Władysław Witwicki, Naokoło_Partenonu, Warszawa 1947.pdf

(8069 KB) Pobierz
WIEDZA POWSZECHNA
WYDAWNICTWO POPULARNO-NAUKOWE
W Ł A D Y S Ł A W
W I T W I C K I
NAOKOŁO PARTENONU
SPÓŁDZIELNIA
WYDAWNICZA
»CZYTELNIK»
33
W S Z E L K I E
P H A W A
Z A S T R Z E Ż O N E
WOLNY
REDAKTOR S T A N I S Ł A W T A Z B I R
Maj 1947
Składano w drukarni Spółdzielni W ydawniczej
30.000
„KSIĄŻKĄ“
Odbito w Druk. N r 4 Spółdz. W yd. „CZYTELNIK“ — Lód
Ł
WŁADYSŁAW WITWICKI (Warszawa)
NAOKOŁO PARTENONU
Kiedy się wejdzie na Akropolis i patrzy od Propylejów przed
siebie — trochę w prawo, a słońce świeci, to widać o jakieś osiem­
dziesiąt metrów w głąb skalistej, jasno - popielatej wyżyny, usianej
złomami marmuru, na pewnym podwyższeniu terenu, na tle turkuso­
wego, jaskrawego nieba znany kształt złotawo świecącej świątyni.
Na pierwszy rzut oka — to nie są zwaliska, tylko cały gmach. Człowiek
się cieszy, że tego jednak tyle jeszcze zostało. Bo nie widać z daleka,
że się dach zawalił i nie ma z niego śladu, że obleciały szczy­
towe gzymsy frontonu, a boczny gzyms resztkami zębów sterczy, że
poszczerbiony fronton nie dźwiga żadnych rzeźb. To nie zwraca
uwagi z daleka. Jakoś tak to wygląda, jakby dusza gmachu została
nietknięta, bo zostały proporcje, rozmiar i schemat budowy i jakiś
widoczny lot tego wszystkiego w górę. Tympanon nazywał się na­
wet po grecku orłem,
aetós.
Można być pewnym, że Platon patrzył stąd na ten sam kształt.
TyJe tylko, że ten kształt był jeszcze barwiony górą i był jeszcze ca­
ły, bo gmach zbudowany został na dziesięć lat przed urodzinami Pla­
tona. Budowało się to dziesięć lat, a jeszcze przez*sześć lat potem
trzeba było kuć rzeźby na fryz i na frontony. Fidiasz kierował robotą.
Były w Atenach na to pieniądze od państw związkowych, był czas —
i była ochota do tej zabawy.
Bo to zabawa przecież — w bardzo poważnym znaczeniu. Par-
tenon to nie twierdza i nie spichlerz. Przybory do zabijania wnieśli
tu dopiero Turcy. Dopiero to były rzeczy całkiem serio, które nie
miały nic reprezentować, tylko były naprawdę tym, czym były. Za
czasów helleńskich na powierzchni Akropoli były przeważnie rzeczy
na niby, a nie na prawdę.
W'ęc już tu zaraz, o jakichś trzydzieści metrów od tylnego fron­
tu Propylejów, stała uzbrojona „panna na niby“. Dlatego mówię „na
niby“, że razem ze swą graniastą podstawą na półtora metra liczyła
sobie dziewięć metrów wysokości, a tego wymiaru nie może mieć ża-
;
2
Przechadzki ateńskie
Zesz. III
dna osoba prawdziwa. Była też cała z brązu, a brąz był przelany
z pancerzy zdobytych na Persach. Nazywała się Atena, Przodownica
Szeregów, „Athenéa Prómachos”. Model do niej zrobił i zajął się jej
odlaniem w brązie z suchej glinianej formy Fejdijas, którego zwykle
nazywamy Fidiaszem, a Słowacki
o nim powiedział słusznie, że miał
miarę na pierś większą, niż ją mają
krawcy. Atena miała tutaj na głowie
hełm z wieUką kitą; prawą rękę trzy­
mała wysoką włócznię, a lewą opie­
rała na tarczy. Przewyższała głową
dachy Propylejów i widać było do­
brze jej hełm od zatoki. Świecił w
słońcu jak latarnia dla zabłąkanych
łodzi i dla wracających okrętów. Ale
nie ma z niej dziś żadnego uchwytne­
go śladu, bo w szóstym wieku po
Chrystusie kazał ją cesarz Justynian
przewieźć do Konstantynopola i kie-'
dyś ją tam przetopiono po kawałku.
W jakich dzwonach dzisiaj, a może
tylko w pięciogroszówkach dzwoni
dalej ten jej brąz z pancerzy per­
skich, tego już nikt nie dojdzie. Ale
gdzieś tam dzwoni na pewno, bo ma­
teria jest martwa, a więc nie ginie, a
forma każda łatwo może się stać nie­
widzialna, kiedy się przemienia w
inną.
Niedaleko od tej olbrzymki posta­
wił tutaj Fidiasz Atenę drugą, mniej­
szą — także z brązu — już ludzkiego
wzrostu — za pieniądze, które złożyli
Atena Lemnijczyków
koloniści ateńscy z wyspy Lemnos.
I ta się nazywała „Athene Lemnia“. Ta była zdjęła hełm z głowy
i trzymała go w ręce prawej, a lewą opierała na włóczni. Podobno jej
tułów z nogami stoi dzisiaj w Dreźnie, ale z cudzą głową na karku,
a jej właściwą głowę — pokazują w Bolonii. W drezdeńskim posągu
w:dać postać atletycznej budowy, ubraną w cienki peplos, przepasany
Zesz. III
Naokoło Partenorm
3
nisko po fartuszku. Ten fartuszek, to przednia, górna część peplosu,
odgięta i spadająca od gorsu na pierś i niżej. W jego obu rogach
z przodu były wszyte dość ciężkie monety, aby się tworzyły pionowe
fałdy i żeby końce fartucha nie fruwały przy ruchach. Z prawego bo­
ku był peplos spinany od pachy aż do stóp. I na posągu widać, jaki się
z tego spięcia zrobił piono­
wy rytm falisty — odgię­
tych brzegów tkaniny. One
tak płasko, mokro przyle­
gają do bryły, aby ona ca­
ła była zwięzła, nie rozga­
łęziona i trochę taka jak
doryoka
kolumna. Tak
sztywnie, pionowo biegną
długie fałdy z przodu i bie­
gną tak rytmicznie jak
żłobki na doryckiej kolum­
nie. Ta postać nie ma zgo­
ła tej ponętnej woni, jaką
miała Nike z trzewikiem.
Trudno byłoby może po­
wiedzieć na pewno, czy to
dziewczyna, czy atleta w
obszernych sukniach ko­
biecych.
Postacie greckich bóstw
bardzo często łączyły w so­
bie jakoś — cechy obu płci.
Apollon miał twarz dziew­
częcą, Atena przypominała
młodzieńca. Platoński Char-
*
G}owa Ateny Lemoiijskiej
midtes też dość obojnako
wygląda na początku dialogu. Cóż dopiero Safona w swoim wierszu
„Do dziewczyny“. Kapłani Dionizjosa nosili fryzury kobiece i do dziś
dnia po ulicach Aten snują się popi z zaplecionymi warkoczykami.
Tam jakieś takie powietrze było — obojnakie i zostało po trochu.
Zresztą Atena 'nie miała budzić pożądania, tylko cześć.
I to może budzić jej głowa z Bolonii. Ta jej szyja jak kloc,
krótka czaszka, zdrowo podparta i głęboko osadzone oczy. One były
Zgłoś jeśli naruszono regulamin