Howard Linda - Mr Perfect.pdf

(1778 KB) Pobierz
MR PERFECT
LINDA HOWARD
2
Linda Howard
Prolog
Denver, 1975
— To śmieszne! — Kobieta przycisnęła torebkę tak mocno, Ŝe zbielały
jej knykcie, i łypnęła na dyrektora szkoły. — Twierdzi, Ŝe na wet nie dotknął tego
chomika, a moje dziecko nie kłamie. Co za po— mysł!
J. Clarence Cosgrove był dyrektorem szkoły Ellington Middle juŜ od sze-
ściu lat, a nauczycielem od dwudziestu. Obcował dość często z zagniewanymi
rodzicami, lecz ta wysoka, chuda kobieta i chłopiec siedzący spokojnie obok do-
prowadzali go do szału. Nie znosił uŜywać uczniowskiej gwary, ale oboje byli na-
prawdę zdrowo świrnięci. Choć wiedział, Ŝe to strata czasu, zdecydował się na
polemikę.
— Jest świadek…
— Pani Whitcomb zmusiła go na pewno, Ŝeby to powiedział. Corin nie zro-
biłby przecieŜ krzywdy chomiczkowi. Prawda, kochanie?
— Nie, mamusiu. — Głos brzmiał niemal anielsko i słodko, lecz oczy
pozostały zimne i nieruchome. Dzieciak wpatrywał się w pana Cosgrove tak, jakby
chciał sprawdzić, jakie wraŜenie wywrze na nim tak stanowcze zaprzeczenie.
— A nie mówiłam! — wykrzyknęła triumfalnie kobieta.
— Pani Whitcomb… — Dyrektor nie ustawał w wysiłkach.
— …znienawidziła Corina juŜ od pierwszego dnia. To ją powinien pan
przesłuchać, a nie moje dziecko. — Kobieta ze złości zacisnęła usta. — Rozma-
wiałam z nią dwa dni temu o tych brudach, jakie wbija dzieciom do głowy. Powie-
działam, Ŝe nie mam wprawdzie wpływu na to, co mówi innym, ale absolutnie so-
bie nie Ŝyczę, aby w obecności mojego dziecka poruszała… — zerknęła niespo-
kojnie na Corina — …tematy związane z seksem. I dlatego go oskarŜyła.
— Pani Whitcomb cieszy się naprawdę znakomitą reputacją. Nigdy by…
— A jednak! Proszę mi nie opowiadać, do czego ta kobieta nie byłaby
zdolna, skoro fakty wyraźnie temu przeczą. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby wy-
szło na jaw, Ŝe to ona zabiła tego chomika!
— PrzecieŜ chomik naleŜał do niej. Przyniosła go do szkoły, aby na-
uczyć dzieci…
lezak_2006
Mr Perfect
3
— To niczego nie zmienia. Dobry BoŜe! W końcu to był tylko duŜy szczur
— powiedziała gniewnie matka Corina. — Nie rozumiem tego całego zamieszania,
nawet jeśli Corin rzeczywiście zabił chomika, czego oczywiście nie zrobił. A teraz
ona go prześladuje. Prześladuje! I ja na to nie pozwolę. Albo pan sam się zajmie
tą nauczycielką, albo ja to zrobię.
Pan Cosgrove zdjął okulary i przetarł szkła, po prostu po to, aby się czymś
zająć. Tymczasem myślał intensywnie, w jaki sposób zneutralizować truciznę są-
czoną przez tę kobietę, zanim będzie za późno. Polemika nie wchodziła w grę.
Rozmówczyni praktycznie nie dopuszczała go do słowa. Zerknął na Corina.
Dziecko wciąŜ nie spuszczało z niego anielskiego spojrzenia, choć oczy pozosta-
wały zimne.
— Czy mogę porozmawiać tylko z panią? — spytał.
Wydawała się zdziwiona.
— Po co? I tak mnie pan nie przekona, Ŝe moje biedactwo…
— Chwileczkę — przerwał, z trudem kryjąc satysfakcję, iŜ tym razem to
on wpadł jej w słowo. – Proszę — dodał, mimo Ŝe juŜ i tak przekroczył granice
dobrego wychowania.
— No dobrze — odparła niechętnie, nie ukrywając irytacji. — Corin, ko-
chanie, wyjdź na zewnątrz. Stań tuŜ przy drzwiach, Ŝeby mama cię widziała.
— Dobrze, mamo.
Pan Cosgrove podniósł się z krzesła i stanowczym ruchem zamknął za nim
drzwi. PrzeraŜona faktem, Ŝe dziecko zniknęło jej z oczu, kobieta uniosła się na
krześle.
— Proszę usiąść — nakazał dyrektor tonem nieznoszącym sprzeciwu. —
Bardzo proszę.
— Ale Corin…
— Jest całkowicie bezpieczny. — Z satysfakcją odnotował kolejny sukces
w dziedzinie przerywania, poprawił się na krześle, podniósł z biurka pióro i zaczął
nim uderzać o suszkę. Szukał jakiegoś dyplomatycznego sposobu, by wreszcie prze-
kazać matce Corina rezultat swoich przemyśleń. śaden ze znanych mu sposobów nie
wydawał się jednak wystarczająco dyplomatyczny dla tej kobiety, toteŜ postanowił po
prostu nie owijać niczego w bawełnę.
lezak_2006
4
Linda Howard
— Czy myślała pani kiedyś o tym, by zapewnić Corinowi jakąś pomoc? Dobry
psycholog…
— Oszalał pan? — syknęła i gwałtownie zerwała się
z
miejsca. Na jej twarzy
malowała się wściekłość. — Corin nie potrzebuje psychologa. Nic mu nie dolega. To ta
jędza stwarza problemy, nie on. Wiedziałam, Ŝe spotkanie z panem to strata czasu.
Musi pan trzymać jej stronę.
— Pragnę jedynie dobra Corina — odparł, z trudem panując nad głosem. —
Chomik to ostatni incydent, nie pierwszy. Niewłaściwe zachowanie Corina zdecydowa-
nie wykracza poza kanon uczniowskich figli.
— Inne dzieci są o niego zazdrosne — odparła kobieta oskarŜycielskim tonem.
— Te małe dranie bez przerwy mu dokuczają, a ta jędza nigdy go nie broni. Corin
wszystko mi opowiada. Jeśli pan naprawdę myśli, Ŝe dopuszczę do tego, Ŝe moje
dziecko nadal zostanie w tej szkole i będzie prześladowane, to…
— Ma pani rację. — W konkurencji przerywania rozmowy i tak juŜ prowadził,
ale był to wymarzony moment, by po raz kolejny wpaść jej w słowo. — Inna szkoła by-
łaby rzeczywiście idealnym wyjściem. Corin jakoś tu nie pasuje. Mógłbym pani pole-
cić dobrą szkołę prywatną…
— Proszę się nie fatygować — warknęła, zmierzając w kierunku drzwi. — Nie
rozumiem, z jakiego powodu miałabym polegać na pańskiej opinii. — Zadawszy ów
cios na poŜegnanie, otworzyła na ościeŜ drzwi i chwyciła Corina za ramię. — Idzie-
my, kochanie. JuŜ nie będziesz musiał tutaj wracać.
— Tak, mamo.
Pan Cosgrove podszedł do okna. Matka i syn wsiedli do starego, dwudrzwio-
wego pontiaca z Ŝółtą karoserią i plamami rdzy na lewym błotniku. Osiągnął na razie
jedynie cel doraźny — udało mu się obronić panią Whitcombe — lecz zdawał sobie
doskonale sprawę z tego, ile jeszcze problemów mogły sprawić osoby, które wyszły
przed chwilą z jego gabinetu. Niech Pan Bóg ma w opiece radę pedagogiczną szkoły,
którą zamierza wybrać Corin. MoŜe jednak stwarzało to równieŜ pewną szansę
na interwencję specjalisty, zanim będzie za późno.
Dopóki kobieta nie wyjechała poza teren szkoły, w samochodzie panowała
groźna, pełna napięcia cisza. Na widok znaku „stop” przystanęła i uderzyła Corina
w twarz tak mocno, Ŝe dziecko rąbnęło głową w szybę.
lezak_2006
Mr Perfect
5
— Ty draniu — syknęła przez zęby. — Jak śmiesz mnie w ten sposób po-
niŜać! To przez ciebie zostałam wezwana do gabinetu dyrektora, który rozmawiał
ze mną jak z kompletną kretynką. Chyba wiesz, co cię czeka w domu, prawda?
Prawda? — wrzasnęła.
— Tak, mamo. — Twarz dziecka była zupełnie pozbawiona wyrazu, lecz w
oczach błysnęło coś na kształt radości.
Chwyciła kierownicę obiema rękami, jakby chciała ją zgnieść.
— Będziesz idealny, nawet gdybym musiała cię pobić! Słyszysz? Mój syn
musi być idealny.
— Tak, mamo — odparł Corin.
Rozdział 1
Warren, Michigan 2000
Jaine Bright obudziła się w nie najlepszym humorze. Jej najbliŜszy sąsiad,
zakała otoczenia, wrócił do domu około trzeciej nad ranem, bardzo hałasując. Na-
wet jeśli jego samochód miał tłumik, to owo praktyczne urządzenie juŜ dawno prze-
stało funkcjonować. Tak się nieszczęśliwie złoŜyło, Ŝe sypialnia Jaine znajdowała
się po tej samej stronie co podjazd sąsiada i nawet naciągnięta na głowę poduszka
nie mogła zagłuszyć ryku ośmiocylindrowego pontiaca. Sąsiad zatrzasnął drzwiczki,
zapalił na ganku lampę umieszczoną w ten sposób, by świeciła prosto w oczy osobie
leŜącej naprzeciwko twarzą do okna, nie domknął wewnętrznych drzwi, które od-
biły się przez to trzykrotnie od framugi, w kilka minut później wrócił na ganek i
wszedł z powrotem do domu, najwyraźniej zapominając o lampie — świeciła jeszcze
długo potem, jak zgasły światła w kuchni.
Gdyby wiedziała o tym sąsiedzie, zanim jeszcze dokonała transakcji, naby-
łaby z pewnością inną posesję. Choć sprowadziła się tutaj zaledwie przed dwoma
tygodniami, ten okropny facet zdąŜył juŜ obrzydzić jej pierwszy w Ŝyciu dom.
Był pijakiem. Ale dlaczego nie upijał się na wesoło? — myślała kwaśno Ja-
ine. Nie, musiał być ponurym, zgryźliwym, do tego stopnia niesympatycznym gbu-
rem, Ŝe Jaine bała się nawet wypuścić kota, ilekroć on był w domu.
BooBoo w zasadzie nie był jakimś szczególnym kotem — w dodatku nie jej
własnym — lecz mama Jaine darzyła go naprawdę ogromnym sentymentem. Dla-
lezak_2006
Zgłoś jeśli naruszono regulamin