Samemu Bogu chwala.pdf

(752 KB) Pobierz
ALEKSANDER KOWARZ
SAMEMU BOGU CHWAŁA
Kup książkę
Copyright © by Aleksander Kowarz, 2014
All rights reserved
Ilustracja na okładce
Artur Sadłos
ISBN 978-83-938871-4-9
Kup książkę
Ukochanej żonie Alinie, pierwszej redaktorce wszystkich moich tekstów.
Kup książkę
PROLOG
Pustynne słońce, wiszące wysoko na nieboskłonie, paliło niemiłosiernie. Powietrze drżało pod jego
promieniami. Zdawało się, że sam złocisty piasek się poci. Wiatr nie chłodził, lecz potęgował upał.
Na horyzoncie, pośród falujących z gorąca gór, pojawiła się ciemniejsza kropka. Rosła z każdą chwilą, aż
można było rozpoznać ludzką sylwetkę. Mężczyzna był wysoki i szczupły, szedł pewnym, równym krokiem,
choć piasek parzył mu stopy poprzez podeszwy butów. Nosił luźne spodnie i koszulę, głowę osłaniał zawój
przewiązany sznurem. Usta, dla ochrony przed piaskiem, który niósł wiatr, osłaniał materiałem. Wszystko w
jasnych kolorach, które odbijały promienie słońca. Skrawek ogorzałej twarzy, jaki można było dostrzec wokół
oczu, pozwalał się domyślić, że mężczyzna sporo czasu spędzał na słońcu.
Szedł prosto ku samotnej skale, w cieniu której znajdował się obóz. Pod wielką płachtą materiału, rozpiętą
na czterech stalowych żerdziach, kręciło się kilku ludzi. Wąski stół zastawiony był sprzętem. Laptop i niewielka
antena pozwalały na utrzymywanie łączności satelitarnej. Obok stały zaparkowane dwa samochody. Obozu
pilnowali uzbrojeni strażnicy. Któryś z nich spojrzał w kierunku gór i dostrzegłszy nadchodzącego przybysza
krzyknął coś po arabsku. Na te słowa siedzący przy laptopie mężczyzna podniósł się. Był postawnym brunetem
w wieku około czterdziestu lat. Starannie przystrzyżone wąsy i broda okalały jego usta. Stanął przed namiotem
i osłaniając oczy spojrzał w kierunku, który wskazywał palcem jego towarzysz. Uśmiechnął się pod nosem,
zabrał ze stołu butelkę wody i wyszedł na spotkanie wędrowca.
– As-Salämu `Alaykum – powiedział, gdy stanęli o dwa kroki od siebie. Podał butelkę mężczyźnie.
– Wa `Alaykum as-Salaam – odparł przybysz odwijając materiał z twarzy, którą pokrywał ciemny,
kilkudniowy zarost. Był nieco po trzydziestce. Z westchnieniem pociągnął łyk wody.
– Martwiliśmy się o ciebie, Malcolmie. Nie było cię trzy dni – Arab gładko i bez cienia obcego akcentu
przeszedł na francuski, choć mogli swobodnie rozmawiać w jego ojczystym języku.
Ruszyli w kierunku obozu.
– Wskazówki nie były dokładne. Teren również zmienił się przez te wszystkie lata.
– Znalazłeś to, czego szukałeś?
– Owszem – odparł Malcolm. Z przewieszonej przez ramię skórzanej torby wyjął niewielki pojemnik. – Ta
próbka da nam odpowiedź, w każdym razie liczę na to. Jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, omówimy
kwestię transportu sarkofagu.
Arab skinął głową.
– Zwiniemy obóz w godzinę – powiedział. – Ty w tym czasie zjedz coś i odpocznij.
– Nawet nie wiesz, jak jestem głodny – odparł Malcolm siadając przy stole.
Nim jednak zabrał się za jedzenie, wyjął z torby oprawiony w skórę notatnik oraz pióro. Otworzył dziennik
na pierwszej wolnej stronie i zaczął pisać.
30 września 2011
W końcu znalazłem to, czego szukałem. Przynajmniej taką mam nadzieję. Na ostateczny wynik trzeba
będzie poczekać, aż próbki zostaną poddane badaniom. Nie chcę rozbudzać w sobie nadmiernych nadziei,
ale jestem bardzo podekscytowany. Jeśli mam rację, to jest to największe znalezisko w historii! Przywróci
Zakonowi dawny sens istnienia.
Moi arabscy przyjaciele służą mi nieocenioną pomocą. Gdyby nie ich trud, ta wyprawa w ogóle nie
doszłaby do skutku. Czasy są niebezpieczne. Odkąd Palestyńczycy, wspierani przez Hamas i jemeńską broń,
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin