Studnie przodkow - Joanna Chmielewska.pdf

(1341 KB) Pobierz
Joanna Chmielewska
Studnie przodków
Roku pańskiego 1876 szesnastoletnia
Katarzyna Bolnicka uciekła z domu.
Ściśle biorąc nie z własnego domu, a z
wytwornej
siedziby
swoich
hrabiowskich
pociotków,
gdzie
nabierała ogłady i uczyła się
eleganckich manier. Nakichawszy na
ogładę i maniery, zmyliła straże i późną
nocą wylazła przez okno spiżarni,
następnie zaś przez dziurę w ogrodzeniu.
Za dziurą czekał dziarski młodzian,
dzierżący
krótko
przy
pysku
zniecierpliwione konie, łatwo zatem
odgadnąć, po co Katarzyna uciekła.
Chwila to była wielce romantyczna,
pół księżyca świeciło upojnie, wiosenny
wiatr pędził po niebie obłoki, w
młodzieńcu ogniście gorzały rozmaite
uczucia i Katarzynie wszystko razem
podobało się nadzwyczajnie. Nad
skutkami ucieczki nie zastanawiała się
ani przez chwilę, a sumienie miała
spokojne,
ponieważ
zakochany
wielbiciel zadbał o moralną stronę
przedsięwzięcia i umówiony ksiądz już
czekał. Ślub wzięli o świcie.
Do mężowskiego domu dotarli nie tak
od razu. Pan młody mimo amorów
zachował resztki przytomności umysłu i
kołatały się w nim mgliste niepokoje w
kwestii wrażenia, jakie nowa siedziba
może uczynić na małżonce świeżo
wyrwanej z hrabiowskiego pałacu. Pętał
się zatem po okolicznych karczmach i
oberżach, jak długo mógł, usiłując
odwlec niepokojącą chwilę.
Zwłóczył tydzień, dłużej się nie dało i
owa chwila nadeszła.
Złe przeczucia okazały się słuszne,
Katarzynę
widok
mężowskiej
posiadłości trzasnął niczym grom z
jasnego nieba. We dworze rodziców
żyła dostatnio, w pałacu ciotki-hrabiny
luksusowo, tu zaś ujrzała coś strasznego.
Na skraju zwyczajnej wsi stała sobie
zwyczajna
chałupa,
obszerna
wprawdzie, czteroizbowa, z ogrodem,
ale gdzie jej było do rodzicielskiego
dworu! Już raczej przypominała
rodzicielską oborę. Jedna dziewka od
krów i jeden parobek stanowili cały
personel usługowy.
Katarzyna w mgnieniu oka poczuła się
oszukana, wykantowana i zgoła zelżona.
Temperament miała ognisty i jak
przedtem wielka miłość, tak teraz dzika
furia pchnęła ją do kolejnej ucieczki w
tajemnicy. O bladym świcie najęła
żydowską bryczkę i udała się do domu
rodziców.
Skutki tego pomysłu okazały się
zgubne, a wynajęty pojazd pogrążył ją
ostatecznie, trafiła bowiem dokładnie na
chwilę powrotu matki od siostry-
hrabiny. Pani Zofia Bolnicka na wieść o
ucieczce
córki
z
jakimś
chudopachołkiem dostała ataku szału.
Hodowała jedynaczkę dla wielkiej
przyszłości i wiązała z nią potężne
nadzieje,
zgromadziła
dla
niej
Zgłoś jeśli naruszono regulamin