ARTHUR CONAN DOYLE-OSTATNIA ZAGADKA.rtf

(111 KB) Pobierz

OSTATNIA ZAGADKA

 

Z niewymownym bólem przystępuję do opisu wypadków, w których po raz ostatni mam mówić o niezwykłym talencie mego przyjaciela Sherlocka Holmesa. Wspomnienie to, jeśli mam być szczery, jest dla mnie tak bolesne, że chętnie pominąłbym szczegóły fatalnego wydarzenia, które w moim życiu spowodowało pustkę nie do zapełnienia; jednak sumienie każe mi przemóc stratę osobistą i szczegółowo opisać tragiczny zgon mego przyjaciela; zmuszają mnie do tego również ogłoszone niedawno listy pułkownika Jamesa Moriarty'ego, w których ów stara się zrehabilitować pamięć swego brata. Ponieważ jestem jedynym świadkiem tego, co zaszło pomiędzy profesorem Moriartym a mym przyjacielem Holmesem, dlatego uważam za swój obowiązek ogłosić prawdę drukiem, prawdę, spaczoną niestety, przez brata zmarłego profesora.

Zaznaczyłem już, zdaje się, we wcześniejszych opowiadaniach, że po moim ożenku i podjęciu praktyki, naturalną koleją rzeczy, moja dotychczasowa zażość z Holmesem znacznie się rozluźniła. Od czasu do czasu przychodził jeszcze do mnie, prosząc, bym mu towarzyszył i współdział w jego poszukiwaniach; zdarzało się to jednak coraz rzadziej, aż wreszcie w roku 1890 zaledwie trzy razy brałem udział w jego wyprawach. Dlatego też zdziwiłem się niezmiernie, gdy w roku 1891, 24 kwietnia wieczorem, niespodzianie zjawił się u mnie. Zauważem od razu, że od naszego ostatniego spotkania bardzo się zmienił, zmizerniał, wychudł.

- A tak! - rzekł w odpowiedzi na moje słowa współczucia. - Ostatnimi czasy wiele pracowałem. Nagromadziło się tego tyle, a ja, jak zwykle, nie oszczędzałem siebie. Czy nie masz nic przeciwko temu, żebym zamknął okiennice?

Pokój oświetlała tylko jedna lampa, przy której siedziałem i czytałem książ. Holmes przemknął się ukradkiem koło ściany i zamknął okiennice, uważnie umocowawszy zasuwy od wewnątrz.

- Boisz się czegoś? - zapytałem.

- Tak jest, boję się.

- Czego?

- Wystrzału z fuzji.

- Jak mam to rozumieć?

- Mam nadzieję, mój drogi, że znasz mnie na tyle, by wiedzieć, że nie jestem przesadnie nerwowy. Byłoby jednak rzeczą nierozsądną lekceważ niebezpieczeństwo, jeżeli ono naprawdę istnieje. Daj mi, proszę, zapał! Z widoczną przyjemnością zaciągnął się papierosem.

- Muszę cię przeprosić - rzekł po chwili - że tak późno przychodzę, a zarazem prosić cię, abyś nie miał mi za złe, że odejdę od ciebie nie jak porządni ludzie, lecz przełażąc przez parkan w ogrodzie.

- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytałem.

Wyciągnął ku mnie dł i przy świetle lampy ujrzałem, że dwa palce ręki były skaleczone.

- Jak widzisz, mam powód do obawy - rzekł z uśmiechem. - A czy pani Watson w domu?

- Nie, nie ma jej; pojechała z wizytą.

- Więc jesteś sam w domu?

- Najzupełniej sam.

- Tym lepiej. Przyszedłem zaproponować ci, byś za jakiś tydzień pojechał ze mną do Europy.

- Dokąd mianowicie?

- Dokąd chcesz. Wszystko mi jedno, byleby wyjechać. Było w tym coś dziwnego. Ostatnia rzecz, o jakąbym podejrzewać Holmesa, to włnie bezcelowy wyjazd, zupełnie nie leżący w jego charakterze. A do tego ta twarz - blada i zmęczona - z widocznymi oznakami nadludzkiego wręcz napięcia.

Spostrzegł moje zdumienie i, przybrawszy ulubioną pozę, w której zwykł oplataćkoma kolana, zaczął mi objaśniać, co się święci.

- Nie słyszał prawdopodobnie nigdy o profesorze Moriartym? - zapytał.

- Istotnie, nie słyszałem.

- W tym włnie tkwi jego geniusz! Człowiek ten jest sprężyną każdej zbrodni, jaka ma miejsce w Londynie, i nikt o nim nic nie wie. Gdyby mi się udało uwolnić świat od jego osoby, uważbym, mój drogi, że doszedłem do szczytu chwały i usunąłbym się całkiem z czynnego życia. Tym bardziej że moje ostatnie poczynania w sprawie dwóch państw Skandynawii i Republiki Francuskiej na tyle zabezpieczyły mnie materialnie, że mógłbym już całkowicie poświęcić się badaniom chemicznym, które tak umiłowałem. Nie mogę jednak, zaznać spokoju, wiedząc, że taki człowiek, jak profesor Moriarty, oddycha wolnym powietrzem, przemierza swobodnie ulice Londynu!

- Cóż on takiego zrobił?

- Jego kariera jest niezwykła. Pochodzi z dobrej rodziny, starannie wychowany, obdarzony przy tym niezwykłymi zdolnościami matematycznymi. Już w dwudziestym roku życia swymi pracami w tej dziedzinie zwrócił powszechną uwagę i wkrótce otrzymał katedrę profesorską na jednym z uniwersytetów. Czekała go świetna przyszłość. Ale człowiek ten miał w sobie zbrodnicze skłonności, poszedł za ich głosem, a dzięki swym niezwykłym zdolnościom jeszcze je spotęgował. Stał się geniuszem zła. Mroczne wieści o tym rozniosły się po micie, w którym mieszkał, tak że był zmuszony opuścić katedrę profesorską i przenieść się do Londynu. Oto wszystko, co w ogóle wiedzą o nim, ja zaś .opowiem ci, co sam na jego temat odkryłem. Jak wiesz zapewne, mój drogi Watsonie, nikt nie jest zaznajomiony lepiej ode mnie z tym wszystkim, co się dzieje w londyńskim półświatku. Od wielu już lat podejrzewałem, iż w Londynie istnieje jakaś potężna organizacja, która działa wbrew prawu, sprawiedliwości i bierze pod swoją opiekę przestępców. Czy to znaczniejsza kradzież, czy zabójstwo, wszędzie czułem tę tajemniczą silę, wykryłem ją w wielu przestępstwach, których nie rozwiązano, a w których wyświetlaniu brałem udział jedynie pośredni. Całymi dniami mozoliłem się nad wykryciem tej tajemnej organizacji i oto nareszcie po wielu trudach i zawodach, krok za krokiem udało mi się dojść do samego źa tej siły i dociec, że jej głównym zbrodniczym motorem jest były profesor Moriarty. Jest on stanowczo Napoleonem zbrodni i występku. Połowa przestępstw w stolicy, nie wyjnionych i nie rozwikłanych, jest dziełem jego ręki. Jest to geniusz, filozof, myśliciel, poeta. Umysłowość nadzwyczajna. Jak omotany pająk pozostaje on w środku pajęczyny; pajęczyna jednak posiada milion rozgałęzień i drgnięcie każdego z nich on zna doskonale. Osobiście nie działa. Jedynie planuje. Jego agenci są jak piasek, liczni i doskonale zorganizowani. Czy trzeba popełnić zbrodnię, czy sfałszować papiery, czy zlikwidować kogoś, kto im zawadza, donoszą o tym profesorowi; rzecz w lot zostaje obmyślona, zarządzona i wykonana. Agenta nieraz złapią, ale na jego uwolnienie zawsze znajdują się pieniądze i pomoc, jakiej potrzeba. Tylko główna sprężyna, oś wszystkiego, siła, rządząca agentami, pozostaje poza kołem podejrzeń. To on jest organizatorem zbrodni,, spoiwem wszystkich przestępstw, Watsonie. Odkryłem to i poświęciłem wszystkie siły, by go zdemaskować i zniszczyć. Lecz profesor potrafił otoczyć się murem nieprzebytym; wszystkie moje wysiłki, by go przyłapać na gorącym uczynku i pociągnąć do odpowiedzialności, speły na niczym. Znasz moje zdolności, Watsonie; po trzech miesiącach wytężonej pracy mogę ci śmiało powiedzieć, że spotkałem wreszcie godnego przeciwnika, przeciwnika, który dorównuje mi siłą intuicji i przewidywania. Często podziw dla jego geniuszu brał we mnie gó nad odrazą, jaką budziły w moim umyśle jego zbrodnie. Wreszcie zrobił maleńki błąd, błąd ledwie dostrzegalny; skorzystałem z tego, pochwyciłem nić i począłem ze swej strony oplatać go pajęczą siecią. Teraz już mi się nie wyśliźnie. Za trzy dni, a więc w przyszły poniedziałek, profesor i główni członkowie jego szajki nareszcie znajdą się w rękach sprawiedliwości. A wtedy rozpocznie się proces, największy i najciekawszy w tym stuleciu; ujawnionych zostanie około czterdziestu zbrodni i złoczyńcy zostaną powieszeni. Do tego jednak czasu wszystko musi pozostać w najgłębszej tajemnicy, gdyż mogą się oni wymknąć, pomimo niezbitych dowodów. Gdybym mó dział w tej sprawie bez wiedzy profesora Moriarty'ego, wszystko by było w porządku. Moriarty jednak jest zanadto czujny i wie o każdym moim kroku. Nieraz już starał się wymknąć z mej sieci, ale jak dotąd umiałem temu zapobiec. Nigdy jeszcze nie natężem sił bardziej i nigdy jeszcze nie miałem takiego przeciwnika. Dziś rano zrobiłem ostateczne przygotowania; za trzy dni wszyscy zostaną ujęci. Siedziałem w swym pokoju i włnie sprawę opracowywałem, gdy naraz drzwi się otworzyły i przede mną stanął profesor Moriarty. Chociaż nerwy mam mocne, Watsonie, to jednak wyznaję, drgnąłem, gdy człowiek, który od dawna był celem mych dział, stanął przede mną...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin