Katzenbach John_Czerwone Kapturki Numer 1, Numer 2, Numer 3.rtf

(41102 KB) Pobierz
Katzenbach John_Czerwone Kapturki Numer 1, Numer 2, Numer 3



Wydziałowi Anglistyki Bard College,

19681972


PROLOG

NIECHCIANA POCZTA

 

 

Kapturek Numer 1 stała i przyglądała się bezradnie, jak umiera człowiek, kiedy do jej samotnego domu w wiejskiej części hrabstwa dostarczono list.

Kapturek Numer 2 była oszołomiona lekami, alkoholem i rozpaczą, kiedy przez szparę w drzwiach frontowych wrzucono list do jej podmiejskiego, wielopoziomowego domu na stoku.

Kapturek Numer 3 przeżywała poraż i myślała, że czekają kolejne, znacznie gorsze, kiedy list wrzucono do skrzynki pocztowej tuż przy schodach wiodących od jej sypialni.

Trzy kobiety były w różnym wieku: Siedemnaście lat. Trzydzieści trzy. Pięćdziesiąt jeden. Nie znały się, ale mieszkały o parę kilometrów od siebie. Internistka. Nauczycielka publicznego gimnazjum. Uczennica prywatnego liceum. Niewiele miały ze sobą wspólnego poza pewnym oczywistym szczegółem: wszystkie były rude. Proste, kasztanowate osy lekarki zaczynały siwieć. Nosiła je ściągnięte do tyłu, mocno, surowo. Nie pozwalała, żeby wymykały się na wolność, kiedy pracowała z pacjentami. Ciężkie jasnorude loki nauczycielki opadały w nieładzie na ramiona, jakby rozczochrane od nieszczęść, które przynió jej los. osy uczennicy były jaśniejsze, w uwodzicielskim kolorze truskawki, o którym można by układać pieśni, ale otaczały twarz, która z dnia na dzień bladła, a na wyblakłej skórze pojawiły się bruzdy zmartwienia.

Tym, co łączyło je znacznie mocniej niż widoczne na pierwszy rzut oka rude osy, był fakt, że każda z nich, na swój asny sposób, była bezbronna.

Białe koperty, z nowojorskim stemplem, były zwykłymi kopertami z samoprzylepnym zamknięciem, które można kupić w każdym sklepie. Listy napisane były na zwyczajnych białych kartkach, na tym samym komputerze. Żadna z trzech kobiet nie miała kryminalistycznej wiedzy, żeby stwierdzić, że na listach nie ma odcisków palców ani symptomatycznych nośników DNA śliny, przypadkowego osa, cebulki osa które wytrawnemu detektywowi, dysponującemu dostępem do supernowoczesnego laboratorium, mogłyby dać jakieś pojęcie, kto listy nadał, jeśli nadawca znajdował się w którejś z krajowych baz z danymi przestępców. Ten, kto te listy napisał, tam nie figurował. W świecie yskawicznych przesyłek, emaili, SMSów i telefonów komórkowych, listy były wnie staromodne jak sygnały dymne, gołębie pocztowe czy alfabet Morsea.

Zaczynały się bez powitania czy wstępu:

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin