ALFA NOVA.pdf

(43 KB) Pobierz
„ALFA NOVA” – fragment
9.
Są szpitale lepsze i gorsze. Ten był akurat średni, ani zbyt brudny, ani za czysty. Ale Teresa tu
właśnie chciała rodzić, więc Hall (cały w skowronkach, jak gdyby on sam został ojcem) gnał teraz
przez korytarz oddziału położniczego, szukając sali numer trzysta osiem. Wyminął dwie panie w
zbyt dużych szlafrokach, prawie nie zderzył się przy tym z lodówką, stojącą nie wiadomo dlaczego
akurat tutaj i rozglądał się po drzwiach, szukając tych właściwych. Teraz prawie zahaczył o wózek z
talerzami, sztućcami i wazami z zupą. Dostrzegł w końcu salę, w której miała być Teresa. Dostrzegł
także, w tym samym momencie, Dorotę. A ona dostrzegła jego.
Stali tak, zaskoczeni oboje, przyglądając się sobie. Wreszcie Hall podszedł do niej z
uśmiechem.
– Dorotka! Co za spotkanie...
– Hall? Co ty tu robisz?
– A, no, właśnie przyszedłem odwiedzić moją przyjaciółkę. Wczoraj urodziła syna. Piotruś
mu dała... – Hall wyczuł, że raczej nie powiedział tego, co powinien.
– A coś ty taki uradowany? To twoje? – zapytała Dorota, świdrując go wzrokiem.
– Nie, coś ty. Dorotka. Terenia to moja najlepsza kumpela.
– Kumpela?... Ty draniu... – Hall odsunął się odrobinę. – To pewnie jeszcze jeden babsztyl z
twojej kolekcji, co?
– Dorotko, kochanie, przecież mówię...
– A mów sobie, ty... Parszywcu jeden... – Dorota stawała się coraz groźniejsza i głośniejsza.
– Oj, przecież ci mówiłem, że nie...
Przerwały mu jakieś odgłosy na korytarzu, a potem doszedł ich jakiś kobiecy głos:
– Dorota? Co tam za hałasy?
W tym momencie otworzyły się drzwi do sali numer trzysta osiem i ukazała się w nich Teresa,
już po porodzie, bez brzucha, ubrana w niebieski szlafrok frote.
– O, Tereska. No, moja kochana... – zaczął Hall i znowu pomyślał, że nie powinien tyle gadać,
podszedł więc do niej szybko, objął ją (jednak) czule i pocałował w policzek. Teresa właśnie
zamykała drzwi do sali i uśmiechnęła się do niego serdecznie. – Tak się cieszę... Jak się czujesz? I
jak tam maluszek?
– Wszystko w porządku, zdrowy.
– No to wspa...
W tym momencie Dorota, która gotowała się już od kilku chwil, nie wytrzymała i podeszła do
Teresy.
– To twój facet? – spytała groźnie.
– Eee... Hall? Nie...
– No przecież widzę...
– Dorotko droga, to moja koleżanka z pracy, Teresa. Zaraz pewnie...
– Hall, jak możesz... – zaczęła Teresa.
– No właśnie. On tak kłamie... – Dorota stała roztrzęsiona, gniewna, ze łzami w oczach,
niepewna.
– No, ale ja przecież... – Hall cofał się odrobinę, bo stał zbyt blisko Doroty, ale na
przeszkodzie stanął mu ten cholerny wózek. Talerze, sztućce, nawet wazy z zupą zaprotestowały
głośno. Dwie panie w szlafrokach zerkały w ich stronę, zaciekawione całą sytuacją – Cholera...
Na dodatek Dorota podążała tuż za nim.
– Ty draniu jeden... Ja ci oczy wydrapię, zobaczysz...
– Dorota, co ty? Opanuj się...
– Ale proszę go puścić – wkroczyła zdecydowanie Teresa. – Ja tu czekam na mojego męża, a
Hall to tylko kolega z pracy, naprawdę. No, uspokój się dziewczyno. Gdzie jest ten mój Tomek?...
– Dorota, uspokój się, ludzie patrzą...
– Ludzie, ludzie...
– Hall, ty idź lepiej do windy, weź sobie na dole kawę czy co i poczekaj tam na Tomka. Ty
kogucie jeden cholerny... Musisz mnie tak denerwować teraz? I nie pokazuj mi się tu sam, jasne? A
my tu sobie wyjaśnimy wszystko z panią Dorotą...
Hall zaczął już powoli cofać się korytarzem.
– Dorota, to naprawdę nie tak, jak myślisz. Przyjdę później do ciebie, porozmawiamy
spokojnie...
– Dobra, Hall, idź już, idź... – Teresa opanowała sytuację, a Dorota stała obok niej, nie bardzo
wiedząc, jak się zachować.
– Ja bardzo panią przepraszam, nie wiem, jak mogłam pomyśleć... – Oczy Doroty zrobiły się
bardzo mokre. – Ale jak go zobaczyłam tutaj... – Szukała w kieszeniach fartucha jakiejś chusteczki.
Hall już gdzieś zniknął.
– No tak, wiem. Głupio wyszło... – Teresa rozluźniła się i uśmiechnęła do dziewczyny. –
Jesteś jeszcze jedną ofiarą tego podrywacza. Przecież to babiarz, nie wiedziałaś?
– No... – Dorota wycierała sobie oczy.
– Wiem, zawrócił ci w głowie. On to potrafi... Nie wiem, ma jakieś feromony, czy co? Diabli
wiedzą. – Objęła ją ramieniem. – Przykro mi to mówić, ale nie ty pierwsza, nie ostatnia...
Kup książkę
Dorota, słysząc to, zaczęła głośno łkać.
– No, nie płacz... To fajny facet, ale nie dla ciebie.
– Rzucił mnie, drań jeden... Ze dwa miesiące temu... – Wycierała sobie oczy chusteczką
higieniczną. – Wydzwaniałam, szukałam go po całej Łodzi, a on nic. Przepadł. Najpierw mówił
piękne słówka, obiecywał, a potem... – Chlipnęła i pociągnęła nosem.
– No, nie płacz... Albo, popłacz sobie, może będzie lepiej... – Zaczęły iść w stronę dyżurki
pielęgniarek, w głębi korytarza i po chwili Teresa zdjęła rękę z jej ramienia.
– Ja przepraszam, ale... No... – Dorota chlipnęła znowu, zaczęła szukać czegoś po
kieszeniach, wyciągnęła paczkę chusteczek i od razu zaczęła wycierać sobie nos jedną z nich.
– Dobrze, dobrze, nic nie mów... Wszystko wiem. On by ciebie i tak rzucił. Lepiej prędzej, niż
później. Pocierpisz, popłaczesz sobie, to i prędzej ci przejdzie. Taki nasz los... A później znajdziesz
sobie kogoś porządnego... No, już...
– A... jak się z nim pracuje?
– E... Jest trochę roztrzepany, wszędzie go pełno. I niczego nie dokończy, bo już leci za czymś
nowym. Tak jak z kobietami. Żadna go na dłużej nie zatrzyma. No, chyba, że trafi na taką, co mu
się oprze. Ale to nie ty, dziewczyno, nie ty...
Dorota znowu zaczęła łkać.
– No, popłacz sobie, dziewczyno, popłacz. Idź do pokoju pielęgniarek, zrób sobie melisę czy
coś takiego, bo tu tylko straszysz inne kobiety. No, idź. Idź do siebie. – Teresa patrzyła za
odchodzącą Dorotą. Potem powoli odwróciła się i popatrzyła w kierunku windy. – No, Hall,
kogucie jeden cholerny... – powiedziała do siebie. – Już ja cię urządzę, czekaj no...
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin