Najazd tatarski na przełomie września i października 1629 r - Gawron P.J.doc

(188 KB) Pobierz
Najazd tatarski na przełomie września

 

Najazd tatarski na przełomie września
i października 1629 roku.

 

 

Jesienią 1629 roku Rzeczypospolita znalazła się w niezwykle skomplikowanym położeniu militarnym. Większość wojsk koronnych i litewskich zaangażowana była w walkę przeciwko Szwedom, toczoną jednocześnie w Prusach Królewskich i Inflantach. Pomimo czerwcowego zwycięstwa pod Trzcianą oraz pomocy wojsk cesarskich pod dowództwem Johanna Georga Arnima, wojska koronne, nękane głodem i chorobami, nie były w stanie doprowadzić do wyparcia przeciwnika z Pomorza i zwycięskiego zakończenia wojny. Prowadzone z udziałem mediatorów francuskich, angielskich i brandenburskich negocjacje przez dłuższy czas nie przynosiły rezultatu i dopiero 26 września zakończyły się rozejmem w Altmarku, którego warunki stanowiły bezsprzeczny sukces dyplomatów Gustawa II Adolfa.

Zaangażowanie oddziałów kwarcianych na północy oznaczało osłabienie obrony południowo wschodniej granicy przed najazdami tatarskimi. Od września 1626 roku dowódcą tamtejszych wojsk był chorąży bracławski Stefan Chmielecki, zastępujący przebywającego w Prusach hetmana polnego Stanisława Koniecpolskiego. Pomimo małych sił był w stanie uchronić Koronę od poważniejszych najazdów tatarskich i ekspansji tureckiej na tereny pograniczne, w duże mierze dzięki bratobójczym walkom w chanacie krymskim, w których aktywnie uczestniczyli, nie bez zachęty ze strony władz koronnych, Kozacy zaporoscy. Działalność tych ostatnich, nie zawsze zgodna z oczekiwaniami Chmieleckiego i jego mocodawców, spotykała się jednak z rosnącą irytacją ze strony władz tureckich, zaś po uspokojeniu sytuacji na Krymie zwycięski chan Dżanibek II Gerej skłonny był do skierowania swych sił przeciwko Koronie. Na niekorzyść Rzeczypospolitej działał także poseł holenderski w Stambule, Cornelis Haga, który wespół z patriarchą konstantynopolitańskim Cyrylem Lukarisem oraz dyplomatami siedmiogrodzkimi, Charlesem Assideuil markizem de Talleyrand oraz Jacquesem Roussel, próbował skłonić Portę Ottomańską do wypowiedzenia wojny Zygmuntowi III.[1]

W maju w okolicach Humania pojawili się ordyńcy pod dowództwem Mehmeda murzy, którzy, spustoszywszy tamtejsze osady, wycofali się nad Boh, ścigani przez chorągwie polskie Chmieleckiego. Chorąży bracławski bliski był doścignięcia przeciwnika i uderzenia nań z zaskoczenia, ale wskutek niefortunnego przypadku Tatarzy dowiedzieli się o obecności Polaków i odesławszy kosz wraz z łupami, stanęli w szyku bojowym pod Kodenicą, lekceważąc słabego w ich mniemaniu przeciwnika. Starcie zakończyło się sukcesem Chmieleckiego, którego podkomendni przełamali szyk wroga i zmusili go do panicznej ucieczki, podczas której ordyńcy pozbywali się nie tylko łupów, ale także innych ciężkich przedmiotów, w tym broni, aby uniknąć polskiego pościgu. Kilka dni później chorąży bracławski zmusił do odwrotu inny czambuł, który pojawił się na czarnym szlaku, w pobliżu Sinej Wody, po czym rozłożył wojska na leżach na Ukrainie, czekając na dalszy bieg wypadków.[2]

Najazd Mehmeda murzy, podobnie jak trzy inne inkursje, które dotknęły ziemie ukrainne w maju i czerwcu 1629 roku[3], stanowiły jednak jedynie przygrywkę do wielkiego uderzenia, które spaść miało na Rzeczypospolitą wczesną na przełomie lata i jesieni. Wydarzenia te nie doczekały się dotychczas w polskiej historiografii samodzielnego opracowania, natomiast sporo miejsca poświęcił im Bohdan Baranowski w swej monografii dotyczącej stosunków Rzeczypospolitej z Tatarszczyzną w latach 1624 1629, wykorzystując między innymi dokumenty, zniszczone w czasie II Wojny Światowej, co utrudnia weryfikację jego twierdzeń, która wydaje się konieczna ze względu na pominięcie przezeń szeregu źródeł, znajdujących się przede wszystkim w Archiwach: Zamoyskich i Radziwiłłów w warszawskim Archiwum Głównym Akt Dawnych.

Podstawę poniższych rozważań stanowić będą dwie relacje, opisujące szczegółowo najazd 1629 roku. Pierwsza, autorstwa Stefana Chmieleckiego, znana jest z licznych rękopisów i była dwukrotnie wydawana, raz w dziewiętnastym wieku przez Stanisława Przyłęckiego, ponownie zaś w drugiej połowie minionego stulecia przez Zdzisława Spieralskiego i Jana Wimmera. Rozpoczyna się ona wraz z końcem sierpnia, kiedy Tatarzy rozpoczęli działania zbrojne i kończy 11 października, wraz z zamknięciem kampanii przez oddziały polskie[4]. Druga, anonimowa, zachowała się w jedynie w rękopisie 201 Biblioteki Kórnickiej i powstała, sądząc z jej treści, pod piórem osoby przebywającej podczas kampanii w obozie wojewody ruskiego Stanisława Lubomirskiego i związanej z nim osobiście. Świadczą o tym z jednej strony pełny szacunku i oddania sposób traktowania wojewody, z drugiej zaś nieskrywana niechęć do Chmieleckiego, którego autor czyni odpowiedzialnym za wszelkie niepowodzenia doznane w toku kampanii, odmawiając mu przy okazji talentu dowódczego. Chwilami tekst przypomina panegiryk na cześć pana na Wiśniczu, podkreślający nie tylko jego cnoty marsowe, ale także pobożność i pokorę. Trzeba w tym miejscu wspomnieć o uszkodzeniu rękopisu, prawdopodobnie wskutek zalania, które utrudnia odczytanie istotnych partii tekstu[5]. Uwagę winna przykuwać natomiast dysproporcja pomiędzy stanem zachowania obu relacji, która prawdopodobnie odzwierciedla różny stopień popularności, jakim cieszyła się każda z nich.

Istnienie dwóch przeciwstawnych sobie przekazów stanowi dla historyka nie lada wyzwanie. Oba teksty w odmienny sposób przedstawiają przebieg działań i przyczyny sukcesów i porażek, różnią się także w opisie tych samych wydarzeń. Dzięki temu możliwe stało się dokładniejsze poznanie najazdu tatarskiego i towarzyszących mu działań zbrojnych, a także wychwycenie pojawiających się w obu narracjach przemilczeń i przekłamań. Zestawienie obu tekstów pozwoliło również dostrzec spory pomiędzy dowódcami, który w istotny sposób wpływał na ostateczny wynik zmagań. Z drugiej strony historyk, postawiony w takiej sytuacji, staje się mimowolnie sędzią, który po upływie prawie czterech stuleci zobowiązany jest rozstrzygnąć spór o odpowiedzialność za doznane niepowodzenia, mając przed sobą dwie błyskotliwe mowy obrończe, w których oskarżeni mogą się nie cofnąć się przed wykorzystaniem kłamstw i pomówień, trudnych do zweryfikowania wskutek oddzielającego go od wydarzeń czasu oraz braku bezstronnych źródeł. Zobowiązany jest zatem do zachowania należytej staranności przy badaniu obu relacji i konfrontowania ich z innymi przekazami, kiedy to tylko będzie możliwe.

Czołowe miejsce wśród nich zajmuje korespondencja, szczególnie powstała pod piórem obu wodzów. Trzeba zatem wspomnieć o listach Chmieleckiego do politycznego patrona, podkanclerzego koronnego Tomasz Zamoyskiego, znajdujących się w Archiwum Zamoyskich lub wydanych przez Przyłęckiego, jak również tych Stanisława Lubomirskiego, adresowanych przezeń do króla i hetmana Koniecpolskiego. W wspomnianym wcześniej rękopisie 201 Biblioteki Kórnickiej znajdują się także, obok diariusza, pisma wojskiego halickiego Samuela Otwinowskiego oraz Jakuba Budzińskiego do nieznanego mi z imienia podstarościego samborskiego, zaś w manuskrypcie 102 Biblioteki Jagiellońskiej zachował się anonimowy list do nieokreślonego adresata, datowany na ósmego października z Halicza i opisujący wspomniane wydarzenia, wydany przez Ambrożego Grabowskiego[6]. Nie udało mi się natomiast dotrzeć do żadnych źródeł proweniencji tatarskiej, co w oczywisty sposób utrudnia zrekonstruowanie rzeczywistego przebiegu wypadków.

W początkach czerwca król, zbierając siły do kolejnej kampanii w Prusach, zdecydował się powierzyć obronę granicy południowej przed atakiem ze strony władcy Siedmiogrodu Gabora Bethlena wojewodzie ruskiemu Stanisławowi Lubomirskiemu, nakazując mu zaciągnąć na służbę Rzeczypospolitej na tysiąc koni husarii oraz tysiąc piechoty, przewidując równocześnie, że w razie napaści w sukurs powinna mu przyjść szlachta z województw: krakowskiego, sandomierskiego i lubelskiego[7]. Ostatecznie, sądząc z przedstawionych na drugim sejmie 1629 roku rachunków skarbowych, wojewoda zdołał zaciągnąć jedynie 600 husarzy (roty: własna 200 koni, Janusza Tyszkiewicza, starosty żytomierskiego, 200 koni, Andrzeja Zborowskiego, kasztelana oświęcimskiego, 100 koni, Aleksandra Sienieńskiego, 100 koni), 500 kozaków( roty: Przecława Sieradzkiego, 100 koni, Adama Lipskiego, chorążego bełskiego, 200 koni, Skurgierowskiego, 200 koni) i 300 piechoty (własna rota Lubomirskiego), co kosztowało skarb państwa 49766 złotych i 3 grosze. Na taki stan rzeczy wpłynął także król, który wskazując na fatalny stan finansów publicznych, prosił wojewodę o ograniczenie zaciągów[8].

Lubomirski wydawał się być znakomitym kandydatem do wykonania powierzonego mu zadania, choć nie ukrywał swego opozycyjnego nastawienia do prowadzonej przez króla polityki. Urodzony w 1583 roku miał pokaźne doświadczenie wojskowe. W czasie swych zagranicznych wojaży poznał w Niderlandach zachodnioeuropejską sztukę wojenną, prawdopodobnie brał udział w bitwie pod Kicholmem, zaś dwa lata później wraz z własną rotą uczestniczył po stronie królewskiej w starciu pod Guzowem. Towarzyszył także monarsze pod Smoleńskiem w latach 1609 1611, walczył u boku Żółkiewskiego pod Buszą i Oryninem, dowodził własnym pułkiem stacjonującym w Małopolsce w latach 1619 1620, zaś pod Chocimiem służył jako zastępca Jana Karola Chodkiewicza, aby po jego śmierci samodzielnie doprowadzić wojska Rzeczypospolitej do zwycięskiego pokoju. Po zakończeniu kampanii spotkało go jednak rozczarowanie, ponieważ król nie powierzył mu buławy koronnej, choć w znacznej mierze dzięki niemu udało się doprowadzić do zakończenia konfederacji lwowskiej[9]. Buława ominęła go także w roku 1627, kiedy rywalizował o nią z Tomaszem Zamoyskim, wojewodą kijowskim. Obaj magnaci nie ukrywali niechęci do siebie, co mogło mieć wpływ na przebieg omawianej kampanii.[10]

Na korzyść Lubomirskiego przemawiały także inne względy. Wojewoda ruski konsekwentnie powiększał odziedziczony po ojcu majątek i w 1629 roku stał się największym świeckim posiadaczem ziemskim w województwie krakowskim, dzierżąc w swym ręku 91  całych wsi oraz 16 części, a także Wiśnicz wraz z zamkiem. Tytułem porównania, następni na liście najzamożniejszych: wojewodowie: krakowski Jan Tęczyński oraz kijowski Aleksander Zasławski posiadali odpowiednio 36 i 28 osad. Oczywiście, posiadłości Lubomirskiego nie ograniczały się tylko do województwa krakowskiego, dysponował on bowiem majątkiem na Wołyniu i Kijowszczyźnie. Nie wolno także zapominać o licznych królewszczyznach oraz szybach solnych, dzięki których jego ojciec, Sebastian, stworzył podwaliny potęgi rodu.[11]

Majątek pozwalał na zaciąg licznych wojsk prywatnych, a wpływy polityczne i majątek pozwalały na stworzenie rozległej sieci powiązań klientarnych. Inny z małopolskich potentatów, kasztelan krakowski Jerzy Zbaraski, zalecając kilka lat wcześniej królowi usługi Lubomirskiego jako dowócy wojsk strzegących Podgórza przeciw Bethlenowi, argumentował: „Ja nie rozumiem nikogo sposobniejszego jak imci pana podczaszego koronnego [Stanisława Lubomirskiego P. G.], który i kilka set człowieka swego zaraz może mieć i tu w Podgórzu ma powinowactwa i clientellą swoją, mógłby prędko co ludzi zebrać i tak jedno za drugiem składając, mogłoby się prędko cokolwiek wywodzić, tylko trzeba fundamenta ponere, co prędzej z tych 2000 koni, o które piszę , a wodza dać zaraz, żeby tym zawiadywał i obracał, bez którego żadna opera dobra stać się nie może.”[12]

Także i tym razem Lubomirski, który według Diariusza nie palił się do objęcia komendy i uległ po długich namowach ze strony króla i hetmana, mając na względzie przede wszystkim dobro Rzeczypospolitej, uzupełnił oddziały państwowe swym wojskiem prywatnym, którego liczebność pozostaje trudna do ustalenia z powodu braku danych. Z pewnością w obozie znaleźli się dragoni wojewody w liczbie co najmniej dwustu, jednak nie sposób wskazać innych obecnych tam formacji zaciągniętych prywatnie przez wojewodę[13]. Nie ma powodu wątpić w słowa anonimowego autora Diariusza o niechęci do objęcia komendy, choć należałoby ją przypisać nie tyle skromności Lubomirskiego, ile raczej wysokim kosztom, związanym z udziałem w kampanii wojennej, ponoszonym nie tylko na utrzymanie oddziałów prywatnych. Źródła wskazują na pojawienie się wiosną 1629 roku istotnych problemów z rekrutacją żołnierzy do służby w Prusach, co w połączeniu z niewypłacalnością skarbu publicznego oznaczać mogło konieczność wyłożenia przez Lubomirskiego własnych pieniędzy na zaciąg publicznego żołnierza.[14]

W lipcu Lubomirski, poinformował przebywającego w Prusach króla o niebezpieczeństwie ze strony Tatarów, połączonym ze stałą niepewnością co do zachowania Bethlena. W odpowiedzi król nakazał Chmieleckiemu, który wraz z podkomendnymi przebywał od maja na Ukrainie,aby się z Panem Wojewodą Ruskim znosił o daniu wstrętu Pogaństwu i jeśli wojska ukrainne wydołać sile ich nie będzie mogło, albo się ku ludziom jego zbliżał albo upatrzywszy miejsce na wszystkie szlaki sposobne onego w obozie tam oczekiwał[15].

Kiedy w sierpniu do obozu królewskiego dotarły nowe informacje o zbliżającym się najeździe tatarskim, monarcha wystosował do Lubomirskiego prośbę, aby „Uprzejmość Wasza od Halicza, z tymi, które mieć będziesz ludźmi zemknął ku Kamieńcowi nie wchodząc jednak do wołoskiej ziemie też aby z drugiej strony urodzony chorąży bracławski uczynił na nasze rozkazanie”. Jeśli dojdzie do najazdu: „będziesz mógł Uprzejmość Wasza i z miejsca tego wstręt czynić nieprzyjacielowi, porozumiewając się z Urodzonym Chorążym Bracławskim.” Podobny rozkaz o współdziałaniu został wysłany także do Chmieleckiego[16].

W połowie września, kiedy stało się jasne, że głównym zagrożeniem nie będzie Bethlen, lecz Tatarzy, choć nie było jeszcze podówczas pewności co do kierunku ich uderzenia, król wyłuszczał swój plan wojewodzie, pisząc doń: „Co się tycze złączenia się wojska kwarcianego z ludźmi temi, które masz Uprzejmość Wasza na ten czas pod regimentem swoim, jużeśmy w tem urodzonemu chorążemu bracławskiemu wolą naszą wiadomą uczynili i rozkazawszy, aby na to pilne oko miał, że jeżeliby Poganie przez wołoską ziemię w Podole albo kraj halicki obrócili, żeby będąc na przedzie abo z niemi szedł abo poprzedził ku ludziom, które masz Uprzejmość Wasza w obozie naszym. Jeżeliby ten Poganin miał wpaść w Ukrainę, baczemy to, że w takiej odległości i szerokości Państw naszych potrzebniejsza będzie przytomność wojska kwarcianego tamtem krajom i Ukrainie, gdyż na tego nieprzyjaciela prędkości potrzeba, która trudna bardzo Uprzejmości Waszej w tej odległości. Nic nie wątpimy, że z obopólnych wiadomości ku dobremu i pożytecznemu Ojczyzny stosować będziesz wszystkie przedsięwzięcia Uprzejmość Wasza także i urodzony chorąży bracławski.”[17]

Pozwoliłem sobie na przytoczenie in extenso królewskich rozkazów dotyczących planu kampanii przeciw Tatarom, gdyż miały one niebagatelny wpływ na jej przebieg. Przede wszystkim Zygmunt III przewidywał, że obaj wodzowie będą ze sobą współpracować tylko w przypadku, gdyby Tatarzy mieli uderzyć na Podole i Pokucie, zaś w sytuacji, gdyby najazd kierował się na Ukrainę, Chmielecki powinien byłby działać samodzielnie, ze względu na oddalenie obozu Lubomirskiego od tego teatru działań, a także, jak można domniemywać na podstawie listu z 18 września, z powodu składu wojska wojewody, złożonego z jednostek cięższych, zwłaszcza piechoty i artylerii, niż oddziały kwarciane. W świetle korespondencji monarchy wyraźnie widać, że król utrzymywał niezależny status obu dowódców, nie decydując się na poddanie jednego z nich rozkazom drugiego, nawet w przypadku, gdyby działali na tym samym teatrze. Zygmunt liczył też najwyraźniej na to, że do połączenia sił dojdzie najpóźniej w chwili wtargnięcia ordy w granice Korony. Zastanawiać musi natomiast brak informacji na temat zadań przydzielonych Kozakom, choć można przypuszczać, że mówiąc o kwarcianych, król mógł mieć na myśli także Zaporożców. Treść rozkazów królewskich, szczególnie tego z 18 września, każe wątpić w prawdziwość podanej przez autora Diariusza informacji, jakoby hetman Koniecpolski poddał Chmieleckiego pod rozkazy Lubomirskiego, ponieważ polecenia Zygmunta III wyraźnie wskazują na równorzędną pozycję obu dowódców.[18]

Sytuacja militarna oraz rozkazy królewskie wymagały zatem współpracy od obu dowódców, którzy formalnie równorzędni, zajmowali w hierarchii społecznej Rzeczypospolitej odmienną pozycję. Stefan Chmielecki wywodził się bowiem z drobnej szlachty i miał za sobą długą, nie zawsze chlubną karierę wojskową, między innymi służył w wojskach Dymitra II Samozwańca i węgierskiego magnata Jerzego Hommonaya, później zaś był jednym z uciekinierów z obozu pod Cecorą owej feralnej nocy z 20 na 21 września 1620 roku, kiedy wraz z Janem Odrzywolskim zdołał powrócić do kraju. Nie wziął udziału w kampanii chocimskiej, zatem nie służył pod rozkazami Lubomirskiego, natomiast związał się w latach dwudziestych z Tomaszem Zamoyskim, dowodząc jego oddziałami prywatnymi. Pod komendą Koniecpolskiego walczył pod Szmańkowcami, Martynowem, Jeziorem Kurukowskim i w kampanii lutowej 1626 roku. Opuszczając Ukrainę we wrześniu 1626 roku, hetman polny złożył w jego ręce komendę, trafność wyboru potwierdziło niespełna miesiąc później odparcie przez regimentarza najazdu tatarskiego pod Białą Cerkwią. Dwa lata później skutecznie realizował politykę królewską wobec konfliktu w chanacie krymskim, równocześnie powstrzymując Turków przed naruszeniem granic Rzeczypospolitej. Pomimo tych wszystkich sukcesów pozostawał wciąż jedynie klientem magnackim, przed rokiem 1620 Janusza Ostrogskiego i Samuela Koreckiego, później zaś Tomasza Zamoyskiego, z którego pośrednictwa korzystał czasami w kontaktach z monarchą. Pod względem majątku i wpływów politycznych nie mógł się równać z Lubomirskim.[19]

Chmielecki otrzymał pierwsze informacje o szykującym się najeździe najpóźniej pod koniec czerwca, ponieważ 1 lipca ogłosił uniwersał, w którym ostrzegał szlachtę województw ukrainnych przed zagrożeniem ze strony wojsk chana krymskiego i ordy budziackiej pod komendą Kantymira murzy, wzywając ją równocześnie, aby przybywała do obozu w celu wzmocnienia sił kwarcianych[20]. Dziewięć dni później pisał do Zamoyskiego, ponawiając ostrzeżenia przed najazdem Kantymira, który w jego ocenie mógłby stanąć na czele 20 tysięcy ordyńców. Miesiąc później, omawiając swe stanowisko względem Mirona Bernawskiego, pisał do podkanclerzego, że warunkiem porozumienia z hospodarem powinno być powstrzymanie przezeń Tatarów i skuteczne działanie na rzecz utrzymania pokoju, albo przynajmniej powstrzymanie ordy przed przejściem przez Mołdawię[21]. Widać z tego, że w opinii Chmieleckiego najazd tatarski był nieuchronny, o ile nie zostaną podjęte kroki mediacyjne ze strony hospodara.

Pomiędzy 10 lipca a 11 sierpnia regimentarz założył obóz pod Stepanówką, gdzie zgromadził wojska kwarciane, których liczbę określał w połowie września na trzy tysiące ludzi[22]. Nie było w nim Kozaków rejestrowych, którzy zadeklarowali, co prawda, chęć wspólnego odparcia najazdu, ale nie spieszyli się z połączeniem sił. Na przełomie sierpnia i września Chmielecki próbował skłonić Zaporożców do zaakceptowania wskazanego przez króla atamana Hrehorego vel Hryćka Sawicza Czarnego w charakterze starszego nad wojskiem zaporoskim Jego Królewskiej Mości. Określał go przy tym jako dobrego żołnierza, który jednak ma wielu prywatnych nieprzyjaciół. 4 września informował podkanclerzego, że otrzymał ponowną deklarację o gotowości do służby i poddania się pod rozkazy Hryćki, ale tydzień później pisał, że posłał do ich obozu rotmistrza Andrzeja Ranachowskiego i towarzysza z własnej roty, Mikołaja Kisiela, aby nakłonić rejestrowych do uznania nowego starszego. Można zatem domniemywać, że nie wszystko poszło gładko, niemniej późniejszy przebieg wypadków zdaje się wskazywać na ostateczny sukces regimentarza i jego wysłanników[23]. Ciekawe, że Chmielecki oceniał siły kozackie na osiem tysięcy ludzi, podczas gdy ugoda kurukowska z 6 listopada 1625 roku określała liczebność regestru na sześć tysięcy ludzi, co wyraźnie wskazuje na fakt, że regimentarz, z powodu słabości własnych sił, musiał tolerować łamanie postanowień ugody przez Niżowców, niewykluczone zresztą, że akceptował taki stan rzeczy.[24]

Lubomirski otrzymywał wiadomości o zagrożeniu tatarskim od hospodara mołdawskiego Mirona Barnowskiego już na początku lipca[25]. Zgodnie z Diariuszem, 16 sierpnia Lubomirski stanął pod Rohatynem, ale rychło zdecydował się pójść dalej do Skały, gdzie 28 sierpnia założył obóz pomiędzy Chorzowcem a Żabinem. Dzień później wydał polecenie, adresowane do wszystkich rotmistrzów i poruczników oraz pozostałych żołnierzy będących na służbie Rzeczypospolitej, aby czym prędzej przybywali do obozu pod Skałą[26]. W związku z tym uniwersałem, rysuje się pytanie, czy rozkaz wojewody odnosił się także do Chmieleckiego i jego podwładnych. Gdyby tak było, można by się zgodzić z autorem Diariusza, że chorąży bracławski ponosi winę za spóźnione połączenie sił, ponieważ celowo unikał przybycia do obozu Lubomirskiego przed najazdem tatarskim, podając jako usprawiedliwienie najpierw, że celem Tatarów będzie Moskwa, w następnym zaś liście wskazując, że orda ma zamiar skorzystać z jednego z dwóch szlaków wiodących przez Ukrainę: czarnego lub kuczmańskiego, zatem jego obecność w województwach ukrainnych jest konieczna. W świetle informacji posiadanych jakoby przez Lubomirskiego, argumenty Chmieleckiego były jedynie wymówkami, ponieważ Tatarzy mieli uderzyć szlakiem wołoskim, którego słabe siły wojewody nie były w stanie skutecznie obronić.[27]

Istnieją jednak poważne argumenty, aby kwestionować przedstawioną powyżej wersję wydarzeń. Przede wszystkim, rozkazy królewskie nie oddawały Chmieleckiego pod rozkazy wojewody, o czym była już wcześniej mowa. Nakazywały mu natomiast pozostanie na Ukrainie w wypadku, gdyby ostrze najazdu tatarskiego kierowało się w tamtejsze strony. W świetle Relacji, ale także listów samego wojewody, Tatarzy pierwotnie ruszyli czarnym szlakiem, zmieniając go rychło na szlak kuczmański, aby ostatecznie ku zaskoczeniu strony polskiej skręcić do Mołdawii i zaatakować szlakiem wołoskim[28]. W tej sytuacji działania Chmieleckiego przed połączeniem sił wydają się być w pełni zrozumiałe i zgodne z wytycznymi Zygmunta III.

2 września, otrzymawszy od szpiegów informacje o zagrożeniu tatarskim, wojewoda rozpoczął prace fortyfikacyjne w obozie. Zaczęły też doń przybywać przyjaciele, jak to określa autor Diariusza, wraz z ze swoimi pocztami: książę Janusz Wiśniowiecki, starosta żytomierski Janusz Tyszkiewicz i Aleksander Zborowski. Kasztelan krakowski Jerzy Zbaraski, choć nie stawił się osobiście, to jednak wysłał pod Skałę swoje oddziały prywatne[29]. 9 września Lubomirski wystosował kolejny uniwersał, tym razem adresowany do szlachty, w którym ostrzegał ją o zagrożeniu i wzywał do obozu. Podobne akty ogłosiła także w dniach 8 9 września kancelaria Chmieleckiego[30]. Obaj dowódcy pozostawali z sobą w kontakcie, o czym świadczy list chorążego do wojewody, datowany na 12 września z obozu pod Stepanówką, w którym pisał o Tatarach oraz powołaniu przez króla Hryćki na urząd starszego nad wojskiem zaporoskim. Część ordyńców miała ruszyć do Moskwy, ale orda budziacka znalazła się po stronie Dniestru należącej do Korony, zaś oddziały chana przebywały jeszcze na Prawobrzeżu. Ponadto zwracał się do Lubomirskiego z apele, sądząc z jego treści nie pierwszy raz: „A jakom w pierwszych listach zdanie swoje napisał do waszej miłości mego miłościwego pana, abyś się raczył z tym tam wojskiem co prędzej pod Stanisławów przymknąć, żebyśmy podług woli i rozkazania JKM z tym nieprzyjacielem coniunctis viribus czynili”[31]. Prośba Chmieleckiego była co najmniej zaskakująca, ponieważ oznaczała przesunięcie wojsk wojewody dalej na zachód, czyli oddalała je od idących z Ukrainy oddziałów chorążego, utrudniając współdziałanie, chyba, że regimentarz zakładał, że Tatarzy pójdą z Mołdawii szlakiem wołoskim wprost na Stanisławów, dzięki czemu znaleźliby się w potrzasku, mając przed sobą siły Lubomirskiego, za sobą zaś kwarcianych i Kozaków. Niezależnie jednak od zamysłu Chmieleckiego, wojewoda nie spełnił jego prośby i pozostał pod Skałą.

Pierwotnie Tatarzy zamierzali uderzyć czarnym szlakiem w głąb województwa kijowskiego. Pod koniec sierpnia orda budziacka, pod dowództwem Kantymira murzy oraz oddziały chana pod wodzą kałgi sułtana Dewlet Gereja przeprawiły się przez Dniepr pod Oczakowem i Tawanią, kierując się w stronę przeprawy na Bohu pod Pieszczanami[32]. Rychło jednak wodzowie tatarscy zorientowali się, że strona polska jest przygotowana do odparcia najazdu, ponieważ natknęli się na wysłany na Dzikie Pola podjazd pod dowództwem Semena Bajbuzy, złożony z czterech chorągwi kozackich: jego własnej, Adriana Chocimierskiego i dwóch rot z ordynacji księcia Dominika Ostrogskiego Zasławskiego. Zmieniwszy plany, przeszli przez pola w kierunku szlaku kuczmańskiego, stając 21 września pomiędzy Biełoczą i Kamionką, na początku tego szlaku. W tej sytuacji ostrzeżony o zmianie kierunku marszu Chmielecki zwinął 23 września obóz pod Stepanówką. Tatarzy ponownie zmienili marszrutę i zamiast pójść szlakiem kuczmańskim, ruszyli wzdłuż Kamionki w kierunku Dniestru, gdzie przeprawili się przez bród pod Żabczynem na mołdawski brzeg tej rzeki. Chorąży bracławski zdecydował się zatem, aby iść w ślad za nimi po przeciwnej stronie Dniestru, dlatego przeprawił się przez Boh brodem Sokolskim, prawdopodobnie 28 kilometrów od Winnicy i stanął około 8 kilometrów za Murachwą. Wysłał jednocześnie towarzyszy ze swej roty, panów Komorowskiego i Wolanowskiego na czele 150 koni, polecając im, aby idąc w górę Dniestru obserwowali nieprzyjaciela, informując o jego poczynaniach regimentarza. Trzeba w tym miejscu dodać, że nie doszło jeszcze do połączenia wojsk kwarcianych z Kozakami, którzy 23 września znajdowali się o dwie mile od obozu kwarcianych (od 12,5 do 15, 5 kilometra)), a i później oddzielnie szli w ślad za Chmieleckim, sądząc z listu Lubomirskiego stanowiąc jedynie część sił kozackich. Chorąży bracławski starał się stale utrzymywać kontakt z Lubomirskim, licząc na nawiązanie współpracy.[33]

25 września Chmielecki nocował za Berlińcami, otrzymując stale wiadomości od Polaków i Mołdawian, że Dewlet Gerej znajduje się nie dalej niż dwie mile naprzód (około 12,5 do 15,5 kilometrów)[34]. Dzień później jego oddziały stanęły pod Chowarami vel Choworami[35], zaś 27 września były już pod Zaleszczanami, czyli prawdopodobnie Zalesiem, wsią położoną około 25 kilometrów na północny wschód od Kamieńca Podolskiego minąwszy po drodze Dunajowce, miasteczko na Podolu znajdujące się około 30 kilometrów od Kamieńca gdzie chorąży bracławski spotkał się z posłem mołdawskim, przyprowadzonym przez straż przednią, który jednak, podobnie jak podkomendni Chmieleckiego, nie potrafił powiedzieć nic na temat aktualnego położenia Tatarów[36]. 28 września nawiązał wreszcie bezpośredni kontakt z Lubomirskim, który wciąż przebywał w obozie warownym pod Skałą, przeprawił się przez Zbrucz i stanął na moście charzewskim, ale wszystko to stało się zbyt późno, ponieważ Tatarzy przeszli Dniestr pod Kołodróbką, wsią położoną na lewym brzegu Dniestru, 22 kilometry na wschód od Zaleszczyk, i korzystając z biernej postawy wojewody, który uznał, że ma zbyt małe siły, do tego w większości złożone z piechoty, aby ryzykować starcie w otwartym polu albo pościg za ordyńcami. Niedługo po udanej przeprawie wodzowie tatarscy rozpuścili czambuły, kierując się wraz z koszem na północ w stronę Złoczowa.[37]

Teatr działań obejmował przede wszystkim Podole i wyznaczały go od południowego wschodu przeprawy na Dniestrze pod Kołodróbką i Uściem, na północnym zachodzie zaś Rohatyn oraz miasteczko Bursztyn, położone nad rzeką Lipą. Zgodnie z opisem powstałym na początku dwudziestolecia międzywojennego, był to teren równinny, pocięty jednak licznymi jarami, w których płynęły rzeki i strumienie, stanowiące dopływy Dniestru, by wspomnieć choćby najważniejsze: Zbrucz, Smotrycz, Strypa czy Seret. Im bliżej Dniestru, tym fragmenty owej równiny stawały się coraz węższe, przeciętnie licząc około 3 kilometrów. Długość jarów wahała się od 170 kilometrów w przypadku Zbrucza do kilkunastu kilometrów, zaś szerokość większości z nich nie przekraczała 200 300 metrów, natomiast były one głębokie, o stromych, niejednokrotnie urwistych brzegach. Nieco inaczej wyglądał krajobraz tak zwanego Opola, czyli zachodniej części Podola po rzekę Koropiec, gdzie wskutek działania wody teren stał się raczej pagórkowaty, przy czym wysokość większości wzniesień nie przekraczał 150 200 metrów. Tamtejsze rzeki: Lipa, Świrz, Narajówka, Złota Lipa, Gniła, płynęły szerokimi, nierzadko podmokłymi dolinami, stanowiąc przeszkodę dla ruchu wojsk. Niemniej bliżej Dniestru cieki wodne przyspieszały, tracąc na głębokości, a latem wiele z nich wysychało. Prawdopodobnie miało to miejsce także podczas opisywanych wydarzeń, ponieważ listy i relacje milczą na temat większych opadów deszczu w czasie działań.[38]

Poniżej ujścia Zbrucza do Dniestru szerokość tej ostatniej rzeki waha się od 120 do 270 metrów, przy zmiennej głębokości. Ponieważ dno stanowi często skalista płyta, konieczne było każdorazowe badanie brodu przed kolejną przeprawą. Podole przecina skośnie od Podkamienia w kierunku południowo wschodnim pasmo wzniesień zwane Miodoborami, złożone z łańcucha oddzielnych, niewielkich wzniesień, porośniętych jeszcze na początku XX stulecia gęstym, mieszanym lasem. Pozostałe tamtejsze lasy rozrzucone były grupami, ciągnąc się na przestrzeni 10 15 kilometrów przy szerokości 3 4. Zdecydowanie wygodniejsze były drogi zorientowane południkowo, ponieważ równoleżnikowe przecinały liczne jary i obfitowały w długie i znaczące spadki, choć trzeba pamiętać, że marsz arteriami pierwszej kategorii także łączył się z pokonywaniem wielu przepraw wodnych.[39]. Z powyższego opisu warunków naturalnych można wnioskować, że teren działań niezbyt nadawał się, ze względu na ukształtowanie terenu oraz będący jego konsekwencją stan dróg, dla działań piechoty, o artylerii i taborach nie wspominając. Wyjaśnia także brzemienne w skutki opóźnienia wojsk podległych Lubomirskiemu. Rzeki, w tym Dniestr, nie stanowiły natomiast poważniejszej zapory dla przeprawy jazdy.

Podobnie jak w przypadku większości najazdów nie sposób precyzyjnie określić, jak liczna była armia tatarska. Chmielecki oceniał w lipcu, że samych podkomendnych Kantymira miało być 20 tysięcy, zaś całość sił liczyć miała według niego 70 tysięcy. Schwytany przez Polaków renegat Kamieński, który służył ordzie jako przewodnik, podał liczbę o 10 tysięcy mniejszą[40]. Trudno jednak przyjąć powyższe liczby jako wiarygodne, zważywszy na występującą w polskich źródłach tendencję do podawania zawyżonych danych o liczebności strony tatarskiej. Opierając się na badaniach Dariusza Skorupy, można zaryzykować, że wyprawa, którą dowodził kałga sułtan, mogła liczyć kilkanaście tysięcy żołnierzy, być może około 20, zważywszy na obecność w oddziałach Kantymira i jego ordy, który mógł dysponować, jak się wydaje, około 10 tysiącami ludzi. Trzeba jednak zważyć, że wyprawa odbywała się niedługo po zakończeniu krwawych walk domowych, które mogły wpłynąć na zmniejszenie zdolności mobilizacyjnych chanatu, choć nie sposób określić, jak wielkie byłoby to zjawisko. Dlatego ostatecznie skłonny byłbym uznać, że siły kałgi i Kantymira nie przekraczały wspomnianych 20 tysięcy ordyńców.[41]

Wodzowie tatarscy, zwłaszcza Kantymir, mieli wieloletnie doświadczenie w najazdach na Koronę. Obaj wspólnie dowodzili wyprawą, zakończoną ośmieszeniem armii koronnej, dowodzonej przez Stanisława Żółkiewskiego pod Oryninem we wrześniu 1618 roku. Dewlet Gerej samodzielnie najechał Rzeczypospolitą zimą 1617 roku, wyrządzając szkody w województwach: kijowskim, wołyńskim i podolskim[42]. Wódz ordy budziackiej swój pierwszy najazd na Ukrainę przeprowadził jako osiemnastoletni młodzieniec w 1606 roku, został zresztą podówczas pobity przez Zółkiewskiego w bitwie nad Udyczem. W następnych latach spustoszył ziemie koronne w 1617 roku, korzystając z obecności nad Dniestrem armii tureckiej Iskendera paszy, który negocjował z Żółkiewskim warunki porozumienia polsko tureckiego, w 1620 roku jego podkomendni walnie przyczynili się do rozbicia wojsk koronnych wycofujących się po przegranej batalii pod Cecorą, rok później skutecznie blokował komunikację pomiędzy obozem wojsk koronnych pod Chocimiem a Kamieńcem Podolskim, wspierając siły sułtana Osmana, zaś w maju 1622 roku przeprowadził niszczący najazd na Ruś i Pokucie. Szczęście odwróciło się odeń zimą 1624 roku, kiedy Koniecpolski pobił jego siły dowodzone przez synów pod Szmańkowcami, a następnie samego Kantymira pod Martynowem. W następnych latach wódz tatarski gros swej uwagi poświęcał raczej waśniom wewnętrznym na Krymie, rezygnując na jakiś czas z wypraw na Rzeczypospolitą.[43]

Nie mniej problemów nastręcza ustalenie ostatecznej liczby żołnierzy koronnych. Chmielecki pisał w połowie września, że dysponuje 3 tysiącami kwarcianych i ośmioma tysiącami Kozaków, niemniej, jak wynika z dotychczasowych rozważań, ci ostatni nie wszyscy przybyli do obozu i chociaż ich liczba rosła w trakcie kampanii, to jednak nie przypuszczam, aby osiągnęła poziom 8 tysięcy ludzi. Największy oddział kozacki, o którym słychać w Relacji, liczył 2 tysiące ludzi, choć niewątpliwie była to tylko część ich sił[44]. Mam natomiast poważne wątpliwości, czy w kampanii wzięły udział chorągwie: husarska Adama Kalinowskiego i kozacka Samuela Łaszcza, dotychczas walczące w Prusach, nieznana jest także ich ewentualna liczebność. Relacja wspomina o ludziach starosty winnickiego i Samuela Łaszcza, nie zaś o ich chorągwiach kwarcianych, zaś kiedy Chmielecki opisywał oddziały, z którymi ruszył 6 października na północ, wspomina o wszystkich rotach opłacanych z kwarty, osobno pisząc o ludziach Kalinowskiego i Łaszcza, umieszczając ich pośród innych wojsk prywatnych, czego w mojej ocenie nie byłby uczynił, gdyby były to oddziały kwarciane Ponadto żadne źródło nie wspomina o powrocie tych dwóch formacji na Ukrainę, co może budzić zdziwienie, szczególnie wobec faktu, że w wojskach kwarcianych na Ukrainie nie było podówczas żadnej husarii, zatem przybycie ludzi Kalinowskiego powinno zostać odnotowane. Szczególnie dziwny byłby tak szybki powrót roty ciężkiej jazdy, która zwykle poruszała się wolniej od jednostek kozackich.[45]. Oddziały kwarciane zostały wzmocnione wojskami prywatnymi Tomasza Zamoyskiego pod komendą Jana Dzika, oraz Jerzego i Aleksandra Bałłabanów, Stanisława Lanckorońskiego i wedle mojej oceny także Łaszcza i Adama Kalinowskiego, nie sposób jednak oszacować tych sił.[46]

Niezmiernie trudno jest także oszacować siły Lubomirskiego. Zgodnie z rachunkami sejmowymi, zebrał 1400 koni i porcji wojsk państwowych, a być może także około 500 wybrańców z województw: krakowskiego, sandomierskiego, ruskiego, podolskiego, wołyńskiego i bracławskiego, choć w tym ostatnim przypadku nie ma pewności, że nie służyli pod rozkazami Chmieleckiego. Należy jednak przypuszczać, że w obozie było ich mniej, pamiętając choćby o ślepych porcjach[47]. Ponadto pod jego komendą znaleźli się żołnierze prywatni, o których była mowa wcześniej, których liczba pozostaje nieznana, Wimmer szacował ich na co najmniej tysiąc ludzi, choć można przyjąć, że było ich więcej, skoro 2 października wysłał z Chmieleckim dwustu dragonów i tyleż samo kozaków. Bohdan Baranowski oceniał siły koronne na 7,5 10 tysięcy żołnierzy, zaś Jan Wimmer skłonny był podwyższyć tę liczbę do 11 tysięcy żołnierzy. Choć można mieć zastrzeżenia co do sposobu, w jaki Wimmer uzyskał tę liczbę, opowiadałbym się za przyjęciem jego wersji jako bliższej rzeczywistej sile oddziałów obu dowódców.[48]

Można zatem przyjąć, że Tatarzy dysponowali przewagą liczebną, choć zdecydowanie mniejszą, niż można by sądzić na podstawie relacji polskich dowódców. Trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka okoliczności. Po rozpuszczeniu czambułów każdy z nich, podobnie jak kosz, był słabszy od połączonych sił koronnych, co umożliwiało skuteczną walkę z nieprzyjacielem....

Zgłoś jeśli naruszono regulamin