Winnetou Czerwonoskory gentleman Tom I.pdf

(646 KB) Pobierz
Karol May
Winnetou.
Czerwonoskóry
gentleman.
Tom I
Wersja demonstracyjna
Wydawnictwo Psychoskok
Konin 2017
Kup książkę
Karol May
„Winnetou. Czerwonoskóry gentleman. Tom I”
Copyright © by Karol May, 1910
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2017
Zabrania się rozpowszechniania, kopiowania
lub edytowania tego dokumentu, pliku
lub jego części bez wyraźnej zgody wydawnictwa.
Tekst jest własnością publiczną (public domain)
Tekst oryginalny tłumaczenia: anonimowy.
ZACHOWANO PISOWNIĘ
I WSZYSTKIE OSOBLIWOŚCI JĘZYKOWE.
Skład: Łukasz Chmielewski
Projekt okładki: Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
Druk: Aleksander Ripper
Wydawnictwo: „Przez Lądy i Morza“
Lwów, 1910
ISBN: 978-83-7900-798-1
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/
e-mail:wydawnictwo@psychoskok.pl
Kup książkę
ROZDZIAŁ I.
Greenhorn.
 Czy
wiesz, Szanowny Czytelniku, co to jest greenhorn, określenie wysoce
złośliwe i uchybiające temu, względem którego się go użyje?
 Green
znaczy zielony, przez horn należy rozumieć macadełko. Greenhorn to
zielony, a zatem nowy i niedoświadczony człowiek, który musi macadełka
wysuwać naprzód ostrożnie, jeśli się nie chce narazić na niebezpieczeństwo
wyśmiania.
 Greenhorn
to człowiek, który nie wstaje z krzesła, gdy lady chce na niem
usiąść, pozdrawia pana domu, zanim się pokłoni mistress i miss, wsuwa odwrotnie
nabój do lufy przy nabijaniu strzelby, albo najpierw pakuł, potem kulę, a dopiero
na końcu proch. Greenhorn albo wcale nie mówi po angielsku, albo bardzo czysto i
wyszukanie, a okropnością jest dlań angielski język Jankesów, lub narzecze
zaleśne, które żadną miarą nie chce mu wleźć do głowy, a tem mniej na język.
Greenhorn uważa racoona za opossum, a średnio ładną mulatkę za kwadronkę.
Greenhorn pali papierosy, a brzydzi się wypluwającym sok tytoniowy sirem.
Greenhorn otrzymawszy policzek od Paddy, leci ze skargą do sędziego pokoju
zamiast, jak prawdziwy Jankes, zastrzelić napastnika na miejscu. Greenhorn
weźmie ślady turkeya za trop niedźwiedzi, a lekki sportowy jacht za parowiec z
rzeki Missisipi. Greenhorn wstydzi się swoje brudne buty położyć na kolanach
towarzyszowi podróży, a gdy pije rosół, to nie chlipie jak konający bawół.
Greenhorn wlecze z sobą na prerye gąbkę do mycia wielkości harbuza i dziesięć
funtów mydła; zabiera w dodatku kompas, który już na trzeci dzień wskazuje
wszystkie możliwe kierunki z wyjątkiem północy. Greenhorn zapisuje sobie
ośmset indyańskich wyrazów, a spotkawszy się z pierwszym czerwonoskórcem,
przekonywa się, że zapiski te wysłał w ostatniej kopercie do domu, a list schował
do kieszeni. Greenhorn uczył się przez dziesięć lat astronomii, ale choćby przez
taki sam czas patrzał na niebo, nie poznałby, która godzina. Greenhorn wtyka nóż
za pas w ten sposób, że kaleczy się w udo, gdy się pochyli. Greenhorn roznieca na
Kup książkę
dzikim Zachodzie tak duże ognisko, że płomień bucha do wysokości drzewa, a gdy
go Indyanie zauważą i zastrzelą, dziwi się, że mogli go znaleźć. Greenhorn to
właśnie greenhorn i takim byłem wówczas ja także.
 Nie
należy jednak sądzić, jakobym przyznawał, że to przykre określenie
stosowne było dla mnie. Żadną miarą! Najwybitniejszą cechą greenhorna jest
właśnie to, że raczej wszystkich, niż siebie za „zielonych“ uważa.
 Przeciwnie,
zdawało mi się, że jestem rozsądnym i doświadczonym
człowiekiem; wszak uczyłem się wiele i nigdy, jak to mówią, nie bałem się
egzaminu! Jako młody nie zastanawiałem się wówczas nad tem, że życie jest
właściwą i prawdziwą wszechnicą, w której pytani są uczniowie w obliczu
opatrzności co dzień i co godziny. Nieprzyjemne stosunki w ojczyźnie i wrodzona
żądza czynu zapędziły mnie za ocean do Stanów Zjednoczonych, gdzie warunki
bytu były dla młodego i zapobiegliwego człowieka daleko lepsze podówczas niż
teraz. Mogłem w państwach wschodnich znaleźć dobre utrzymanie, ale coś pędziło
mnie na Zachód. Podejmując się różnej pracy, zarabiałem tyle, że przybyłem do
St. Louis dobrze wyposażony na zewnątrz, a wewnętrznie pełen najlepszych
myśli. Tam zawiodło mię szczęście na łono pewnej rodziny, u której jako
nauczyciel domowy znalazłem chwilową ostoję. Bywał tam mr. Henry, oryginał i
rusznikarz, który oddawał się swemu rzemiosłu z zamiłowaniem artysty, a siebie
nazywał z patryarchalną dumą mr. Henry the gunsmith.
 Był
to wielki filantrop, pomimo że wyglądał na coś przeciwnego, gdyż prócz
wspomnianej rodziny nie utrzymywał z nikim stosunków, a ze swoimi odbiorcami
obchodził się tak szorstko, że ci tylko dla dobroci towaru nie omijali jego sklepu.
 Utracił
żonę i dzieci wskutek jakiegoś okropnego wypadku. O tem nigdy nie
chciał mówić, ale domyśliłem się z niektórych wzmianek, że wymordowano ich
podczas jakiegoś napadu. Ten straszny cios zapewne spowodował u niego
szorstkość w obejściu. On sam może nawet nie wiedział, jak skończonym był
grubianinem, w głębi jego duszy jednak tkwiła łagodność i dobrotliwość, gdyż
nieraz widziałem, jak oczy mu łzami zachodziły, ilekroć opowiadałem o ojczyźnie i
moich rodakach, do których całem sercem byłem i jestem przywiązany.
 Nie
mogłem długi czas zrozumieć, dlaczego ten stary człowiek właśnie mnie,
młodemu i obcemu, okazywał tyle przychylności, aż raz sam mi to powiedział.
Przychodził do mnie często, przysłuchiwał się nauce, a po jej skończeniu zabierał
mnie z sobą na miasto. Raz nawet zaprosił mnie do siebie w gościnę. Tego rodzaju
wyróżnienie nikogo jeszcze z jego strony nie spotkało, dlatego wahałem się, czy
Kup książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin