę pozycję! Nie wiem, dlaczego tak długo zwlekał. Całe szczęcie, że nie bylimy wszyscy w powietrzu.
   - Ale teraz będziemy - prychnšł Orostan. - Wszystkie okręty w górę! Znaleć mi to przeklęte działo i zniszczyć je! Tenarale, naprzód! Znaleć je, zniszczyć, jeżeli zdołacie, a przynajmniej zlokalizować i okaleczyć! Naprzód!
* 
   - Do wszystkich stacji w sieci. Tu SheVa Dziewięć - wzywał major Mitchell. Częstotliwoć ta była przeznaczona dla jednostek do zwalczania lšdowników. Szansa, że kto akurat będzie na nasłuchu, była cholernie mała, ale gdyby jednak w zasięgu strzału była jaka inna SheVa, jej pomoc bardzo by się przydała. - Do wszystkich jednostek. Tu SheVa Dziewięć.
   Oczywicie po stracie Czternastki pozostało tylko czterdzieci dział SheVa; major dobrze wiedział, że najbliższe stacjonuje w Asheville, ale wzywanie pomocy było o wiele lepsze od obgryzania paznokci.
   - SheVa Dziewięć, tu Whisky Trzy Pięć - odezwał się kobiecy głos. - Mówcie.
   - Cofamy się w górę doliny Little Tennessee - powiedział Mitchell,...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin