B_H.pdf

(1916 KB) Pobierz
PONIŻSZE TŁUMACZENIE W CAŁOŚCI NALEŻY DO
AUTORA JAKO JEGO PRAWA AUTORSKIE I STANOWI
MATERIAŁ MARKETINGOWY SŁUŻĄCY DO JEGO
PROMOCJI W NASZYM KRAJU. NIE SŁUŻY ONO
UZYSKIWANIU ŻADNYCH KORZYŚCI MAJĄTKOWYCH, A
CO ZA TYM IDZIE, KAŻDA OSOBA WYKORZYSTUJĄCA
TŁUMACZENIE W CELACH INNE NIŻ MARKETINGOWE –
ŁAMIE PRAWO.
OBOWIĄZUJE CAŁKOWITY ZAKAZ
ROZPOWSZECHNIANIA TEGO TŁUMACZENIA.
Pod moim czarnym stetsonem zbiera się pot, a następnie spływa mi
po twarzy. Mrużę oczy, aby przez oślepiające światła sceniczne zobaczyć
cokolwiek poza tłumem. Jest prawie dwudziesta trzecia trzydzieści i wiem,
że gdzieś tam są gwiazdy, ale światła i rozdygotane od gorąca powietrze
sprawiają, że nie można ich dostrzec.
Biorę głęboki wdech, do moich nozdrzy dociera zapach wilgoci i
bydła, przyprawiając mnie o mdłości. Przez kilka miesięcy podążaliśmy z
zawodowym rodeo przez kraj. Gramy w ostatni wieczór z miast na naszej
trasie. Bilety na nasze koncerty zawsze się wyprzedawały. Dzisiaj nie
mogę myśleć o niczym innym niż o tym, że jest to mój ostatni występ.
Sprawa wygląda tak, że przestało mi zależeć. Wszystko, czego
kiedykolwiek chciałem, to być kimś. Kimś dla kogoś, jak i dla samego
siebie, a po dziesięciu latach czuję, jakbym się pogubił, zamiast się
odnaleźć.
Jestem zagubiony.
Sama myśl powoduje, że ogarnia mnie smutek. Nikt tego by nie
zrozumiał. Mimo wszystko, przez ostatnie pięć lat wydaliśmy trzy albumy
studyjne, które pokryły się podwójną platyną, wygraliśmy siedem nagród
Grammy, bilety na nasze koncerty, odbywające się na stadionach
mogących pomieścić ponad sześćdziesiąt tysięcy widzów, nadal się
wyprzedają i nasz zespół – The Will Ashton Band – jest uważany za jeden
z najlepszych zespołów country.
Nienawidzę tej nazwy.
Nazwanie zespołu moim imieniem sugeruje, że muzyka jest
wyłącznie o mnie. To nieprawda. Pierwotnie nazywaliśmy się Blue
Horizons, ale ponieważ śpiewam tylko ja, wytwórnia przed podpisaniem z
nami kontraktu zażądała zmiany. Nie było dnia, w którym nie żałowałbym
tego i nie współczuł Clayowi, mojemu najlepszemu przyjacielowi, i
głównemu gitarzyście, jak i wszystkim innym, którzy włożyli w to swoje
serce i dusze.
Cofam się o krok od mikrofonu, ciągnę za przetarty skórzany pasek
gitary, tak by przesunęła się na plecy. Instrument uderza mnie, lądując w
odpowiednim miejscu, przy czym wywołuje u mnie grymas. Nie jest
spowodowany bólem, lecz moim otoczeniem – sceną, dekoracją, sprzętem
– dla mnie liczy się tylko ta stara akustyczna gitara.
Uświadomienie sobie tego sprawia, że czuję, jakby potrąciła mnie
wielka ciężarówka. Nic z tego życia, albo tego marzenia, nie ma już dla
mnie znaczenia. Czy możliwe jest kochać coś przez długi czas i pewnego
dnia obudzić się ze świadomością, że to uczucie zniknęło? Nie, prawda?
Co się więc ze mną dzieje?
Mgliście słyszę znajomy riff, który jest dla mnie sygnałem, sięgam
po mikrofon i spóźniam się z pierwszym wersem tylko o chwilę.
Spoglądam na Claya i, mimo że aviatorki przesłaniają jego oczy, przez co
nie mogę z nich nic wyczytać, to wiem, że jest zaniepokojony i wkurzony.
Szczęśliwy skurczybyk ma na nosie okulary przeciwsłoneczne… w tej
chwili oddałbym wszystko za to, żeby też je mieć.
Clay zamierza podejść do mnie, ale gdy kręcę głową, zatrzymuje się.
Szybko otrząsa się po moim błędzie, odwraca się plecami do publiczności i
podchodzi do krańca sceny, aby po pierwsze zaspokoić fanów, a po drugie
dać mi trochę więcej czasu. Fani unoszą ręce, aby go dotknąć – tak dobrze
odgrywa tę rolę. Wolałbym być kopnięty w krocze końskim kopytem, niż
znosić dotyk tak wielu osób. Można by pomyśleć, że powinienem
przyzwyczaić się do tego, uodpornić. Zawsze najmniej lubiłem tę część –
dotykanie, przytulanie i obmacywanie przez obcych tylko, dlatego że
jestem popularny. To dziwne.
Gdy Clay wraca na swoje miejsce na scenie, spogląda na mnie
jeszcze raz. Wie, że byłem wycofany przez kilka ostatnich miesięcy, ale
nigdy nie rozmawialiśmy o tym do jakiego stopnia. Moja decyzja wpłynie
także na niego i, mimo że mam wyrzuty sumienia… będzie musiał ją
zaakceptować. Mam nadzieję, że zrozumie. Nie… potrzebuję, aby
zrozumiał.
Bez zastanowienia ściągam kapelusz i podnoszę bluzkę, aby otrzeć
pot z twarzy. Tłum fanów staje się ogłuszająco głośny, a ja czuję
rozczarowanie. Od kiedy mignięcia kawałka skóry jest tak ekscytujące, jak
muzyka? Psiakrew, powinno chodzić o muzykę.
Wciągam jeszcze więcej powietrza, aż mi płuca płoną z bólu, który
rozdziera moje wnętrze, parzy gardło. Do tego występu zmuszam się
bardziej niż do poprzednich – próbuję odzyskać te utracone emocje… ale
nic z tego. Czuję się pusty, tylko mój głos brzmi inaczej.
Zespół powraca do wstępu do utworu i przypominam sobie, że to już
ostatnia piosenka. Czuję dzięki temu znajomy przypływ adrenaliny i
Zgłoś jeśli naruszono regulamin