Bez przebaczenia.pdf

(412 KB) Pobierz
Marcin
PINDEL
Bez przebaczenia
Kup książkę
© Copyright by
Marcin Pindel & e-bookowo 2019
Projekt okładki: e-bookowo
ISBN 978-83-8166-002-0
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2019
Kup książkę
Bez przebaczenia
ośród całego morza traw, przyozdobionego gdzie-
niegdzie kilkoma drzewami, czy krzewami, dało
się widzieć niewielki, jasny punkt. Źródłem tego światła
było ognisko, nieco już przygasające, otoczone kamie-
niami. Jego blask kładł się na siedzących przy nim dwóch
męskich sylwetkach; obie trwały nieruchomo, w milczeniu,
opatulone szczelnie ciepłymi pledami. Choć lato wciąż nie
ustąpiło jeszcze miejsca jesieni, w chłodnym powietrzu
czuło się jej bliskie nadejście.
Pierwszy z mężczyzn należał do rasy elfów, czego nie-
zawodnym znakiem były spiczaste uszy. Okalająca czoło
przepaska trzymała w ryzach sięgające ramion czarne
włosy. W zielonych oczach od czasu do czasu pojawiało się
odbicie ulatującej iskierki. Tuż obok niego spoczywał oręż
– skryty w pochwie miecz półtoraręczny oraz drewniany
łuk wraz z kołczanem nabitym ledwie kilkoma strzałami.
Mężczyzna zwał się Ervill i był jednym z elfów z południa.
Światło ogniska oświetlało także i twarz jego druha. Ten nie był
elfem, pochodził z rasy ludzi. Wyższy od Ervilla, twarz miał na-
znaczoną kilkudniowym zarostem, jasne włosy sięgały ramion.
W błękitnych oczach dało się wyczuć pewien rodzaj chłodu, choć
równie dobrze mógłby on zostać nazwany powściągliwością, bądź
opanowaniem. Podobnie jak towarzysz, również był uzbrojony:
oprócz asortymentu odpowiadającego elfowemu, posiadał także
zatknięty za pas sztylet. Nosił imię Avaret.
4
e-bookowo
Kup książkę
P
Gałęzie górującego nam nimi dębu zaszeleściły mono-
tonnie pod wpływem wiatru, podobnie jak i rosnące w po-
bliżu krzaki.
– Dorzuć trochę do ognia! – zakomenderował Ervill. –
Noc się robi zimna. Zresztą już jest, psiakrew! Nie czekaj,
aż nam ognisko całkiem zgaśnie!
Srogie spojrzenie rzucone przez Avareta na nic się
zdało. Nim zdążył odrzucić pled i podnieść się z ziemi,
został jeszcze kilkukrotnie ponaglony przez ostentacyjnie
trzęsącego się z zimna elfa.
Wiatr dmuchnął, tym razem mocniej, zmuszając ma-
lejący ogień do żywiołowego tańca. Avaret ostrożnie do-
rzucił do niego najpierw cieńsze gałęzie, a gdy już się zajęły,
przeszedł do grubszych konarów. Jego niespieszne ruchy
harmonizowały z ciszą, jaka nastała, gdyż nawet mający
zawsze coś do powiedzenia Ervill, zamilkł.
Naraz coś w okolicznych zaroślach poruszyło się. Avaret
drgnął nerwowo, z miejsca odróżniając ten dźwięk od
miarowych ruchów gałęzi dębu. Nie umknął on również
o wiele bardziej wrażliwym uszom elfa.
– Co to było? Słyszałeś, Avaret? Co t...
Avaret uniósł dłoń, wyraźnym gestem każąc mu za-
milknąć. Stąpając ostrożnie, zbliżył się do krzaków otulają-
cych drzewo. Przystanął, w skupieniu usiłując przeniknąć
spojrzeniem ciemną gęstwinę. Choć wydawało się mało
prawdopodobne, by czaiło się w niej jakieś niebezpieczeń-
stwo, przezorny charakter nie pozwalał mu zlekceważyć
tego incydentu.
5
e-bookowo
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin