KEL-1917.pdf

(904 KB) Pobierz
Jeżeli w obejściu z ludźmi zdrowymi pożyteczna jest mądrość życiowa,
tembardziej trzeba umieć postępować dyplomatycznie z chorymi,
którzy są najczęściej wrażliwi i podejrzliwi. Dobre jest wystąpienie pewne
i stanowcze, lecz wolne od pychy.
Cokolwiek działoby się w duszy
lekarza z powodu wątpliwości zejścia danego przypadku chorobowego,
nie wolno mu tracić spokoju i zdradzić się czemkolwiek. Szczególniej
przy wszelkich oznakach współczucia należy unikać wszystkiego, coby
mogło być uważane lub tłomaczone za uniewinnianie się.
Skromne stanowisko
chorego nie powinno być powodem do wyniosłego postępowania
z nim, ani też nie powinny lekarzowi imponować blask i bogactwa.
Lekarz uległy nie będzie w stanie zapanować nad wolą chorego, aby go
ten należycie słuchał.
Chcąc być zrozumianym przez chorych swoich,
pochodzących z warstw najróżnorodniejszych, musi lekarz niejako wżyć
się w zakres ich wyobrażeń. Musi szczególniej poznać ich uczucia, opanować
ich mowę, która dla tego samego pojęcia jest wielce różnorodna,
stosownie do stopnia wykształcenia. Co jeden przyjmie za zwykłe, spokojne
objaśnienie, dla drugiego oznaczać będzie ukryty wyrok śmierci. Ponieważ
chory i otoczenie czepiają się każdego wyrazu lekarza, przeto
niech on dobrze zastanowi się nad każdym wyrazem, jaki ma powiedzieć.
Jedno zdanie nieostrożne, może przynieść szkodę dotkliwą powadze
lekarskiej. We wszystkich okolicznościach powinien pozostać grzeczny.
Lekarze gburzy są na szczęście na wymarciu. Spotyka się jeszcze niekiedy
tego rodzaju oryginałów, pragnących być oryginalnymi i imponować
lekarzom i chorym swoją gburowatością przesadną. Niekiedy szorstkość
jest jednakże wskazana dla względów terapeutycznych.
Nie powinien lekarz
nigdy tracić cierpliwości. Niech chory nie ma wrażenia, że lekarz
śpieszy się i niema czasu do niego. Nawet gdyby miał czas najbardziej
ograniczony, nie wolno mu tego okazać przed chorym. Trzeba niekiedy
mieć cierpliwość i wysłuchać chorego gadatliwego i stać się powiernikiem
jego dolegliwości, nie mających nic wspólnego z chorobą. Niech
lekarz wystrzega się na drodze interesów chcieć zdobywać chorych według
zasady: ręka rękę myje. Z chorych takich lekarz będzie miał niewiele
pociechy.
Jednym z najpierwszych warunków dla lekarza młodego jest, jak
powiedzieliśmy, pozyskać zaufanie chorych i otoczenia ich. Zaufanie jest
czetnś tajemniczem i powinszować może sobie ten, kto je pozyskał na
drodze uczciwej i zaszczytnej; często bowiem nabyte zostaje w sposób
nieszlachetny i podstępny. Zaufanie do lekarza powstaje często na podstawach
nieetycznych, często śmiesznych, głupich i bezwartościowych.
Pomimo to jest ono warunkiem niezbędnym działalności praktycznej lekarza.
Z tego wynika, że ono zasługuje na największe zastosowanie w stosunkach
koleżeńskich. Zaufanie w celach samolubnych, zdobywane na
szkodę innego lekarza, jest złe i niskie. Są jednakże przypadki, że ze
względu na dobro chorych, trzeba jako lekarz współdziałać w celu zniszczenia
niezdrowego stosunku zaufania.
Najwyższem prawidłem wszelkiej praktyki musi zawsze być—pomagać
i nie szkodzić. xó y'ikhiv xal ^ ßXanxEtv. Tem lekarz powinien
kierować się we wszystkich swoich przedsięwzięciach.
Powiedzieliśmy wyżej, iż jest obowiązkiem moralnym lekarza zawsze
i w każdej chwili spieszyć na pomoc chorym. Otóż zasadniczo nie
daje się nic powiedzieć przeciw takiemu żądaniu. W życiu praktycznem
atoli lekarz pomimo najszczerszej chęci często nie jest w możności
spełnić obowiązku tego w całej jego rozciągłości. Nikt też rozsądny
nie będzie żądał od lekarza, ażeby cały był dla wszystkich; to pisze
się w książkach, lecz nigdy nie było wykonywane nawet przez tych, co
to napisali. Punkt ten jeden z najważniejszych w etyce lekarskiej dał powód
do częstych rozstrząsań. Pomocy lekarskiej żąda od lekarza chory
bezpośrednio lub jego otoczenie. Bez takiego żądania niema on ani obowiązku,
ani prawa udzielać swej pomocy lekarskiej. Spotkawszy na ulicy
chorego, lekarz nie ma obowiązku narzucać się mu z pomocą swoją,
na to chory musi sam lub jego zastępca wyrazić swoją wolę. Lecz i lekarz
musi przytem także okazać swoją dobrą wolę; niema on bowiem żadnego
obowiązku leczyć bezwarunkowo każdego, kto tego od niego zażąda.
Jakeśmy wyżej powiedzieli, między lekarzem i klientem staje milcząca
umowa dobrowolna, na mocy której lekarz obowiązuje się leczyć go, ten
zaś ma wynagrodzić go za jego trud. Tam, gdzie to tylko jest możliwe,
powinien istnieć taki stosunek między lekarzem i chorym i to właśnie
ze stanowiska etyki.
Dawniej sądzono, a po części po dziś dzień panuje u nas błędne mniemanie,
że lekarz musi każdemu, kto tego zażąda udzielać pomocy
lekarskiej, czy to w dzień, czy w nocy, Primum medici officium est ut
nemini, qui curationis suae se committit auxilium deneget.
Wzniosłe teorye
i ideały do urzeczywistnienia których ludzkość dążyć powinna i bezwątpienia
dąży, często nie dają się, niestety zastosować wobec twardej
i okrutnej rzeczywistości. Jeżeli wymaga się od lekarza, ażeby leczył
bezwarunkowo każdego, kto tego od niego zażąda, pochodzi to stąd, że
nie odróżnia się należycie pomocy, jakiej lekarz udzielić powinien potrzebującemu
jej, jako człowiek, od pomocy jakiej udziela on jako lekarz.
Jeżeli kogoś spotyka wypadek, grożący niebezpieczeństwem życiu jego,
będzie obowiązkiem ogólno-ludzkim miłości bliźniego, pomódz mu wedle
sił. Każdy jest też moralnie obowiązany pomódz drugiemu, gdy nagle
zagrożony jest przez ogień, wodę, napad zbójecki i t. p . Tak samo lekarze
obowiązani są pomódz drugiemu w nagłych przypadkach zasłabnięcia
ciężkiego; lekarze też nigdy nie uchylają się od udzielenia pomocy swo—
jej w podobnych razach; wypływa zaś to z ich poczucia obowiązku moralnego.
W każdym innym zawodzie, kto oddaje na usługi swoje wiadomości
zawodowe, ma prawo zapytać się, czy żądający usługi jest wypłacalny.
Lekarz ma się rozumieć tego nie uczyni w jakimś przypadku nagłego
zasłabnięcia, ani też w żadnym innym i najczęściej w pierwszym
razie po udzieleniu pomocy, odchodzi z niczem. Jakże często zdarza się,
że w razie nagłej choroby czyjejś, krewni i znajomi jego rozbiegają się
na wszystkie strony po lekarzy, przybywa ich najczęściej kilku, udzielają
pomocy, a gdy idzie o zapłatę, ci wszyscy, którzy ich sprowadzili, znikają.
Nie są też przypadki rzadkie, że lekarza wyciągają w nocy z łóżka
do niebezpiecznie chorego; lekarz śpieszy do niego często wśród zawieruchy
śnieżnej i ślizgawicy, nagle na ulicy zdała rozlega się krzyk,
że już lekarz jest niepotrzebny i ten, co go prowadzi do chorego znika,
pozostawiając go na ulicy, a nieraz na schodach ciemnych, tak, iż ten nie
wie nawet, gdzie się znajduje i jak dostać się do domu. O takich przypadkach
i o innych podobnych, chyba każdy lekarz miałby wiele do opowiedzenia.
Od czasu do czasu prasa codzienna rozpisuje się o nieczułości lekarzy
na nieszczęście ludzkie, że odmawiają pomocy swojej w przypadkach nagłych.
Skoro lekarz ożywiony najlepszemi chęciami względem ratowania
chorych, choćby był najidealniejszy, będzie wystawiony wielokrotnie
na skutki przytoczone, to czyż w końcu będzie można dziwić się, że niejeden
nieraz, a zwłaszcza w nocy, odmawia pomocy swojej. Zresztą, podający
swe oskarżenia na lekarzy do pism, mijają się najczęściej z prawdą,
wystawiając siebie, jako niewinne ofiary bezwzględności lekarskiej.
Pomimo to przypadki odmówienia pomocy lekarskiej w przypadkach
nagłych, bez względu na pobudki i przyczyny, stanowią ze strony etycznej
błąd godny pożałowania, lecz po doświadczeniach, jakie lekarze nabierają
o sposobach postępowania z nimi, błąd ten zasługuje na ocenę
łagodną i względną.
Jedną z przyczyn odmawiania pomocy lekarskiej w nocy, oraz
w t. zw. przypadkach nagłych, szukać też należy w niepotrzebnem i lekkomyślnem
wzywaniu lekarza. Brutalność ze strony pewnych jednostek
dochodzi nieraz do tego stopnia, że zamawia się lekarza do człowieka,
który nagle zasłabł. Lekarz nie waha się ani chwili i spieszy do chorego.
Przekonywa sięatoli, że wyrządzono mu żart niesmaczny, tam bowiem,
gdzie przybył nie ma żadnego chorego.
A przypadki jednoczesnego zamawiania
kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lekarzy do jakiegoś domu,.
gdzie nikt nie jest chory, nie są też wyjątkowe.
Sam byłem niejednokrotnie
ofiarą takiej mistyfikacyi i spotykałem w podwórzu, na schodach,
w przedpokoju mieszkania osoby mi znanej i zamożnej, lekarzy, którzy
podobnie, jak ja zostali wprowadzeni w błąd. Nie można wszystkich winić
o takie postępowanie nieuczciwe, skoro jednakże lekarze są narażeni
na coś podobnego i to powtarza się od czasu do czasu, to z jednym, to
znowu z innym lekarzem, cóż jest dziwnego, że lekarze zaczynają odnosić
się ze sceptycyzmem do owych nagłych przypadków i wizyt improwizowanych.
Obszerniej o przedmiocie tym pomówimy w rozdziale o obowiązkach
publiczności i chorych względem lekarzy.
Jakkolwiek w dziewięć dziesiątych przypadkach a może i więcej
wizyty nocne są zbyteczne, zaś żądania natychmiastowych wizyt dziennych
są również przesadzone, pomimo to lekarz, skoro tylko może, powinien
odwiedzić chorego i nie odmawiać pomocy swej, zwłaszcza w nocy.
Niech lepiej 99 razy pójdzie niepotrzebnie, aniżeli gdyby raz jeden
zaniedbał udzielić pomocy rzeczywiście potrzebnej. Skoro lekarz z poczucia
moralnego i prawnego ma obowiązek udzielania pomocy w przypadkach
nagłych, słuszność wymagałaby, ażeby zawsze był wynagrodzony
za trud swój. Byłoby przeto do życzenia, ażeby społeczeństwo, gmina,
państwo na punkcie tym broniło też praw lekarskich i płaciło mu za
pomoc nagłą udzielaną tym, którzy sami nie są w możności zadośćuczynienia
temu. Te stosunki, bądź co bądź nienormalne w udzielaniu
pomocy lekarskiej zostały u nas do pewnego stopnia złagodzone i po
części usunięte przez założenie Towarzystwa doraźnej pomocy lekarskiej,
oraz przez dyżury nocne lekarzy w różnych punktach miasta, specyalnie
w pewnych aptekach. Publiczność dzisiejsza jest już mniej więcej obznajmiona,
gdzie ma szukać pomocy lekarskiej w przypadkach nagłych, lub
też w nocy, bez potrzeby alarmowania lekarzy; uwzględnia też ich więcej,
niż dawniej. Godny zaznaczenia dodatni giest ten ze strony publiczności,
jest przeważnie następstwem wprowadzenia w czyn słuszności praw
swoich przez samych lekarzy.
Nierzadkie są przypadki żądania natychmiastowej pomocy lekarskiej
w przypadkach, gdy ktoś jest chory i gorączkuje od kilku dni. Czy
lekarz powinien żądaniu takiemu a zwłaszcza natychmiast zadosyćuczynić?
Gdyby każdy obywatel kraju miał obowiązek czynić wszystko, co
jest najlepsze dla zdrowia jego współobywateli, obowiązek ten możnaby
przenieść także na lekarza. Moralność praktyczna takiego rodzaju obowiązków
nie zna. Miliony ludzi żyje w najgorszych warunkach hygienicznych,
niszczących ich zdrowie czyż ludzie bogaci i dostatni, mający wiel—
kie mieszkania, mają obowiązek oddania ich niezamożnym, dlatego, że
to przyczyni się do poprawy ich zdrowia? Czyż ludzie, mający dostatek,
mają obowiązek pozbawić się go w celu nakarmienia innych? Z pewnością
nie. Podług moralności praktycznej, jednostka nie jest obowiązana
myśleć o zdrowiu innych, pozostawione to jest dobrej woli każdego. Kto
się tych zasad nie trzyma, nie jest uważany za człowieka niemoralnego;
kto zaś czyni wszystko, co może dla współludzi, jest w każdym razie
godzien pochwały. Z tego wynika, że za wyjątkiem przypadków nagłych
i niebezpieczeństwa bezpośredniego, lekarz niema obowiązku myśleć
o zdrowiu innych. Nie czyni tego nawet państwo w należytym stopniu.
Dlatego też w przypadkach zwykłych, nie wymagających pomocy natychmiastowej,
lekarz ma wolną wolę udzielić swojej pomocy lub też
jej odmówić. Bardzo często też w przypadkach, gdy choroba trwa
kilka dni, danego chorego najczęściej odwiedzał już przedtem inny lekarz,
którego otoczenie chce całkiem odstawić, nie troszcząc się o żadne
względy przyzwoitości względem niego, lub też wzywa innego lekarza po
to, ażeby przekonać się, czy chory jest dobrze leczony. O tem, że leczy
lekarz inny, świeżo wezwany dowiaduje się dopiero u łóżka chorego. Postępowanie
takie ze strony publiczności daje często powód do niepożądanych
nieporozumień między lekarzami.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin