Postapo 03 - Przygranicze 03 - Czarne sny (całość) - Kornew, Paweł(1).pdf

(1721 KB) Pobierz
Spis cyklu:
1.
2.
3.
4.
Sopel
Śliski
Czarne sny
Czarne Południe
Świeżą krew dostała zima,
I ciebie też dostanie,
I ciebie też dostanie.
zespół Agata Kristi
Prolog
Jesień umierała.
A może inaczej – jesień przygotowywała się, aby wydać ostatnie
tchnienie.
I choć dobiegał końca dopiero drugi tydzień listopada, nie mogło być
wątpliwości, że jeśli nie dziś, to jutro owo przedśmiertne dyszenie zakończy
się porannym śniegiem. Śniegiem, który – ogrzany promieniami
wyglądającego zza chmur słońca – nie zamieni się już w brudne błoto.
Śniegiem, który zalegać będzie aż do dalekiej wiosny.
Wieczór też zapadał wcześnie, zupełnie jak zimowy – nie było jeszcze
siódmej, a ciemności panujących na ulicach nie mogły rozgonić ani stojące
za oknem latarnie, ani jasne witryny drogich sklepów. Wiatr targał drzewa,
szarpiąc pozostałe na gałęziach burożółte liście, których cienie mrocznymi
plamami latały po wyłożonym różnokolorowymi płytkami chodniku.
Ciemno, zimno, obrzydliwie. I straszna nuda...
Ale kiedy spadnie śnieg, wszystko się zmieni. Miasto poweseleje, znów
stanie się wieczorami jasne i szykowne. Ludzie przestaną wykorzystywać
każdą okazję, żeby jak najszybciej wracać do przyjemnych mieszkań z
ciemnych ulic i podwórek. Na głównym placu rozpoczną budowanie
lodowego miasteczka, przywiozą choinę i zacznie się gorączkowa
przednoworoczna krzątanina.
Tak, wszystko się zmieni. Dla wszystkich. Tylko nie dla mnie.
Jutro spadnie śnieg, wrócimy do domu,
Szary szron okryje zama-a-arznięte dusze,
Jutro spadnie śnieg, ale co mi z tego —
Skoro krew jest zimna, jeśli krew jest zimna,
A nuda serce rżnie...
Wstrząsnąłem się, odstawiłem kufel z piwem na stolik i odwróciłem się
od okna, którego dolną część wypełniała żółto-zielona mozaika.
Nie-na-wi-dzę!
Nienawidzę zimna, śniegu, lodu i ciemnych zimowych wieczorów.
Nienawidzę parzącego wręcz, przenikliwego wiatru, gołoledzi i nisko
wiszących ołowianych chmur. I nawet szronu iskrzącego się srebrem o
poranku nienawidzę tak samo.
Upiłem łyk ciemnego, goryczkowego piwa, po raz kolejny próbując się
uspokoić. Czemu się tak rozhisteryzowalem? Śnieg pada każdej zimy. To
normalne, nieuniknione i należałoby się w końcu z tym pogodzić.
Przynajmniej do czasu, aż będą pieniądze na coroczny urlop w ciepłych
krajach, trwający przynajmniej sześć miesięcy. A na to się nie zanosiło w
przewidywalnej przyszłości.
Dopiłem piwo, zawołałem kelnerkę i poprosiłem o drugą kolejkę –
jakkolwiek bym kombinował, powinienem się teraz odprężyć. Posmak
goryczki przyjemnie szczypał w język i z każdym łyczkiem nagromadzone w
ciągu pracowitego dnia rozdrażnienie powoli odpuszczało. Tylko że problem
nie do końca leżał w pracy – dziś w nocy znów miałem ten, zdawałoby się,
na zawsze zapomniany sen, więc od rana byłem w paskudnym nastroju.
Jak to mówią? Wieszczy sen? A na plaster mi takie sny! Po nic właśnie
wspomnienia o zaśnieżonym polu czy oślepiających światłach reflektorów.
Ale pozostałego po nocnym koszmarze obrzydliwego posmaku własnej
bezsiły nie potrafiło spłukać nawet doskonałe piwo.
Tak, w ostatnim czasie zaczęły mi puszczać nerwy. A co będzie, kiedy
spadnie śnieg? Całkiem mi odbije?
I bez tego cały czas miałem wrażenie, jakby w ciemnościach ktoś gapił
się na moje plecy. I to gapił bardzo nieżyczliwie, paskudnym wzrokiem.
Doszło do tego, że idę sobie ulicą i zastanawiam się, kto z przechodniów
może się okazać lodowym piechurem. A wszyscy zdają się tacy szarzy,
niepozorni. Można powiedzieć – nijacy. Człowiek odwróci się i już nie
pamięta twarzy, aż na końcu języka pojawia się słowo – diabelstwo. Tylko
patrzeć, a sprzykrzy im się udawać, cała ta szarość zlezie z nich niczym
wężowa skóra, a pod nią...
„W głowie szeleści cicho nadchodzące nieśpiesznie szaleństwo”...
Nie, trzeba załatwić sobie w firmie tydzień lub dwa urlopu i jechać nad
jakieś ciepłe morze. Na więcej nie starczy mi finansów nadwerężonych
kupnem mieszkania i dwoma miesiącami odwyku w Soczi. A i z wolnym
można pokombinować, jeśli tylko wymyślę jakiś pretekst do wyjazdu w
delegację właśnie na południe...
Przymknąłem oczy, oparłem się wygodniej i zaśmiałem cichutko. I cóż ze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin