Wiec.pdf

(706 KB) Pobierz
© Copyright by Tomasz Bodziony & e-bookowo 2010
Grafika i projekt okładki: Anna Pietraszek
ISBN 978-83-61184-95-9
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2010
Kup książkę
Tomasz Bodziony
WIĘC
Kup książkę
Tomasz Bodziony:
Więc
|
4
PRZEDMOWA
Myślę, że przed lekturą tej książki winien jestem krótkie wyjaśnienie. Naj-
pierw, jak powstała ta książka. Otóż znalazłem ją na półce w przedziale kolejo-
wym. Wracałem do Szczecina pociągiem z Przemyśla. Przed miastem zacząłem
szykować się do wyjścia i wtedy powstał problem torby. Była to plastykowa re-
klamówka, dość zniszczona, z urwanym jednym uchem. Początkowo wprawiła
mnie w zakłopotanie: za chwilę pociąg stanie, trzeba wychodzić a tu torba, cudza
torba, z którą nie wiadomo, co zrobić. Byłem sam w przedziale. O znalezieniu wła-
ściciela mowy nie było. Mogłem oddać torbę konduktorowi, ale kiedy, przełamując
początkowe opory, ściągnąłem cudzą reklamówkę z półki, spostrzegłem, że nie ma
w niej nic poza pospolitą, papierową teczką, jakich używa się w biurach do prze-
chowywania rozmaitych pism i akt. Otworzyłem teczkę, ale ku swemu rozczaro-
waniu nie znalazłem w niej żadnych formularzy, faktur czy innych pism, które
pozwoliłyby zidentyfikować właściciela teczki. W teczce znajdował się jedynie dość
gruby plik kartek zapisany gęsto na maszynie. Przejrzałem je pośpiesznie, ale nig-
dzie na kartkach, ani na teczce, nie dostrzegłem nazwiska osoby, która była ich
właścicielem. Zorientowałem się, że jest to list, list do kogoś, do jakiegoś przyja-
ciela. Ale i jego nazwiska, ani adresu, nigdzie nie udało mi się odnaleźć. Przyznaję
– nie zgłosiłem konduktorowi o znalezisku, co powinienem był zrobić, lecz zabra-
łem teczkę do domu. Pociąg był już spóźniony a ja miałem umówione spotkanie.
Bałem się, że nie zdążę. Konduktora nigdzie nie było widać w pobliżu. Ich zawsze
nie ma, gdy są potrzebni. Poza tym miałem nadzieję, że w domu przejrzę dokład-
nie maszynopis i uda mi się odnaleźć nazwisko oraz imię autora i jego adres.
Wtedy bym mu odesłał teczkę pocztą. Niestety, niczego takiego nie znalazłem.
Kim jest autor tego maszynopisu? Ponieważ maszynopis ten ma formę listu,
będę go nazywał listem, aby uniknąć nieporozumień. Musiał jechać przez jakiś
www.e-bookowo.pl
Kup książkę
Tomasz Bodziony:
Więc
|
5
czas w tym samym przedziale. Kłopot polega na tym, że począwszy od Tarnowa
pociąg jechał zatłoczony. Wszystkie miejsca w przedziale były zajęte, aż do samego
Poznania. Jedni wysiadali, drudzy wsiadali. Przez dwanaście godzin bezustanny
kołowrót. Żaden z pasażerów nie utkwił mi w pamięci, żadnego nie podejrzewał-
bym o autorstwo tego listu. Później starałem się sporządzić przypuszczalny ryso-
pis jego autora na podstawie wzmianek znajdujących się w tekście. Skąpych, lecz
pozwalających na wysunięcie pewnych wniosków. Autor zadbał o to, aby nie było
to łatwe. Nie podał nawet swojego imienia. W jednym miejscu przez zapomnienie
napisał swoje imię, ale później zamazał je tuszem. Nie dość dokładnie. Wydaje mi
się, że pierwsza litera jego imienia to M lub… W. Marcin? Michał? Marek? Woj-
ciech? Wiesław? Nie mam pojęcia. Jak można wnioskować z tekstu, autor jest
mężczyzną w wieku około trzydziestu kilku lat. Wiadomo, że urodził się w Szcze-
cinie. W Krakowie studiował. Pracuje jako nauczyciel, gdzieś na wschodzie kraju,
jak sam napisał – w odległości pięćdziesięciu kilometrów od Bełżca. To wszystko,
co można o nim powiedzieć; to jest to, co sam o sobie napisał. Można przypusz-
czać, że jechał do Szczecina w sprawach rodzinnych. Ale i to nie jest pewne. Mógł
przecież jechać i do innej stacji, np. Poznania. Nic pewnego o nim powiedzieć nie
sposób. W każdym razie był w tym pociągu. Jednak ja nie przypominam sobie
mężczyzny w tym wieku, w pociągu relacji Przemyśl – Szczecin. Jednego zapamię-
tałem, ale było to małżeństwo. Jechał z żoną i kilkuletnią córeczką. Nie mógł to
być autor, który bez wątpienia jest osobą samotną. Jest jeszcze inna możliwość.
Część drogi przespałem. Snem niespokojnym, z częstymi przebudzeniami, lecz
jednakże spałem. W tym czasie nieznany autor listu mógł znaleźć się w przedziale.
Jeśliby tak właśnie było, to nic dziwnego, że nie kojarzę z nim żadnej osoby. Spa-
łem, a w przedziale było ciemno. Jest jeszcze dodatkowy powód. List ten przeczy-
tałem dopiero w kilka miesięcy później. Nie miałem czasu, poza tym, przy pierw-
szej próbie, zraziłem się do tego listu, o co bardzo łatwo. Zaraz wieczorem tego sa-
mego dnia zacząłem czytać i… odłożyłem go na półkę. Każdy, kto zada sobie trud
przeczytania tej książki, zrozumie moje uczucia. Gdy po kilku miesiącach zaczą-
łem przypominać sobie, kto jechał ze mną w przedziale, wyniki nie mogły być re-
welacyjne. Autor tego listu pozostanie na zawsze nieznany. Ale też on tego właśnie
chciał. Jest jeszcze inna możliwość, której rozpatrzenia nie można uniknąć. Mia-
nowicie, że autorem tego listu może być ktoś inny: kobieta, młody chłopak, czy
www.e-bookowo.pl
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin