Erle Stanley Gardner Sprawa zakopanego zegara.pdf

(566 KB) Pobierz
Erle Stanley Gardner
Sprawa zakopanego zegara
Rozdział 1
Coupe mruczało na krętej autostradzie. Ciemne oczy Adele Blane, zwykle tak
wyraziste, były teraz mocno skupione, kiedy prowadziła samochód wśród
zakrętów. Miała dwadzieścia pięć lat, ale, jak powiedziała kiedyś jej siostra
Milicent: „Adele nigdy nie wygląda na swój wiek. Wygląda albo o pięć lat
młodziej, albo o dwadzieścia lat starzej.” U jej boku Harley Raymand trzymał
klamkę drzwiczek, całym ciężarem opierając się o lewy łokieć, aby nie
przechylać się na zakrętach. Wojskowi chirurdzy zdołali zregenerować jego
staw. „Przez jakiś czas będzie sztywny, powiedzieli mu i będzie bolał". „Spróbuj
rozluźnić tę sztywność. Unikaj wstrząsów, kiedy to tylko możliwe.”
Kilkaset stóp poniżej samochodu, przeskakując ze spienionych skał do
ciemnych, chłodnych jezior, górski strumień miotał się po głazach, odbijając
promienie słoneczne w iskrzących refleksach i wypełniając kanion szumem
spadającej wody. Droga przecięła górski potok przez wiszący most i rozpoczęła
pochyłą wspinaczkę w górę na drugą stronę kanionu, aby w końcu dotrzeć do
pokrytego sosnami płaskowyżu. Po lewej stronie słońce południowej Kalifornii
zamieniło wysokie granitowe góry w olśniewający blask, który sprawiał, że
cienie w dole wyglądały jak plamy atramentu. Droga wiła się wzdłuż
płaskowyżu porośniętego sosnami, których zapach sączył się w ciepłe, suche
powietrze. Daleko na prawo gorąca mgiełka, która spowijała niziny, wyglądała
jak stopiony mosiądz, ubity do kremowej konsystencji i wlany do doliny.
- Zmęczona? - Zapytał Harley Raymand Adele.
- Nie, trochę się martwię, to wszystko.
Pokonała ostry zakręt, koncentrując się na drodze. Potem, na krótkiej prostej,
rzuciła mu spojrzenie.
- Założę się, że jesteś zmęczony - powiedziała nagle. - Prawie twój pierwszy
dzień w domu, a ja ciągnę cię tutaj do chaty taty... I miałeś też swoją rozmowę
w klubie.
Harley powiedział cicho - Nie, nie jestem zmęczony… Zapomniałem, że są takie
miejsca, a teraz poznaję je na nowo.
- Czy twoja przemowa w klubie nie zmęczyła cię?
- Nie mnie - zaśmiał się - tylko publiczność.
- Harley, wiesz, że nie o tym myślałam.
- Wiem.
- Co im powiedziałeś?
- Myślę, że spodziewali się zwykłego machania flagami. Nie dałem im tego.
Powiedziałem im, że tym razem wojna to biznes - i że będą musieli pracować
nad nim tak, jak pracowali nad swoimi biznesami, bez fanfar, orkiestr i hulanek.
Powiedziałem im, że jeśli nie będziemy się starać, to nas wyrolują.
Adele Blane zapytała nagle - Harley, zamierzasz pracować dla ojca?
- Zadzwonił do mnie, żebym wpadł i zobaczył się z nim, kiedy będę miał trochę
czasu i będę wiedział, co chcę robić.
- On potrzebuje kogoś takiego jak ty, kogoś, komu może zaufać..., a nie jak - no
cóż.
- Jack Hardisty, co? Czy to się nie udało, Adele?
- Nie rozmawiajmy o tym - powiedziała krótko. Następnie przepraszając za jej
lakoniczność dodała - Nie, zdecydowanie nie wyszło dobrze, ale wolałbym o
tym nie rozmawiać.
- Okay.
Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Obojętność w jego głosie była dla niej czymś
nowym. Pod wieloma względami ten człowiek był jej obcy. Rok temu wiedziała
o nim wszystko. Teraz może ją zaskoczyć. To było tak, jakby świat Kenvale'a był
oglądany w jego umyśle przez niewłaściwy koniec teleskopu, jakby rzeczy, które
wydawały się ważne w jej umyśle, wydawały mu się po prostu trywialne. Droga
prowadziła do kolejnego stromego kanionu, wspinając się ostro. Na szczycie
tego wzniesienia Adele skręciła ostro w lewo, wjechała na płaskowyż, gdzie
domek, wtulony w wierzchołek trójkątnego zbocza, wyglądał tak, jakby wyrósł
tam równie naturalnie jak sosny. Był jednopiętrowy, z szerokim gankiem
biegnącym przez front i jedną stronę. Balustrada werandy i filary były
wykonane z małych bali, z których usunięto korę. Zewnętrzna strona była z
gontów, a pogoda postarzyła je tak, że domek wtopił się w zieleń tła i brąz igieł
sosnowych na pierwszym planie.
- Wygląda naturalnie? - Zapytała go.
Skinął głową. Przez chwilę myślała, że się nudzi, a potem zobaczyła jego oczy.
- Dużo myślałem o tym miejscu - powiedział. - To reprezentuje coś, co w
dzisiejszych czasach trudno znaleźć… spokój… Jak długo tu będziemy?
- Nie długo.
- Czy mogę pomóc?
- Nie, to tylko sprawdzenie, przejrzenie konserw, zobaczenie, co trzeba zrobić.
Zostań na słońcu i odpocznij.
Patrzyła, jak wysiada z samochodu, oszczędzając lewy łokieć.
- Znasz okolicę - powiedziała. - Tam będzie trochę zimnej wody na wiosnę.
Wbiegła do domku, otworzyła okna, przewietrzyła go. Harley obszedł ścieżką
dookoła, aż do głębokiego cienia, gdzie krystalicznie czysta, zimna woda
tryskała ze źródła. Z granitowego kubka wypił głęboki łyk, po czym wyszedł na
skrawek słońca obok płaskiej skały. Jego wzrok obejmował długie zbocze w
poprzek głębokiego kanionu, które teraz zaczynało wypełniać się fioletowymi
cieniami. Nie było dość wiatru, by wywołać najsłabszy szmer na wierzchołkach
sosen. Niebo było bezchmurne i błękitne. Góry toczyły się w falistych pastelach
z wyjątkiem miejsc, gdzie poszarpane turnie wyrywały sobie drogę do
błyszczących szczytów. Harley oparł głowę o poduszkę z igieł sosnowych,
przymknął oczy, doświadczając tego nagłego zmęczenia, które dotyka
mężczyzn, których rezerwy sił zostały osłabione przez rany. Czuł, jakby wysiłek
poruszenia nawet ręką wymagał nadludzkiego pokładu energii.
Tik-tik-tik-tik-tik-tik-tik-tik.
Harley otworzył oczy. Ulotny wyraz irytacji przemknął mu przez twarz. Tak
bardzo chciał mieć całkowitą ciszę, tylko na kilka chwil…
Tik-tik-tik-tik-tik-tik-tik-tik.
Z pewnością jego zegarek nie robił tyle hałasu. Wydawało się, że coś wydobywa
się z ziemi tuż obok jego ucha. Zmienił pozycję i złożył swój płaszcz w poduszkę.
Odgłos tykania nie był już słyszalny. Leżał teraz płasko, spoglądając w górę na
koronkę wyrysowanych gałęzi sosny na tle błękitnego nieba. Był zupełnie,
kompletnie zmęczony, chciał tylko leżeć, jakby był sosnowym igliwiem, które
osunęło się na ziemię, by nasiąknąć zapomnieniem. Obudził się gwałtownie,
otworzył oczy, dostrzegł linie zgrabnej kostki i nogi oraz rąbek sportowej
spódnicy. Adele Blane, siedząca na skale obok niego, uśmiechała się do niego z
czułością, jaką kobiety darzą mężczyzn, którzy dochodzą do siebie po ranach
odniesionych w walce.
- Czujesz się lepiej?
- O, tak. Która godzina?
- Około czwartej.
- O rany, musiałem spać przez kilka godzin.
- Chyba niewiele ponad godzinę. Czy zasnąłeś zaraz po tym, jak cię zostawiłam?
- Tak. Czułem się, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę z moich stóp i pozwolił, aby
wszystkie moje siły witalne się wyczerpały.
Oboje się zaśmiali.
- Teraz czujesz się lepiej?
- Jak milion dolarów! Ta drzemka przywróciła mi siłę… Gotowa, aby zacząć od
nowa?
- Uh huh, jeśli ty jesteś.
Podniósł się do pozycji siedzącej, strząsnął płaszcz i zapytał - Do czego służy
mechanizm zegarowy, Adele?
- Jaki mechanizm zegarowy?
- Nie wiem. Pewnie coś reguluje. Słychać go na rogu skały. Dlatego się
przeniosłem.
Uchwycił znaczenie jej spojrzenia i roześmiał się szczerze.
- Czy naprawdę myślisz, że miewam delirium?
Od razu przyłączyła się do jego śmiechu, ale jej śmiechowi brakowało
spontaniczności. Nieco poirytowany Harley powiedział - Możesz to sama
usłyszeć, w tym rogu skały.
Pochyliła się, bardziej z uprzejmości niż z ciekawości, najwyraźniej spodziewając
się niczego nie usłyszeć. Obserwował jej twarz, gdy jej obojętność ustąpiła
miejsca nagłemu rozbłyskowi zdziwienia.
- To właśnie miałem na myśli - powiedział Harley z godnością.
- To brzmi… Harley, to brzmi jak zegar! To jest zegar! Jest dokładnie tutaj!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin