frag3.pdf

(208 KB) Pobierz
11
Ty nie jesteś mną. Czynami do których zmierzam.
Co do — zaczął Callum.
Nigdy nie dokończył.
Wystrzeliłam prawą dłonią łapiąc go za gardło, i miażdżąc mu tchawicę,
ze spokojem patrzyłam jak umiera. Szybko, co było o wiele za dobrą śmiercią
dla niego, na pewno na taką nie zasługiwał;
Obróciłam się złapałam Alfiego, który był niższy z tej dwójki, i rzuciłam
go na drugą stronę pomieszczenia, gdzie walnął w ścianę z taką siłą ,że ta
zadrżała. Potem ruszyłam na niego, jak próbował wskoczyć do czarnego lustra
znajdującego się kilka stóp po prawej. Lustro prowadzące do tego gorącego,
nieznanego świata, było mniejsze, szersze niż to ostatnie, ale buchało z niego to
samo ciepłe, gryzące powietrze, pachnące drewnianym dymem i krwią. Jak to
ostatnie to też nie miało zdobionej ramy. Lustra których używali do
podróżowania były inne.
Chwyciłam go gdy już miał wskoczyć w ciemność, i wciągnęłam z
powrotem do pokoju. Wpadł w poślizg, odbił się od maszyny do grania i
uderzył w podłogę. Próbował się podnieść ale kopnęłam go w bok i upuściłam z
powrotem na podłogę.
— Na kolana, ręce za głowę — zarządziłam. — Nie uciekaj, bo zginiesz.
— I tak mnie zabijesz! — krzyknął Alfie łapiąc się za żebra.
— Na kolana — warknęłam.
— Zabiłaś mojego brata ty pizdo!
— Ostatnia szansa — odparłam miękko.
— Coś jest z tobą nie tak ty dziwko!
— Nawet nie masz pojęcia — zgodziłam się.
— Ty pieprzona psycholko!
— Chcesz pogadać! Na kolana i to już!
Rzucał mi ukradkowe spojrzenia, próbując pozbierać się niezdarnie z
podłogi na czworakach, jęcząc głośno i siadając na piętach.
Kopnęłam go trochę mocniej niż zdawałam sobie sprawę. Okulary miał
potłuczone wisiały teraz smętnie na jego krzywym nosie.
Miał grube szkła z ciężkimi czarnymi oprawkami.
Gdy klękał dostrzegłam błysk czegoś metalicznego w fałdach jego czapki
i uśmiechnęłam się lekko. Dancer mógłby też skombinować mi taki gadżet.
— Kamera na głowie, to dzięki temu widzieliście po ciemku.
— Podczerwień — odparł ponuro.
— To dlatego wiedzieliście ,że za wami idę.
— Nie wysyła nas w teren bez odpowiedniego wyposażenia.
— Kto?
Wąskie usta Alfiego zacisnęły się jeszcze mocniej.
— Dla kogo pracujesz i czym ten ktoś się zajmuje? Odpowiadaj albo
zginiesz.
Nadal jednak nic nie powiedział.
— Odpowiadaj albo przelecisz przez to Lustro z wiadomością wyciętą
nożem na dupie w której informuje go ,że wszystko mi wyśpiewałeś i już po
niego idę.
— Jasne kurwa ,że tego nie zrobisz! Nie masz pojęcia z czym masz do
czynienia! Nie możesz go dotknąć! Nikt nie może! I nie chcesz go dotykać! Nie
chcesz nawet na niego patrzeć!
— Na kogo? Nie zapytam drugi raz.
— A co zrobisz? Przecież nie będziesz mnie torturować. W końcu ratujesz
nic nie warte dzieciaki. Myślisz ,że jesteś lepsza od nas. Sądzisz ,że jesteś po tej
właściwej stronie ale skarbie, ta właściwa strona to ta strona która wygrywa, a
ty po niej nie stoisz.
Cóż potrzebowałam informacji a tortury na pewno mi ich dostarczą.
Chociaż zawsze unikałam przekraczania tej mrocznej linii. Potrzebowałam
pomocnika który nie miałby z tym problemu, chociaż odrobina bólu nie jest
znowu aż taką torturą.
Moje ostrze rozbłysło tuż przed jego twarzą. — Wycinamy wiadomość?
Wybieraj.
Zerknął na swojego martwego brata, leżącego na podłodze tuż za mną a
potem na czarny otwór w ścianie.
— Nie przeżyjesz tego. — odparłam z lodowatym uśmiechem. — Nie
dasz mi rady.
Brązowe oczy napotkały moje. Płonęła w nich furia, ale była
rozcieńczona strachem, skażona ponurą rezygnacją. Bardziej bał się swojego
pana niż mnie.
Alfie odparł z chłodnym uśmiechem. — Więc zginę próbując.
I tak też się stało.
Π
Lustro zniknęło w tej samej chwili w której zatrzymało się serce Alfie’go,
co muszę przyznać było całkiem niezłą sztuczką. Komukolwiek służyli ten ktoś
miał naprawdę potężną moc. Poczułam jak temperatura w pomieszczeniu opada
i odwróciłam nieomal natychmiast ale było już za późno. Ściana była
kamienna, a portal zamknięty.
Przekopałam się przez puste puszki po piwie, uciekające karaluchy gdy
zabierałam z powrotem miecz i broń.
Jeśli ten 'on' jest tym samym o którym mówił AOZ, to trafiłam prosto do
jego legowiska, bez planu czy wsparcia, nikt też nie wiedział gdzie byłam. To
była misja samobójcza. Szkoda tylko ,że nie udało mi się przeprowadzić
inspekcji Lustra.
Przeszukałam oba ciała, z góry na dół, zabierając kamerę, okulary i inne
drobiazgi na późniejszą inspekcję. Schowałam dwa metalowe małe pudełka
wielkości portfela wypełnione tuzinem trujących strzałek do kieszeni kurtki. W
wewnętrznych kieszeniach ich kurtek znalazłam maski Halloweenowe i
rękawice. Oczywiście ,że dzieciaki wzięły ich za Unseelie. W ciemnościach
nocy, po koszmarze zgotowanym przez ludzką rasę, to było całkiem słuszne
założenie.
Moje przeszukanie nie przyniosło mi żadnych użytecznych informacji.
Miałam wiele do przemyślenia, szukając wskazówek i snując teorie. Teorie są
niczym płynna mapa drogowa niezbędna do rozwiązania tajemnicy, i jeśli
rozpracowuje je skrupulatny dbający o szczegóły umysł to gwarantują
odpowiedzi których szukamy.
W tej chwili jednakże miałam niecierpiącą zwłoki sprawę w postaci
zagłodzonego członka Dziewiątki w swoim łóżku, który być może ma już część
z tych odpowiedzi.
A krew w zwłokach stygła.
Π
Raz na kilka tygodni, w ciepły wieczór pod niebem pełnym gwiazd
przechadzałam się dzielnicą Temple Bar, nie robiąc kompletnie nic prócz
rozkoszowania się własnym towarzystwem, tak jak teraz. Potrzebowałam tego
co jakiś czas. To sprawiało ,że miałam łączność ze światem.
W granicach tych chronionych przez patrole ulic (podejrzewałam ,że
również zabezpieczonych jakoś przez samą królową wróżek) tak aby dać
ludziom bezpieczną przystań, gdzie mogli robić coś więcej niż tylko walczyć o
przetrwanie, czułam się swobodnie i zapominałam na kilka godzin o
obowiązkach i odpowiedzialności.
Podrygiwałam do muzyki ulicznych grajków. Zatrzymywałam się w
barach i tańczyłam z klientami. Grałam w rzutki na wieczorach panieńskich,
specjalnie często chybiając, z entuzjazmem oglądając zdjęcia sukni panny
młodej, zupełnie świadoma ,że w mojej przyszłości nigdy nie będzie miejsca na
suknie ślubną. Sączyłam Guinnessa i jadłam w ulubionych knajpkach.
Dziś przed opuszczeniem tego nieomal zaklętego raju spojrzałam na
drugą stronę ulicy, przez szybę obserwując przez chwilę rodzinę świętującą
urodziny córki, ciastem czekoladowym, przełknęłam ślinę napływającą do ust,
czekolada to jedna z niewielu rzeczy na którą reaguje emocjonalnie.
Zastanawiałam się jakby to było prowadzić tego rodzaju życie. Nie
mogłam tego pojąć. Jestem zupełnie inna, nie mogłabym się tym cieszyć.
Nieprzerwanie myślałabym o tym ,że gdzieś tam jest ktoś w pobliżu a ja w tym
czasie zjadam ciasto. Świadomość sytuacyjna jest dla mnie instynktowna, nie
potrafię nad tym zapanować.
Gdy wróciłam z powrotem do mieszkania oparłam się o ścianę,
wyciągnęłam nogi i skrzyżowałam je w kostkach, obserwując jak bestia pożera
ciało które wtaszczyłam na ostatnie piętro budynku bo winda nie działała, a ja
sama nie potrafiłam jej naprawić. Zaciągnęłam to wycieńczone stworzenie z
powrotem do foyer aby tam je nakarmić. Nie chciałam w łóżku żadnych flaków,
krwi i kości, to była reguła której nie pozwalałam złamać.
Bestia obudziła się gdy tylko poczuła zapach zwłok, szybko uporała się z
jednym i zabrała za drugiego.
Przestałam go obserwować i spojrzałam na wysokie okna, rozmyślając o
wydarzeniach całego dnia.
Kiedy ponownie obróciłam go na dywanik który był teraz cały w
plamach, co znaczyło ,że znowu będę musiała udać się na zakupy, ponieważ
żadna ilość wybielacza nie była w stanie usunąć plam z krwi, zaciągnęłam go z
powrotem do łóżka i posprzątałam bałagan który zostawił w foyer, potem
zdezynfekowałam jeszcze kuchnie po uczcie Shazam’a cały czas rozmyślając o
czekoladowym cieście.
Π
Później rozebrałam się w sypialni oglądając uważnie ubrania. Bestia
drzemała. Kurtka i spodnie były zniszczone więc od razu wrzuciłam je do
kosza.
Nie biorę prysznica kilka razy dziennie chyba ,że jestem pokryta krwią
która nie jest moja, ale czasem po prostu czuje ,że muszę zmyć z siebie jakiś
niewidzialny brud.
Po wysuszeniu włosów, obejrzałam się w lustrze. Czerń mojej skóry była
statycznym, niewielkim wyjątkiem: pojedyncza obsydianowa żyła, wspinała się
po lewej stronie mojej szyi i znikała pod lokami.
— Cóż, niech to szlag — wymruczałam wciągając czarny podkoszulek z
długim rękawem. Założyłam też tą samą nylonową rękawiczkę aby chronić
osoby postronne przed moim niepożądanym dotykiem. Nie przychodził mi do
głowy absolutnie żaden pomysł po co ktoś miałby dotykać mojej szyi więc
zrezygnowała z golfu, zawsze czułam się w nich jakbym się dusiła. Nadal
jednak nie miałam gwarancji ,że—na krwawe piekła, Rae zawsze rzucała mi się
na szyje.
Przyjrzałam się rękawiczce, pomacałam cienki nylon, pogrzebałam w
szufladzie wyjęłam rolkę taśmy uszczelniającej (nie pytajcie dlaczego mam ją
w łazience moje życie jest dziwne) i zakleiłam widoczną część mojej szyi
zabezpieczając wszystkich którzy mogliby dotknąć mojej głowy.
Wciągnęłam parę wyblakłych dresów, i okryłam śpiąca bestię, po chwili
rozważania, wzruszyłam ramionami i skuliłam się na niewielkiej dostępnej
części materaca, aby złapać kilka godzin snu z mieczem u boku.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin