Waltari Mika - Mikael Hakim.pdf

(2023 KB) Pobierz
MIKA WALTARI
HAKIM
TOM II
MIKAEL
KSIĘGA I
Pielgrzym
1
Powzięcie ostatecznej decyzji daje człowiekowi spokój ducha i uwal-
nia go od rozterki i duchowej męki. Kiedy wraz z moim bratem Ant-
tim zostawiliśmy za sobą Rzym i całe chrześcijaństwo, aby wyruszyć
w pielgrzymkę do Ziemi Świętej, i kiedy poczułem pod stopami deski
pokładu statku, a świeża bryza przewiała z moich nozdrzy trupi odór
zadżumionego Wiecznego Miasta, natychmiast zrobiło mi się lepiej.
Ambasador wenecki pan Vernier, w którego towarzystwie wyjecha-
liśmy z Rzymu i odbywali podróż do Wenecji, zaopiekował się nami
i za dość zresztą wygórowaną opłatą ochraniał nas i pomagał nam we
wszelki możliwy sposób. Za dodatkowe wynagrodzenie dał mi w dowód
swego zaufania także list żelazny, opatrzony pieczęcią notariusza. No-
tariusz ten zapisał w dokumencie moje fińskie imię, Mikael Karvajalka,
w zniekształconej formie Michael Carvajal, co dało później asumpt do
twierdzeń, iż jestem pochodzenia hiszpańskiego, mimo że pan Vernier
na moją usilną prośbę wyraźnie zaznaczył, że należę do dworu prawo-
witego króla duńskiego Chrystiana II i oddałem signorii wielkie usługi
podczas złupienia Rzymu w lecie 1527.
Z takim dokumentem w ręku nie potrzebowaliśmy się obawiać
urzędników świetnej republiki i mogliśmy jak wolni ludzie osiąść, gdzie
nam się podobało, i jechać, dokąd byśmy chcieli, z wyjątkiem natural-
nie krajów cesarskich, bo do nich droga była zamknięta z powodu woj-
ny. Ale od tych krajów woleliśmy się raczej trzymać jak najdalej, gdyż
- 3 -
właśnie dla zbawienia naszych dusz uciekliśmy niedawno spod sztan-
darów cesarza.
Gdy wolny jak ptak niebieski stanąłem na wielkim placu cudownego
miasta Wenecji, zdawało mi się, jak gdybym z ciemnego, cuchnącego
grobu powstał do nowego życia. Ozdrowiały po zarazie, z każdym od-
dechem pełną piersią wchłaniałem wiejący od morza świeży, letni wiatr.
Radość życia kipiała w moim ciele, a oczy ciekawie chłonęły widok tłu-
mów w barwnych szatach i nakryciach głowy, Turków, Żydów, Mau-
rów, Murzynów i różnych innych nacji, nie mówiąc już o niezliczonych
uchodźcach z wszystkich krajów włoskich, którzy szukali schronienia
przed wojną w prześwietnej republice weneckiej. Miałem uczucie, że
stoję u wrót bajkowego Wschodu, i porwało mnie nieprzeparte pragnie-
nie oglądania obcych ludów i ras, krajów i portów, z których przybywa-
ły do miasta niezliczone okręty z proporcem świętego Marka dumnie
powiewającym na wierzchołkach masztów.
Zrozumiałem szybko, że całe życie ludzkie nie wystarczyłoby na
obejrzenie wszystkiego, co było godne widzenia w Wenecji. Chętnie
byłbym został w tym mieście nieco dłużej, żeby przynajmniej zdążyć
pomodlić się w jego licznych kościołach. Ale Wenecja była także pełna
różnych złowieszczych pokus, toteż co rychlej zacząłem rozglądać się za
statkiem udającym się do Ziemi Świętej. I nie trwało długo, jak w porcie
spotkałem człowieka o krzywym nosie, który dowiedziawszy się o na-
szych chwalebnych zamiarach, ucieszył się i oświadczył, że przybyliśmy
do Wenecji w samą porę. Niedługo bowiem wielki konwój pod ochroną
weneckich galer wojennych ma odpłynąć na Cypr, a do tego konwoju
z pewnością dołączy się też statek pielgrzymów.
– Pora roku sprzyja najbardziej takiej podróży – zapewniał mnie. –
Będziecie mieli pomyślne wiatry i nie potrzebujecie obawiać się burz.
Potężne galery, uzbrojone w wiele dział, chronić będą statki handlowe
przed piratami, którzy stale zagrażają samotnym okrętom. W tych bez-
bożnych i wojennych czasach nieliczni tylko udają się do Ziemi Świętej,
toteż na statku pielgrzymów nie będzie nieprzyjemnego ścisku. Za go-
dziwą cenę otrzymacie dobre i urozmaicone pożywienie i nic nie stoi
na przeszkodzie, jeśli podróżny chce zabrać z sobą własną żywność
i własne wino. Maklerzy w Ziemi Świętej załatwią wam podróż z wy-
- 4 -
brzeża do Jerozolimy, a glejt, który można wykupić w przedstawiciel-
stwie tureckim w Wenecji, zapewnia pielgrzymom pełną nietykalność.
Zapytałem go, jak sądzi, ile może kosztować taka podróż. Wtedy
spojrzał na mnie, sine wargi zaczęły mu drgać, oczy zaszły łzami i nagle
wyciągnął do mnie rękę, mówiąc:
– Panie Michaelu de Carvajal, czy ufa mi pan?
A gdy wzruszony jego błagalnym tonem odparłem, że uważam go
za równie uczciwego człowieka jak ja sam, podziękował mi za zaufanie
i rzekł:
– To zrządzenie boskie, panie Michaelu, że natknął się pan właśnie
na mnie. Bo mówiąc prawdę, nasze piękne miasto pełne jest rabusiów
i bezwzględnych oszustów, którzy nie cofają się przed niczym, aby tylko
oszukać łatwowiernych cudzoziemców. Jestem człowiekiem pobożnym
i moim największym pragnieniem jest, aby kiedyś samemu odbyć piel-
grzymkę do Ziemi Świętej. Skoro jednak z powodu mego ubóstwa to
nie jest możliwe, postanowiłem poświęcić życie innym, szczęśliwszym
ode mnie, aby ułatwić im w ten sposób pielgrzymowanie do świętych
miejsc, gdzie nasz Pan Jezus Chrystus żył, cierpiał, umarł i zmartwych-
wstał.
Wybuchnął gorzkim, płaczem i poczułem dla niego wiele współczu-
cia. A on szybko otarł łzy, spojrzał mi szczerze w oczy i rzekł:
– Biorę za pośrednictwo tylko jednego dukata. Od tej pory nie po-
trzebujecie się już o nic troszczyć.
Zaufałem mu więc, wręczyłem pieniądze i wśród licznych zapew-
nień, że wszystko będzie załatwione ku naszemu zadowoleniu, rozsta-
łem się z moim krzywonosym przyjacielem.
Robiliśmy z Anttim plany podróży i w gorączkowym oczekiwa-
niu na wyjazd wałęsaliśmy się, jak w szczęśliwym śnie, po Wenecji, aż
pewnego popołudnia nasz krzywonosy znajomy przybiegł zadyszany
i wezwał nas, abyśmy czym prędzej udali się na statek, gdyż konwój na-
zajutrz rozwija żagle. Spakowaliśmy więc na łeb na szyję nasze rzeczy
i pospieszyliśmy na statek, który stał zakotwiczony w porcie. Wyglądał
wprawdzie dość marnie w porównaniu z wielkimi statkami handlowy-
mi, ale nasz przyjaciel wyjaśnił nam przekonywająco, że za to statek
- 5 -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin