Jacek Dukaj.doc

(86 KB) Pobierz
Jacek Dukaj: Epidemia koronawirusa zostanie zapamiętana jako test dla wielkich przewrotów kulturowych [WYWIAD]

Jacek Dukaj: Epidemia koronawirusa zostanie zapamiętana jako test dla wielkich przewrotów kulturowych [WYWIAD]

Rządy i korporacje bardzo wiele się nauczyły, obserwując reakcje ludzi, instytucji, rynków. Także z tego powodu sądzę, że obecne przyspieszenie jest prekursorem przyspieszeń jeszcze mocniejszych. Nauczyli się, że można i nie zawahają się tej wiedzy użyć – mówi Jacek Dukaj. Właśnie ukazała się jego nowa książka, "Imperium chmur".

 

Zapisz się na newsletter

Do czasów sprzed pandemii, mogliśmy mieć wrażenie, że żyjemy w tylko trochę złagodzonym spin-offie do twoich "Czarnych oceanów" – świecie spod znaku hiperkapitalizmu, kultu celebrytów czy powszechnej i dobrowolnej inwigilacji. Inna referencja literacka, która przychodzi do głowy, to "Linia oporu" ze zbioru "Król Bólu". Czy kryzys oddalił od nas to aksamitne piekło prokrastynacji, które tam opisujesz? Dziś wajcha historii została przestawiona przez pandemię, o czym piszesz w eseju "Tak wymienia się rdzeń duszy" z maja 2020 roku. Po kolejnych kilku burzliwych tygodniach coś się zmieniło w twojej optyce? Gdybyś został zmuszony do postawienia diagnozy, powiedziałbyś, że co nas (prawdopodobnie) czeka w najbliższych dwóch–trzech latach?

Dwa-trzy lata to nie jest przyszłość, tylko przedłużona teraźniejszość. Budżet UE tworzy się na siedem lat. Inwestycje publiczne planuje się na pięć-dziesięć lat. Cykl produkcyjny filmu to dwa-cztery lata, a gry – czasami sześć-osiem. Żadne z tych granicznych modeli, jakie przywołujesz, nie mają szansy się wtedy ziścić.

Najbliższe miesiące i lata to przede wszystkim normalizacja zmian wynikających z wirusowego przyśpieszenia. Zauważ, że przyspieszone zostały procesy, które i przedtem były przynajmniej częściowo przeciwstawne, toteż nie da się zamknąć owych przemian w jednym zgrabnym haśle. Starcie dwóch modeli cywilizacyjnych i kulturowych na Zachodzie oraz starcie Zachodu z modelem chińskim diagnozowano od lat; teraz jedynie te napięcia zostały oswojone w masowej wyobraźni. O rosnącej pozycji gigantów Cyfry, wykrzywiającej samo pole gry w polityce demokratycznej i kończącej epokę wolności słowa, też mówiono od lat; teraz widać tylko jaśniej, co tu jest końcowym skutkiem: odpodmiotowienie człowieka.

W ogóle nie używałbym wizji literackich jako zastępnika foresightu. One służą do ukazywania ekstremum idei, modelowania sytuacji granicznych, wypracowywania języka dla rozmów niefachowców. W analizach politycznych i gospodarczych skłaniam się do myślenia długofalowymi trendami i z czasem coraz mocniej skupiam się na trendach idei aniżeli na przebiegach wykresów i słupkach z liczbami.

Okno. Olga Tokarczuk o pandemii

Dla mnie już od dłuższego czasu świata było za dużo. Za dużo, za szybko, za głośno.
Nie mam więc "traumy odosobnienia" i nie cierpię z tego powodu, że nie spotykam się z ludźmi. Nie żałuję, że zamknęli kina, jest mi obojętne, że nieczynne są galerie handlowe. Martwię się tylko, kiedy pomyślę o tych wszystkich, którzy stracili pracę.

Czytaj więcej

przejdź na stronę kategorii#literatura

Czytaj więcej

Wznowiłeś niedawno "Starość aksolotla" – impulsem była wprawdzie majowa premiera na Netflixie serialu na motywie z tej minipowieści, ale przypadkowa koincydencja tego, co opisujesz, ze światowym kryzysem jest wyraźna. Nie chodzi o rozmiar apokalipsy – ta w książce jest nieporównywalnie większa – lecz o zbliżony mechanizm, który ciągnie za sobą kryzys: bohaterowie "Aksolotla" muszą ułożyć sobie na nowo aksjomaty i wyzwania dla życia nowego typu, w którym biologiczność jest tylko kolejną, wcale nie najważniejszą zmienną. Po pierwszej fali pandemii my też znaleźliśmy się trochę w sytuacji tych mechów, transformerów o ludzkiej świadomości przeniesionej w mechaniczne ciała: za maseczkami nie widzimy swoich twarzy, a więc nie możemy rozpoznać emocji, nie możemy się dotknąć ani poczuć dotknięcia przez innych. Po doświadczeniu ostatnich miesięcy pisałbyś dziś "Starość aksolotla" inaczej? Co cię najbardziej zaskoczyło w reakcjach na pandemię, w Polsce i na świecie?

Łatwość radykalnych przewartościowań w skali całych społeczeństw.

Wydaje mi się, że epidemia koronawirusa z perspektywy historii całego XXI wieku zostanie zapamiętana jako test dla wielkich przewrotów kulturowych, gospodarczych i politycznych. Nawet jeśli nie została tak zaplanowana, to rządy i korporacje bardzo wiele się nauczyły, obserwując reakcje ludzi, instytucji, rynków. Także z tego powodu sądzę, że obecne przyspieszenie jest prekursorem przyspieszeń jeszcze mocniejszych. Nauczyli się, że można i nie zawahają się tej wiedzy użyć.

"Aksolotl" itp. opowieści modelujące "wyjście z ciała" rodzą się z poczucia postępu jako procesu "odzwierzęcania" człowieka przez naukę. Ma to swoje źródło jeszcze w przedoświeceniowej intuicji "wyzwalania z natury". Jednym z ostatnich okowów natury jest bowiem sama cielesność, ograniczenia naszej fizyczności. Tym więc, co na koniec pozostanie, winien być rodzaj czystego ducha. Obecna epoka ujmuje go w języku technologii cyfrowych – jest to już niemalże religia Silicon Valley (Doliny Krzemowej – przyp. red.).

I im bardziej polegamy na technologii budowanej ku takiemu ideałowi, tym głębiej przyjmujemy wartości reprezentowane przez ów ideał. Po miesiącach życia zredukowanego do kontaktów przez cyfrowe media zarazem tęsknimy do powrotu do "cielesnej normalności" – i zarazem już znacznie lepiej rozumiemy, jak możliwe jest życie "czystego ducha", wyzwolonego z więzienia fizyczności przez technologię.

"Kierunek: Noc" – Dukaj czytany przez Netfliksa

Netfliksowa ekranizacja "Starości Aksolotla" to twórcza zdrada, której ofiarami padają zarówno litera jak i duch powieści Jacka Dukaja. Filozoficzny cyberpunk na ekranie zmienia się w konwencjonalną sensacyjną opowieść –pełną adrenaliny, ale pozbawioną głębi.

Czytaj więcej

przejdź na stronę kategorii#film

Czytaj więcej

Czytelnicze głosy o tym, że "już nie piszesz", wydają się jednak przesadzone. Jeśli czegoś tu brakuje, to sążnistej epiki w duchu i rozmiarze "Innych pieśni" czy "Lodu". Czy pisarz SF w XXI wieku dalej może pisać w tej konwencji, czy raczej woli "pisać swoje powieści na świecie", to znaczy udzielać się tam, gdzie może mieć największy impakt kulturowy (biznes, telewizja VOD)? Jak to jest w twoim przypadku?

Wymagasz ode mnie samoświadomości, której nie mam. Zakładasz, że istnieje plan. Że mam w głowie narrację o swoim życiu i pracy wybiegającą lata w przód.

Myśmy się przyzwyczaili do takich narracji medialnych o pisarzach, bo oni sami chętnie je serwują. W dużej mierze jest to skutek podporządkowania książki mediom "opowiadającym" ją poza samym doświadczeniem lektury. Bo znacznie ważniejsze jest, jak dana książka funkcjonuje w mediosferze (żeby nie rzec: w memosferze), aniżeli jakie przeżycie czytelnicze ona oferuje – tak niewielu go bowiem doświadczy w porównaniu do tych wszystkich, których obmyje fala emanacji medialnych książki. Do rangi kluczowego aktu twórczości literackiej urasta zatem wybór motywu, tematu, symbolu, który ma PR-owo nieść książkę, oraz właśnie autonarracji pisarza o niej i o sobie jako jej autorze. To jest sedno współczesnej twórczości literackiej. I nie mam tu bynajmniej na myśli wyłącznie sukcesu liczonego w sprzedanych egzemplarzach, lecz także sukces w systemach dystrybucji prestiżu. Książkę "robi się" wydarzeniem, najczęściej zanim ktokolwiek ją przeczytał.

Jeśli nie grasz w tę grę, to znaczy, że ci nie zależy, więc jak można traktować cię serio? Wtedy wszak pozostaje ci wyłącznie powtarzać swoje szczere: "nie wiem". Nie wiem, dlaczego napisałem, co napisałem; nie wiem, co ma znaczyć dana scena, wątek, postać; nie wiem, co będę lub nie będę pisał w przyszłości. Co to za narracja? Co to z tego za reklama i mem?

Ale za twoim pytaniem kryje się znacznie więcej. Założenie-zarzut brzmi tak: jesteś pisarzem, dlaczego więc nie piszesz? Co to znaczy, że ktoś "jest pisarzem"? Zarzut zdaje się sensownym, jeśli myślimy o ludziach jak o maszynach, narzędziach. Jesteś młotkiem, czemu więc nie wbijasz gwoździ? Co to za samochód, który nie jeździ? Itd. To jest współczesny pisarz-maszyna: co roku czy co dwa lata nowa książka, press tour; wizerunek i nazwisko jako brand, fejsbuk i instagram regularnie karmione pisarskim życiem pisarza; a każda książka w ściśle określonym gatunku, temacie i konwencji, a najlepiej – wszystkie z jednym i tym samym bohaterem. To jest współczesny wzorzec "bycia pisarzem".

Jeśli jednak zaczniesz od myślenia o człowieku, to "bycie pisarzem" pokaże się jedynie etykietką dla pewnej sfery życia, pewnego sposobu aktywności umysłowej i uczestnictwa w kulturze. Dla rozmaitych przejawów ciekawości świata i zabaw wyobraźni. W moim wewnętrznym poczuciu nie nastąpiła u mnie żadna przerwa, żadna zmiana: nieustannie jestem czymś zaabsorbowany do granicy obsesji, rozkminiam rzecz na różne sposoby, czasami w głowie, czasami w piśmie, czasami kreacyjnie, czasami jedynie analitycznie. Następnie z tym moim trybem życia i myślenia przecinają się realia kultury i biznesu – i tak pojawia się książka czy coś innego. Albo nie pojawia się nic – bo obsesja i rozkmina są celem same w sobie.

Jeśli obiektywnie nastąpiła tu jakaś zmiana, to najpewniej ta, że uświadomiwszy sobie owe mechanizmy, przestałem się przejmować, "co ludzie powiedzą".

Kiedy pisałem w "Po piśmie", że ostatnią sztuką człowieka jest samo życie, miałem na myśli między innymi ten pierwotny sens "bycia pisarzem": to, co poprzedza napisanie pierwszego zdania powieści.

*

Oczywiście jako praktyka showbusinessowa klasyczne "pisanie science fiction" ma sens dopóki, po pierwsze, jest zapotrzebowanie na taki produkt kultury, i po drugie, medium tekstowe zachowuje przewagę nad innymi przynajmniej w jednym zakresie. Na razie wydaje mi się, że to są nadal trzy obszary: taniość produkcji (pisanie tak naprawdę nic nie kosztuje, a i wydanie książki wymaga mikroskopijnego budżetu w porównaniu z produkcjami filmowymi); brak lub minimalny proces preselekcji (w ostateczności możesz wydać książkę samemu, wrzucając ebooka w Amazon, podczas gdy we wszystkich innych rodzajach medium musisz przejść wpierw przez sito: czy korporacja chce zainwestować w ten projekt, czy badania rynkowe obiecują z niego wystarczający zysk, czy znajdziesz chętnych współpracowników, itd.); wreszcie – zdolność do przekazania treści abstrakcyjnych: idei, teorii naukowych, niewizualnej metaforyki.

To jest odpowiedź na pytanie, "czy w ogóle klasyczna tekstowa SF ma sens". Natomiast nie sposób zaprzeczyć, że nie pełni ona już tej roli, co niegdyś. Także z powodu przykrycia literatury przez media audiowizualne. Lecz w przypadku SF dochodzi tu jeszcze kwestia "uwiądu przyszłości". W dwóch aspektach: możliwości realizowania tych samych pomysłów w skali mikro w rzeczywistości ("przyszłość jest dzisiaj, tylko nierówno rozdystrybuowana") oraz braku wizji przyszłości w skali makro. Wydaje się, że jedyne, co rodzi nasz Zeitgeist, to wizje negatywne lub kopie wizji retro.

Marcin Morawicki wspólnie z córką Michaliną stworzył serię bezpretensjonalnych autoportretów pokazujących życie codzienne. Te zdjęcia mogłyby nie powstać, gdyby nie przymusowa izolacja wywołana pojawieniem się koronawirusa. Z fotografem rozmawiamy o kulisach ich realizacji i o tym, co jeszcze zmieniła pandemia.

Czytaj więcej

przejdź na stronę kategorii#wokół domuprzejdź na stronę kategorii#fotografia

Czytaj więcej

 

Jacek Dukaj, "Imperium chmur", 2020, fot. Wydawnictwo Literackie

Teraz powinno z miejsca paść pytanie o owe "aktualne obsesje"… Wcześniej jednak zapytam o mające właśnie premierę w Wydawnictwie Literackim "Imperium chmur". Z jednej strony to estetyka retro feudalnej Japonii, nawiązania do "Lalki" Prusa i zabawa konwencją steampunka. A z drugiej – rozważania na temat postępu technologicznego, który dzieje się pomimo, czy raczej obok człowieka. Co było zatem pierwsze – stare-nowe fascynacje czy też prace Jakuba Różalskiego, które pierwotnie ilustrowały "Imperium…"?

Pewną wiedzę o sobie zyskuję dzięki samemu upływowi czasu, a od napisania "Imperium" minęło już parę lat, toteż wydaje mi się, że wiem z grubsza, skąd się ono wzięło.

Ciąg obsesji wygląda tak:

"Rekursja", której jednym z głównych motywów jest (było) wyjście poza komunikację symboliczną ->

Rozkmina całego procesu przechodzenia do postpiśmienności i zarys koncepcji człowieczeństwa definiowanego przez dominujące metody transferu przeżyć, co zaowocowało m. in. "Po piśmie" ->

Pytanie o różnice między rzeczywistością postrzeganą przez umysł sformatowany pismem alfabetycznym, fonetycznym (jak łacińskie), i rzeczywistością postrzeganą przez umysł sformatowany pismem ideograficznym, znaczeniowym (jak chińskie czy japońskie).

W tym to siedziałem, kiedy pojawiło się zapytanie z wydawnictwa SQN w sprawie antologii. Malunki Różalskiego dały wyłącznie pretekst – wystarczyło, że dostrzegłem tam motywy japońskie.

Podobne propozycje to też pułapki psychologiczne na samego siebie: raz, że bez pchnięcia z zewnątrz nigdy bym się nie zabrał za nowy projekt (zawsze jest ich i tak za dużo); dwa, że narzucony deadline tworzy challenge, gamifikuje cały proces.

Oczywiście ciąg obsesji się tu nie kończy, bo myśląc "poprzez" Kiyoko, wczytując się w historię literatury japońskiej i reform epoki Meiji, silnie związanych z przyjęciem zachodniej metodologii naukowej wypracowanej pismem nieznaczeniowym – zacząłem się wkręcać w zagadki dalsze.

W jakich warunkach umysł "czytający" rzeczywistość wprost siatkami znaczeń wziętymi z pisma ideograficznego uzyskałby przewagę nad umysłami "zachodnimi"? Czy ta przewaga nie byłaby rodzajem "nadwyżki poznawczej", podobnej do zaskakującej naukowców i filozofów nadwyżki dostarczanej przez matematykę? Bo nie wiadomo, dlaczego właściwie matematyka "pasuje" do realu. Ba, dlaczego "wyprzedza" real: najpierw wychodzi coś z czystej kombinatoryki symboli, a potem okazuje się, że jest to język teorii fizycznej wyjaśniającej świat materialny.

Tak też pewne rzeczy wychodzą Kiyoko z kombinatoryki jej znaków-znaczeń. I nie wie dlaczego. To sam ten system znaków jest "odkrywcą" nowych reguł, praw natury. Tak jak sama matematyka nie potrzebuje człowieka, żeby iść naprzód – już teraz w dużej mierze „uprawiają” ją programy komputerowe.

*

Ale zobacz: czy wszystko to nie jest właśnie typową "opowieścią autora o opowieści"? Co ja tu robię? Uwalniam czytelnika tego wywiadu od konieczności przeczytania samej książki.

Nie ma wyjścia z tej pułapki. Możesz jedynie odmówić gry w taką grę – i wtedy oczywiście przegrywasz na starcie.

 

Jacek Dukaj, fot. Artur Szczepanski/Reporter/East News

Kolejny punkt cywilizacyjnego przesilenia to reaktywacja marzeń kosmicznych, która właśnie ma miejsce. Alternatywna wersja przyszłości, która śniła się futurologom i pisarzom w latach 60. zeszłego wieku, nie spełniła się, bo z tamtą technologią spełnić się nie mogła. Czy od tej strony coś się zmieniło? Elon Musk i spółka to według ciebie rzeczywiście zapowiedź budowania nowej ekonomii, skierowanej na eksplorację Układu Słonecznego, czy też jedynie gasnące echo tych dążeń z połowy XX wieku, a ludzkości przynajmniej przez najbliższe dekady czekają inne wydatki i wyzwania?

Ten renesans zainteresowania kosmosem i zmiana modelu jego eksploracji na prywatny, komercyjny, nastąpiły z 10 lat temu, na skutek decyzji Obamy. Elon Musk jest dzisiaj twarzą całego biznesu kosmicznego, ale i bez Muska szedłby on pełną parą naprzód.

Chodzi o trzy różne zasięgi: orbita Ziemi; Księżyc; Mars.

Niskie orbity Ziemi już zapchano satelitami użytku komercyjnego i wojskowego. Starlink Muska dobrze pokazuje, jak silny jest związek między biznesem orbitalnym a naszym życiem. Internet z orbity nigdy nie będzie tak szybki jak z kabla, ale pozwoli "domknąć" cyfryzację całej ludzkości i wytworzy presję konkurencyjną dla providerów sieciowych w każdym miejscu na Ziemi. Bardziej perspektywiczne biznesy orbitalne to przede wszystkim ten energetyczny: rozwój kolektorów i trasmiterów energii Słońca. Nie zdziwię się, jeśli wejdzie to w skład jakiegoś następnego ponadnarodowego Green Dealu. A równolegle rośnie znaczenie militarne orbit. Trump, powołując amerykańskie Siły Kosmiczne, sformalizował decyzje wymuszone już dawno.

Każdy duży konflikt zbrojny na Ziemi rozstrzyga się już dziś przede wszystkim na poziomie komunikacji, rozpoznania pola walki i blokady tego rozpoznania oraz manipulacji informacją. Toteż pierwszy ruch w planie "oślepienia" wroga to zniszczenie jego satelitów. Żeby zatem ochronić swoje satelity, musisz móc uprzedzająco zniszczyć środki rażenia orbitalnego przeciwnika i zachować "high ground", czyli kontrolę nad wyższymi orbitami, one bowiem są w tej walce tym, czym dla starć na Ziemi są orbity niskie. Owa logika strategii wojennych prowadzi następnie do rywalizacji o kontrolę nad punktami Lagrange’a i wreszcie nad Księżycem – on bowiem dopełnia i kończy geopolitykę scentrowaną na Ziemi. Ziemia i Księżyc stanowią stały układ fizyczny, można zmapować ich wzajemne położenie i traktować Księżyc jako ultymatywny "high ground". Mars i inne planety nie odgrywają tu już roli – znajdują się za daleko i w zbyt zmiennej relacji przestrzennej do Ziemi. Stała baza na Księżycu to nieuchronny pierwszy przyczółek.

Futurystyczna niepodległość

Futuryści nie odmawiali klasykom ich historycznej roli, ale twierdzili, że współczesność stawia przed sztuką nowe zadania. Odrzucali wizerunek poety-mędrca stojącego ponad społeczeństwem. Sposobowi interpretowania rzeczywistości przez twórców romantycznych przeciwstawiali fascynację miastem i nowoczesną techniką.

Czytaj więcej

przejdź na stronę kategorii#literatura

Czytaj więcej

Następny próg to samowystarczalność takich baz: żeby wróg nie mógł im zagrozić, przerywając po prostu dostawy z Ziemi. Księżyc jest dla nas obcym środowiskiem, samowystarczalność oznacza tam więc budowę niebagatelnej infrastruktury: wszystko muszą być w stanie wyprodukować sobie na miejscu od zera. A do tego potrzeba odpowiednio licznych społeczności kolonistów księżycowych. Ze względu na różnicę ciążenia po dłuższym pobycie powrót z Księżyca na Ziemię nie jest wskazany; na pewno taka podróż byłaby wielkim wyzwaniem dla organizmów urodzonych na Księżycu. Znacznie szybciej więc niż w przypadku kolonii ziemskich (jak osadnictwo europejskie w Ameryce Północnej i Południowej, w Australii, w Afryce Południowej) wytwarza się w społecznościach księżycowych poczucie odrębności i suwerenności. Są ci koloniści różni także biologicznie.

Właściwie dlaczego mieliby nadal "służyć" Ziemi? Jedyny skuteczny argument w skali historycznej jest argumentem kulturowym: tak jak USA i Europę łączy wspólny kod kulturowy, wręcz językowy. O to więc idzie walka: czy w sensie cywilizacyjnym Księżyc będzie kolonią Zachodu, czy Chin? Że nawet po uzyskaniu niepodległości pozostanie "patronem" tego (zachodniego lub wschodniego) porządku geopolitycznego.

Mars w tej chwili służy przede wszystkim za ideę-magnes. Nie ma znaczenia komercyjnego, nie ma znaczenia militarnego. Musk uzasadnia konieczność jego kolonizacji odpowiedzialnością za los Homo sapiens jako gatunku: jeśli postawimy samowystarczalne kolonie na Marsie, to cokolwiek się zdarzy w układzie Ziemia-Księżyc, gatunek ludzki przetrwa. Nie znam jednak analiz serio, które podejmowałyby to rozumowanie w strategiach państwowych (że jak skolonizujemy Mars, to "możemy sobie pozwolić" na wojnę nuklearną na Ziemi itp.).

Samotność astronauty. Siedmiu odkrywców kosmosu z tej ziemi

Trudno wyobrazić sobie dotkliwszą samotność niż tę, której doświadcza człowiek podczas podróży przez bezkresną przestrzeń kosmosu. W czasie pandemii Internet obiegły filmy i artykuły, w których kosmonauci dzielili się sposobami na radzenie sobie z samoizolacją. My prezentujemy zestawienie najbardziej znanych postaci kosmonautów w polskiej kulturze.

Czytaj więcej

przejdź na stronę kategorii#literaturaprzejdź na stronę kategorii#komiks

Czytaj więcej

Równoległą kwestią wydaje się pytanie o przyszłość kultury. Traktuje o tym tytułowy esej z "Po piśmie" – czy po pandemii coś się zmieniło w twojej optyce na tę sprawę? Wydawać by się mogło, że zamiast przyspieszyć trend, pandemia nieco go odkształciła: ludzie znowu sięgnęli po książki, wzrosła konsumpcja treści audio, zamknięte kina pozostawiły więcej czasu na odbiór innych treści. Równolegle oczywiście wrósł popyt na gry wideo i seriale VOD, ale jednak znów książka pojawiła się tak licznie w przestrzeni publicznej. Czy raczej uważasz, że to tylko ruch pozorowany, przypadkowa fluktuacja na wykresie? Jeśli pojawiają się jakieś informacje o twoich aktualnych aktywnościach, też dotyczą głownie branży telewizyjnej i pokrewnych. Na zakończenie zatem – uchylisz rąbka tajemnicy, co aktualnie znajduje się u ciebie najwyżej na drabinie bytów "do realizacji"?

Nie jest prawdą, że "ludzie znowu sięgnęli po książki" – chyba że wliczasz w nie audiobooki, w nich rzeczywiście mamy skokowy wzrost. Ale czego – nie czytania, lecz słuchania.

Śledząc rozmowy o trendach w kulturze, prowadzone nie przez twórców czy krytyków, lecz przez decydentów – właścicieli i zarządców wielkich firm zajmujących się kulturą i rozrywką – trudno nie dojść do wniosku, że linia frontu przesunęła się już w ogóle poza horyzont literatury. Książka nie pojawia się nawet jako dygresja. Walka toczy się między audiowizualnymi przeżyciami pasywnymi (serialami, filmami, YouTubem, Tik-Tokiem) i audiowizualnymi przeżyciami aktywnymi (grami komputerowymi). O proporcje między tymi zaangażowaniami i wydatkami na nie idzie bój. A pandemia tylko go zintensyfikowała, bo ów tort do podziału się powiększył, skoro ludzie wydają więcej na rozrywkę cyfrową, uwięzieni przed ekranami w domach.

*

Specyfika branży jest przy tym taka, że "aktualne aktywności" mocno się tu rozchodzą z obrazem medialnym. Kiedy ogłaszany jest serial czy film (nie mówiąc o ich premierze), rola koncepcyjno-pisarska najczęściej się już skończyła. A przed ogłoszeniem nie masz co liczyć na przecieki. Nadto ja nie jestem scenarzystą do wynajęcia, raczej staram się pchać różne oryginalne projekty ku produkcji, a to bardzo przypomina pracę w start-upach: nie da się przewidzieć, który wypali, trzeba wliczać w koszta wysoki procent odpadów; związek między aktualnym wysiłkiem a medialnym rezultatem jest dosyć luźny.

Pewnie mało kto mi wierzy, ale ja nadal rzeźbię w "Rekursji" (w jej kolejnych reinkarnacjach). Nie traktuję jej jako książki to napisania, tylko projekt badający granice literatury tekstowej. I nie jestem w stanie przewidzieć, co się urodzi przy tej okazji – tak jak nie wiedziałem, zabierając się do "Rekursji", że wyjdzie mi z niej "Po piśmie" czy "Imperium chmur".

Niezależnie od powyższego, jak tylko znajdę czas, pozbieram różne porozrzucane po antologiach i czasopismach opowiadania, dokończę kilka od dawna rozgrzebanych i złożę z nich regularny zbiór. Także parę sporych esejów mam w zawieszeniu pomiędzy myślą i tekstem.

Ale najpewniej wyskoczy mi jeszcze coś innego.

Autor: Rafał Andrzejczyk


 

Jacek Dukaj

Pisarz, urodził się 30 lipca 1974 w Tarnowie. O najwybitniejszym żyjącym autorze polskiej prozy fantastycznej pisze Paweł Kozioł.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin