Gerritsen Tess - Telefon po północy.pdf

(775 KB) Pobierz
TESS GERRITSEN
Telefon
po północy
PROLOG
Berlin
Wystarczy przez dwadzieścia sekund uciskać tęt­
nice szyjne, by człowiek stracił przytomność. Po
kolejnych dwóch minutach następuje nieuchronna
śmierć. Simon Dance nie nauczył się tego z żadnego
podręcznika medycyny. Takie rzeczy znał z doświad­
czenia. Wiedział też, że garotę należy mocno zacisnąć
i nie wolno jej rozluźnić. Najmniejszy dopływ cennej
krwi do mózgu ofiary przedłuża jej opór. Taki brak
profesjonalizmu może być niebezpieczny. Umierający
człowiek potrafi wpaść w prawdziwą wściekłość.
Kucając w ciemnościach, Simon Dance owinął
sobie garotę wokół dłoni i spojrzał na świecącą tarczę
6
TELEFON PO PÓŁNOCY
zegarka. Minęły dwie godziny, odkąd zgasił światło.
Jego zabójca bez wątpienia jest człowiekiem ostroż­
nym i musi mieć pewność, że Dance mocno zasnął.
Jeżeli jest zawodowcem, to wie, że podczas pierw­
szych dwóch godzin sen jest najgłębszy. Nadchodzi
właśnie pora, by uderzyć.
Podłoga na korytarzu lekko zatrzeszczała. Simon
Dance znieruchomiał, a potem uniósł się powoli
i czekał w ciemnościach przy drzwiach. Nie zwracał
uwagi na mocne bicie własnego serca. Czuł znajomy
przypływ adrenaliny, która pozwalała mu na błys­
kawiczne reakcje. Rozsunął dłonie, naciągając ga-
rotę.
Klucz wsuwał się do zamka powoli. Simon słyszał
delikatny, metaliczny dźwięk. Klucz zachrzęścił i za­
mek otworzył się z cichym trzaskiem. Przez uchylone
drzwi wpadła z korytarza smuga światła. Zaraz potem
jakiś cień zaczął przesuwać się powoli w kierunku
łóżka, na którym widniał zarys śpiącej postaci. Cień
uniósł rękę. Trzy kule, wystrzelone przez tłumik,
głucho wbiły się w poduszki. Przy trzecim strzale
Dance zaatakował.
Zarzucił garotę na szyję napastnika i szarpnął
w górę i do tyłu. Lina zacisnęła się dokładnie na
tętnicach szyjnych, tuż pod dolną szczęką. Pistolet
upadł na podłogę. Mężczyzna rzucał się jak ryba
złapana na haczyk, próbując się uwolnić. Wyciągnął
ręce do tyłu, by dosięgnąć paznokciami twarzy Dan­
ce'a. Jego nogi i ręce zaczęły wykonywać gwałtowne
chaotyczne ruchy, ale po kilku chwilach stały się
Tess Gerritsen
7
miękkie i bezwładne. Dance liczył upływające minu­
ty, czuł ostatnie spazmy ciała, ostatnie próby walki
umierających komórek mózgu. Nadal nie zwalniał
ucisku.
Kiedy minęły trzy minuty, rozsunął pętlę. Ciało
osunęło się na podłogę. Dance zapalił światło i wpat­
rywał się w mężczyznę, którego właśnie zabił.
Pokryta plamami twarz wydawała mu się znajoma.
Może widział kiedyś tego człowieka w pociągu albo
na ulicy, nie miał jednak pojęcia, jak się nazywa.
Szybko przeszukał kieszenie mężczyzny, ale znalazł
jedynie pieniądze, kluczyki od samochodu i trochę
zawodowego wyposażenia: dodatkową amunicję, nóż
sprężynowy oraz wytrych.
Bezimienny profesjonalista, pomyślał Dance, za­
stanawiając się przez chwilę, ile zapłacono mu za to
zadanie.
Wciągnął ciało na łóżko i odsunął na bok trzy
poduszki, które wcześniej ułożył pod kołdrą. Ocenił,
że mężczyzna ma mniej więcej sto osiemdziesiąt
centymetrów wzrostu, tak samo jak on. To dobrze.
Zamienił się z denatem ubraniami. Nie było to może
konieczne, ale Dance zawsze starał się być dokładny.
Potem zdjął swoją obrączkę ślubną i spróbował wło­
żyć ją na palec mężczyzny. Nie chciała się przecisnąć
przez zgrubiały staw, więc poszedł do łazienki i po­
smarował ją mydłem. Pomogło. Potem usiadł i wypalił
kilka papierosów. Zastanawiał się, czy nie przeoczył
jakiegoś istotnego szczegółu.
Jasne, jeszcze trzy kule. Przeszukał dokładnie
8
TELEFON PO PÓŁNOCY
poduszki, ale udało mu się odnaleźć jedynie dwa
pociski. Trzeci utknął pewnie w materacu. Już miał
przystąpić do dalszych poszukiwań, kiedy na koryta­
rzu usłyszał kroki. Czyżby zamachowiec miał pomoc­
nika? Dance chwycił pistolet, wymierzył w drzwi
i czekał. Kroki przybliżyły się, a potem ucichły.
Fałszywy alarm. Mimo to uznał, że nie powinien
dłużej zwlekać. Dłuższe pozostawanie w pokoju może
być nierozsądne.
Z szuflady komody wyjął butelkę z rozpuszczal­
nikiem. Palił się łatwo i nie pozostawiał śladów. Polał
nim ciało, łóżko i leżący na podłodze chodnik. W po­
koju nie było czujników przeciwpożarowych ani auto­
matycznych zraszaczy. Właśnie dlatego wybrał ten
stary hotel.
Postawił popielniczkę obok łóżka, a do torby na
śmieci wrzucił przedmioty należące do napastnika
i butelkę po rozpuszczalniku. Potem podpalił łóżko.
Płomienie uniosły się z lekkim sykiem i niemal
natychmiast objęły całe ciało. Dance poczekał jeszcze
parę chwil, by upewnić się, że szczątki będą nie do
rozpoznania. Wziął torbę i wyszedł z pokoju. Na
końcu korytarza znalazł skrzynkę z alarmem pożaro­
wym. Nie chciał zabijać niewinnych ludzi, więc zbił
szybę i pociągnął za dźwignię. Potem zszedł na parter.
Stojąc w niewielkiej alejce po przeciwnej stronie
ulicy, widział, jak płomienie wystrzeliwują przez
okno. Goście hotelu zostali ewakuowani i ulica wypeł­
niła się na wpół śpiącymi ludźmi zawiniętymi w koce.
Po dziesięciu minutach pojawiły się trzy wozy strażac-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin