Cartland Barbara - Biały bez.pdf

(653 KB) Pobierz
Barbara Cartland
Biały bez
Rozdział 1
Rok 1846
- Coraz gęstsza mgła, Jaśnie Panie! - odezwał się
zatroskanym głosem sługa.
Książę nie odpowiedział. W miarę jak z każdą milą jechali
coraz wolniej, on coraz bardziej dochodził do przekonania, że
dobrze byłoby znaleźć w pobliżu jakiś nocleg, zamiast
niestrudzenie podążać do siedziby markiza Buxwortha, gdzie
go oczekiwano.
Jeśli jednak książę czegoś naprawdę nie znosił, to zmiany
planów w ostatniej chwili. Gdyby był sam, opadająca,
przejmująca chłodem mgła nie powstrzymałaby go przed
dotarciem do miejsca przeznaczenia. Ta determinacja, rodzaj
zapamiętałej zawziętości, uczyniła zeń jedną z najsilniejszych
osobowości epoki, a sprawność fizyczna i wyczyny sportowe
dodawały specyficznego posmaku krążącej o nim legendzie.
Niegdyś, w Harrow, przebiegł milę w cztery minuty i
trzydzieści dwie sekundy. W Oxfordzie dał się poznać jako
znakomity wioślarz, a kiedy stał się dojrzałym mężczyzną,
ustanawiał kolejne rekordy sportowe. Wspinał się na
Matterhorn, reprezentował Anglię na wszystkich turniejach
szermierki w Europie i zawsze zwyciężał.
Jego konie wygrywały w wyścigach klasycznych, a on w
amatorskich biegach na orientację i biegach z przeszkodami
nieodmiennie mijał metę przed innymi zawodnikami.
Uważany był też za najlepszego strzelca. Równie dobrze
polował na słonie i tygrysy, co na bażanty i kuropatwy, i radził
sobie tak, że jego przyjaciele od dawna porzucili myśl o
rywalizacji.
Rozlegle majątki w różnych stronach kraju pracowały jak
dobrze naoliwiona maszyna, posłuszne dyrektywom
nadchodzącym z góry, czyli od niego. Życie stawiało przed
nim wiele wyzwań, lecz było tak wypełnione zajęciami, że nie
dawało mu czasu na rozmyślanie o byłych osiągnięciach.
Każdego dnia koncentrował się na sprawach bieżących,
sprawach, których nadmiar wyczerpałby większość mężczyzn.
Był bardzo wymagający, ale wobec zwierząt, z którymi
kontakt dostarczał mu szczególnej przyjemności, nigdy nie
bywał okrutny.
Nie życzył sobie teraz postoju w jakiejś niewygodnej
gospodzie, zdawał sobie jednak sprawę, że konie wymagają
odpoczynku. Domyślał się też, iż jego sługa jest głodny.
Przerwał milczenie:
- Hanson, jeśli się nie mylę, niedaleko stąd jest gospoda.
Minęło sporo czasu od chwili, gdy był tutaj, ale pamięć
miał wyśmienitą. Kiedy po chwili ujrzeli blask dalekich
świateł, przebijających przez mgłę i zarośla, wiedział, że się
nie pomylił.
Gospoda okazała się lepsza, niż się tego spodziewał.
Goście o tak późnej porze stanowili wyjątek, mógł więc
wynająć najlepszą sypialnię i zapłacić za sąsiedni pokój, aby
stał pusty. Drażniły go odgłosy dochodzące zza ściany, gdy
sąsiad albo kasłał całą noc, albo przewracał się o meble po
pijaństwie.
Właściciel był lekko zaskoczony tym życzeniem, ale nie
zareagował zadowolony, że może wynająć pokoje
dżentelmenowi wyglądającemu na „nadzianego". Bez obiekcji
odnajął też pokój na gabinet. Podróżny upewnił się jeszcze,
czy sługa oporządził konie, i spoczął, by zamówić kolację.
Szkoda! Brek (Brek - pojazd resorowany (odkryty),
najczęściej dwu - lub cztero - konny. Skonstruowany w Anglii
w poł. XVIII wieku. W późniejszym okresie nabrał charakteru
sportowo - reprezentacyjnego.), który jechał za nim,
prawdopodobnie zgubił się we mgle. Istniała szansa, że
niebawem nadjedzie, lecz nie założyłby się o to. Ów brek,
ciągnięty przez szóstkę koni, powożony był przez osobistego
kamerdynera księcia. Kamerdyner zaś, wyjątkowo ostrożny
człowiek, z pewnością już dawno zatrzymał się z
towarzyszami w innej gospodzie. Pewnie większej i lepszej
niż ta. Trudno, trzeba zaakceptować spanie bez płóciennych
prześcieradeł, które zostały w bagażach gdzieś z tyłu. I to, że
nie będzie mat pod stopy przy łożu, umywalni, ani też
podróżującego wraz z kamerdynerem sługi, który gotował
znacznie lepiej niż Hanson. Mimo wszystko nie było tak źle i
z karty, podanej przez oberżystę, wybrał to, co wydawało się
jadalne. Służący miał pilnować przyrządzania posiłku.
- Wasza Łaskawość, postaram się, żeby wszystko
przygotowano jak najlepiej, ale nie będę udawał, że jestem tak
dobry, jak młody Henry. On, że tak powiem, jest urodzony w
kuchni, no i powierzyłbym mu każdego konia, który należy do
Waszej Łaskawości. Tak, książę!
Książę zerknął sponad karty i przerwał ostro:
- Sir! Pamiętaj, że przedstawiłem się tutaj jako sir Ervan
Trecarron!
- Tak, jasne, Wasza... Sir!
Gdy podróżował, używał niezmiennie jednego z
pomniejszych tytułów. Zauważył, że ludzie zachowują się
zbyt służalczo, podejmując księcia Marazion. To było
nieznośne. Czasem próbowali go nawet wykorzystać, toteż
anonimowość stała się obroną. Dlatego udawał.
- Idę teraz do kuchni, sir Ervan. Wziąłem już na górę pana
kufer. Ale... Jest pan całkiem pewny, że da pan sobie radę?
Książę uśmiechnął się.
- Całkowicie, dziękuję Hanson!
Mówiąc, pomyślał o Dalekim Wschodzie i Afryce. Tam
nie miał służby i radził sobie korzystając co najwyżej z
pomocy ciemnych tubylców. Doprawdy, nawet w zupełnie
niedostępnych i dzikich miejscach umiał zadbać o siebie.
Angielscy służący za bardzo absorbowali uwagę, zrzędzili na
wszystko co nowe i niezwykłe.
Teraz wstał i w całej okazałości swego metra
dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu wpatrywał się w
ogień buzujący na palenisku, zanim poszedł po skrzypiących
dębowych schodach na górę, na pierwsze piętro. Pokój był
przestronny. Ogień płonął na kominku, jak przykazał
gospodarzowi Hanson. Zimno i wilgoć nie miały tu wstępu.
Dębowa wykładzina na ścianach niskiego i dużego
pomieszczenia tworzyła przyjemną atmosferę. Bystre oczy
księcia natychmiast dostrzegły, że panuje tu zaskakująca
czystość. Odczuł satysfakcję; a więc inaczej niż w innych
gospodach - przynajmniej nie dostanie brudnych
prześcieradeł, a koce nie będą zarobaczone.
Hanson wespół z gospodarzem wnieśli uprzednio na górę
kufer. Wiózł ten podręczny bagaż na wszelki wypadek, gdyby
zdarzyło się, że będzie musiał odłączyć od reszty służby
jadącej w drugim powozie. Kufer stał otwarty, by mógł wyjąć
potrzebne rzeczy. Zdjął eleganckie, lekko zakurzone ubranie
podróżne i umył się w cieplej wodzie w beczce przy
umywalni. Marzył o kąpieli, ale to z pewnością
spowodowałoby takie zamieszanie, że posiłek opóźniłby się
nie tylko dla niego, ale i dla innych gości. Czy zatrzymali się
tu jeszcze jacyś inni przejezdni? Wszak prosto z gabinetu udał
się na górę do sypialni. Przy myciu rozmyślał, że mogło być
gorzej. Potem wyciągnął z kufra wieczorowe ubranie. Sam
przebrał się dużo szybciej niż przy pomocy kamerdynera.
Zanim odziedziczył tytuł, spędził wiele miesięcy w różnych
miejscach, w których nawet elementarne wygody były trudno
osiągalne. Wolał zajmować się sobą sam, ale wiedział, że
gdyby się z tym przed kimś zdradził, wywołałoby to głęboki
niesmak.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin