Peterkin Brokk Ksiega Czterech.pdf

(1671 KB) Pobierz
Peterkin & Brokk
Księga Czterech
Grzegorz Gajek
2
Kup książkę
Część I
Drobina serca
Tuur był zły.
Maszerując, wściekle miesił błoto ulicy podkuty-
mi podeszwami.
Specjalnie zerwał się o czwartej rano, aby przyłapać
Ganebę w tych cichych godzinach przed brzaskiem,
nim rozdzwonią się konne tramwaje, rozwarkoczą
przędze w fabrykach bawełny, rozwrzeszczą gazecia-
rze i przekupnie. Lubił poranki, wilgotną woń powie-
trza, mgłę kotłującą się za oknem i to dziwne brzęcze-
nie myśli we wpół uśpionym mózgu. Wtedy najlepiej
mu się pisało. Znajdował rymy, przypominał sobie
słowa, których za dnia nigdy nie pomyślałby użyć.
A wszak miał do dokończenia balladę.
Niestety, ledwie wstał z łóżka i rozsiadł się w fotelu
– jedynym drogim meblu, jaki posiadał – w podwórcu
zaczął się rumor. Chwilę później w drzwiach miesz-
kania stanął rozziewany stróż. Za jego plecami czaił
się młody konstabl, krasnolud – podobnie jak Tuur.
– Jest pan potrzebny – powiedział młodzik. – Pilnie.
3
Kup książkę
Tuur ubrał się pospiesznie. Przez chwilę się łu-
dził, że będzie na nich czekać dorożka, ale policjant
najwyraźniej przyszedł piechotą. Do posterunku nie
było daleko.
Ruszyli żwawym krokiem. Konstabl raz po raz oglą-
dał się na starszego krasnoluda. Zdawał się podekscy-
towany.
Szli dość długo ulicą Rymarską, aż przecięli bruko-
waną aleję Valemuth i dotarli wpierw do alei Pików,
a później do alei Serc, nieopodal Filharmonii. Tam,
przed bramą nowoczesnej kamienicy o zaokrąglonych
oknach i kratach wijących się niby żelazny bluszcz, uj-
rzeli grupę policjantów i powoli rosnący, mimo wcze-
snej pory, tłumek gapiów.
– Panie Brokk, czy to prawda? – Wysoki mężczy-
zna, który wyłonił się spośród zebranych, napadł na
Tuura z ołówkiem i notesem w rękach. Tuur poznał
go od razu: Ciaran Cahoun, półelf, lordowski bękart,
dziennikarz, menda.
– Nie mam jeszcze nic do powiedzenia.
– Panie Brokk, gdy chodzi o osobę tej rangi, opi-
nia publiczna…
– Później, panie Cahoun. Później.
Przecisnęli się przez zbiorowisko i weszli do ka-
mienicy. Na klatce schodowej Tuur posłyszał głosy
rozmawiających konstabli.
– …podobno posłali też po Peterkina.
– Tego gajera przeniesionego z czwartego poste-
runku? Ciekawe, co to za typ. Widziałeś go już?
4
Kup książkę
– Nie, ale chodzą słuchy, że to łebski facet. Alche-
mik, tak mówią. Przedstaw sobie…
– Czy sierżant nie był wcześniej na czwartym po-
sterunku?
– Gdzie tam, pieronie, na czternastym. Ale wystaw
sobie, że ten Peterkin, jak to mówią…
– Dziwne, dałbym głowę, że jednak na czwartym.
– A do diabła z tą twoją zakutą pałą! Dasz mi do-
kończyć?
– Ciii, sierżant!
Tuur stanął przed konstablami.
– A co to za babskie ploty, co?! – huknął.
– Nic, nic, panie sierżancie, tak się tylko zastana-
wiamy…
– Lepiej prowadźcie mnie do nieboszczyka.
– Oczywiście, panie sierżancie. Tędy. Tylko…
– Co znowu?
– Bo myśmy słyszeli, że sprawę ma przejąć ten nowy
detektyw, Peterkin, i tak się właśnie zastanawialiśmy…
– Detektyw Peterkin to znakomity oficer i dżentel-
men godny najwyższego szacunku. Nie wypada, aby
brały go na języki takie stare przekupy jak wy dwaj.
– Więc jednak…
– Tak, służyłem pod nim na czwartym posterunku.
– Jaki on jest?
– Czy ja mówię niewyraźnie, konstablu? Bądźcie,
panowie, tak uprzejmi i pokażcie mi trupa.
– Tak jest. Ale…
– To nieprzyjemny widok.
5
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin