1946-06_Świat_Młodych.pdf

(8231 KB) Pobierz
.
'
i
..
"
archiwum
-
1\AZIMIERZ PRZERWA-TETMAJER,
ZBRO A ZA
ISZY
N
A
kiedy
się
już
zbierała
wyprawa
krzyżowa,
Przyszedł
Czarny
pan Zawisza Sulimczgk
z Grabowa
Do
płatnerza
sławetnego
krakowskiego
cechu,
Co
w
fartuchu
i
z
młotem,
arcymistrz
od miechu;
Który
go
witał pokłonem,
znał
rycerza
z
twarzy,
Zawisza mu na
ramię rękę wsparł
i
gwarzy:
,
Słyszałeś
to, bracie,
o
tym,
że
cny
król
Jagiełło
brew
rycerzom
pod mieczami krwawe
podjął
dzieło;
2
d
~
·------------------------~----~--------------~~
·
r*~
archiwum
l
-
poluje het po puszczach i
zwierzynę
bije,
Aby
miało jeść
co
wojsko, gdy
dźwigną
kopije.
A
gdg
z dala od cesarza rzymskiego na dworze,
Gdziem
w
estymie
był
okrótnej i
w
srogim
honorze,
Posłyszałem, że się
Polska do boju porywa,
'
Wrażem jechał,
aby
łańcuch
nie
był
bez ogniwa,
Uróbże
mi,
proszę,
bracie,
zbroję,
jak
się
patrzy,
Nową zbroję
na bój
święty,
od tego nie
gładszy,
Jaki ze
mną
Aragonu król, Jan, niegdy
·
zwodził,
A· któregom
wyparł
z
siodła,
leclwom go
ugodził.
l\1a
być
zbroja
hartowana
z
grubej
w
plecach blachy,
Abym
ciężki był
na koniu, jak krakotuski
e gmachy;
Ma
być
zbroja
szmelcowana,
bym, jak
miesiąc lśnił
siG,
By
poznali, gdzie
Zawisza
i
kędy
on
bił
siG".
Gdy
powiedział
tak, zaraz
się
mistrz
zabrał
do pracy,
Razał
sobie
dać
do miechów dwóch
tęgich
dmuchaczy,
By dmuchali wiatr na
węgle,
a
sam
miarę
bierze,
By Zawiszy
postać zu;ierzyć.
"Mierz
bracie,
a szczerze,''
-
Mówi rycerz
-
"bom
ci
to ja nie
nawvkły
ciasno;
Lubię
słyszeć
brzęk
zbroicg, gdzie
stalą głasną,
I jest dla mnie to nic
małą, płalnerzu, uciechą,
Gdy mi
dźwięknie między
zbroją,
a
sercem,
jak
echo
.
Już też długo krzyżak
polskie pogranicze
derbił,
Czas by mu
się
na
łbie
twardym polski miecz
wyszc·zerbił.
Wstanie Polska, jak lew
z
leży,
i mocna i
mściwa,
Więc
mi kuj zbrój, aby
łańcuch
nie
był
bez ogniwa.
Ma
być
zbroja hartowana
z grubej
w plecach blachy,
Abym
ciężki był-
na koniu, jak krakowskie gmachy,
Na
ramiona kuj mi
grubo,
bym,
gdy
się zamierzę,
Taki
ciężar miał
u miecza, jak z
kopalń
minerze;
Grubo kuj mi
zbrój
na uda i nagolenniki,
Bym
parł
konia, jak kra drzetuo, kiedy
runę
w
szvki.
Li na piersi kuj mi
cienko, cienko
jak
opłatek;
Niechaj
będzie
stal, tak
cienka,
jak liliji
płatek,
Jako
lilię
kuj od przodku, bym
też
za
Ojczyznę,
~-
...........
Jeśli
Niemiec
to potrafi,
wziął
na piersiach
bliznę!"
.
Już
N
3
archiwum
44 roku.
Rozdawał!JŚm!J
zupę
ewakuowan!Jm z Warszill!J
transportom i
usiło­
wałyśmy
się
czegoś dowiedzieć
od
oszoło­
mion!Jch kobiet, ale nie
było
to
łattue
.
Pa-
trzyły
na nas
z
nieufnością. Biadoliły
o po-
gubionJJch rzeczach,
starały się
upewnić,
że
oddadzą
im
zabrane przedmioty,
bo
przecież
one .,Cywilne"
i
na polityce
się
nie
znają
...
14-letni Janek
był
pierwszym,
który
wspom-
niał
o powstaniu.
Zachwycał się
walkami
i
bohaterstwem
żołnierzy.
Z ogniem
w
oczach
mówił
o podkopach
pod niemieckie
pozycje,
o placówkach
w
piwnicach
,
o
niszczeniu
czołgów.
Sam
był
łącznikiem
-
dwa
razy
przechodził
kanałem
-
wspomniał
o
l!Jm
t!Jlko
tak,
od
niechcenia,
jakby to
nie
było
nic
nadzwyczajnego. Zabrali go z
domu na
Gró-
jeckiej,!'
dokąd wpadł
tylko
na parogodzinny
urlop".
Wzięto
go z
babką.
Matka
zginęła
zaraz pierwszego
dnia,
a ojca rozstrzelano
na
11
B!Jł
sierpień
ulicy;
starsi
bracia walczyli
gdzieś
w
śród­
mieściu. Chciał
uciec z
transportu
ewakuo-
wanych w
Pruszkowie,
ale mu
się
nic
udało.
W kobiecej
części
obozu
przebywał
tylko
parę
dni.
Razem
z
innymi
chłopcami
ponad
lO
lat
przeniesiono go do bloków meskich
i
spotkaliśmy się
dopiero
w
listopadzie.
Zbliżał się
front i
po
śp
iesznie
ewakuowano
Oświęcim.
W!Jwieziono
znaczną część więź­
niów do
Niemiec, a
resztę
ulokowano
.
w
innej
grupie obozowych
baraków.
Obóz
kobiet
powoli
znikał
z
powierzchni
ziemi
-
rozbie-
rano
baraki,
likwidowano
urządzenia.
Wy-
nosiłyśmy pościel,
stoły,
szafy,
rozbijałyśm!J
prycze.
Pomagali nam
w
tej
pracy
chłopcy
z powstania a
wśród
nich Janek.
Był!J
to
.,złote
czasy"
Oświęcimia.
Najokrut-
niejsi
S.S.-mani
i
dozorcz!Jnie
już
uciekli.
Rozluźniała
się
panująca
tu
dotąd
żelazna
-14
'
dyscyplina.
Wprawdzie, kiedy
prZ!Jłapano
na
jakimś
obozowym
wykroczeniu",
to
bito
w
twarz,
jak dawniej,
ale
nie
miał
kto pilno-
wać
i
nie
miał
kto
łapać.
Kierownicze
stano-
wiska
w
obozie obsadzono
teraz
Polakami,
którzy
na
wszystko
patrzyli
przez palce.
Nic
więc
nie
przeszkadzało
naszej
przyjaźni
z
chłopcami.
"Żołnierz
drogą
maszerował"
...
-
mc1odia
i
słowa
znanej piosenki o serduszku
Jadzi,
które
żołnierz
niósł
w
plecaku
,
przedostawała
się
przez cienkie
ściany
baraku, gdzie zwi-
jałyśmy
koce. Gdy
ktoś zawołał:
"Chłopcy
idą!''
- zaraz
dorzucałyśmy
drew do pieca.
11
4
archiwum
Za
chwilę
wpadali
gromadą,
kuksając
się
i
popgchając,
ale nie zapomnieli nigdy
rzucić
od
wejścia
grzecznego
"dzień
dobry" .
Sku-
piali
się
przy
piecu,
wyciągając
czerwone
ręce
do
płomienia, odmrożone
nosg ponso-
wiały
w
bladych twarzgczkach.
Było
ich
30.
Od
zalękniongch
"maminych
synków''
do
zuchwałych
wgrostków
i
zawali-
drogów.
Słownik
ich
był
okropng
-
typowy
żargon
marszruskiej ulic
g,
ale
z nim
razem
posiadali jej humor,
zapał
i
dzielność.
Janek
występował
przed front i z patykiem
w
ręku zaczynał:
-
Raz, dwa, trzy!.
.
.-
Chłopcg
zgranym
chórem
śpiewali wią­
zankę
ulubiongch piosenek
żołnierskich.
Po-
tem lO-letni Józef
popisywał
się
deklamacją,
a
później
"bawili
się".
Ze
stosu
gałganów
i
kołder
budowali
fortecę
i
zdobywali
szturmem.
W dziecinnej
zabawie
odtwarzali
to,
co
tak niedawno
przeżgli
na jawie;
zdawało
się, że
już
śladu
nie
zostało
po tamtych prze-
rażających doświadczeniach
i
wrażeniach.
Śmiech
i krzyki
zapełniały
barak,
a
przed nim
"czujka"
wypatrywała uważnie,
czy
nie idzie
jakaś
niemiecka inspekcja.
Cechował
ich ten
sam
dobry humor i ko-
leżeństwo
podczas pracy. Ledwo
od
ziemi
odrosły
,
,gentleman''
wyrywał
nam
z
rąk
ciężkie wałki
kołder.
- Nie
pozwolę,
żebg się
kobiety
męczgłg
l
~-s.
i
sam
nieraz
upadał
pod
ciężarem
kim
na jego
jedenaście
lat.
Na
Boże
Narodzenie
urządziłgśmg
"cho-
inkę".
Za
zgodą
"capo"
-
dozorczyni
(była
nią
Polka,
więźniarka
polityczna) kilka kole-
żanek całymi
dniami
szyło
podarki gwiazd-
kowe dla
chłopców.
W
dzień
wigiiijog
w pustym
już
baraku
ustawiło
się
na piecu
tacę
z
"kanapkami" -
chleb,
margargna
i
dużo
marmelady
-
a
obok
leżały rękawice
i nauszniki, uszyte
wykradzionymi
nićmi
z
wy-
kradzionych Niemców koców.
~-qbk~~~ie
dali
się zaskoczyć
i
także
przg-
~
...
vdziankę.
Pod
batutą
,
,
blo-
uMgo ' -
utscha ze
Śląska,
który
-
zbyt
wiel-
Polakiem i
serdecznie
opie-
kował się
"Warszawiakami",
chłopcy
od-
śpiewali
kolendy i narodowe piosenki. Janek
z
patriqtyczngm wzruszeniem
zadeklamował
wiersz
o Jurku Biczanie
-
obrońcg
Lwowa
w
1920 r. Wszgstko to
przgpomniało
tyle razg
widziane
"choinki
"tu
szkole powszechnej
w
tych dawnych, niepowrotnych
czasach
przedwojenngch, na
"wolności"
.
Tgłko
"czuj-
ki" przed blokiem
strzegące
naszego bezpie-
czeństwa
i
pusty,
nędzng
barak
przlJpominały,
że
to
obóz
koncentracyjny
w
Oświęcimiu.
W Bergen-Belsen,
już
po
wejściu
Anglików,
na jednym z bloków
męskich,
gdzie
leżeli
chorzg,
ktoś
na mnie
zawołał
z
barłogu
w
kącie.
Był
to Janek-Warszawiak.
Poznałam
go
z
trudem.
Zżarła
go praca
w
fabryce pocisków
przeciwlotniczych
w
Altenburgu. Teraz
za-
atakowała
go
gruźlica.
Kaszlał,
ale
nie
tracił
mmg.
-
Wgkaraskam
się,
zobacz})
pani. Teraz
miałbym
się
dać?
-
Pytałam
o
inn9ch
chłopców
z
Warszawy,
którzy razem
z
nami h})li
w
Oświęciumiu.
'iVielu
z
nich
zmarło
na t})fus, na
gruźlicę,
kilku
zginęło
podczas bombardowania
trans-
portu, reszta
rozbiegła
się
-nie
wiadomo
gdzie.
Ze
wszystkich
dzieci, jakie
znałam
w
Oświę­
cimiu
i Belsen-Bergen
dziś
żgje
tylko Janek
-
Warszawiak.
Przemógł
chorobę
i
pracuje
w
polskiej gminie
Bardowik. Pracuje jako
"łącznik"
-
jak
w
lecie 44 roku
w
powstaniu.
jednak
czuł się
5
archiwum
Zgłoś jeśli naruszono regulamin