Ratowanie Żydów przez polski kler katolicki cz 2.docx

(253 KB) Pobierz

Ratowanie Żydów przez polski kler katolicki cz 2

 

Świadectwa ocalonych i ratujących

 

Wartime Rescue of Jews

by the Polish Catholic Clergy

 

The Testimony of Survivors and Rescuers

 

Mark Paul

Wyd. uzupełnione maj 2019

http://kpk-toronto.org/wp-content/uploads/Wartime-Rescue-of-Jews-by-the-Polish-Catholic-Clergy-rev-2019.pdf

 

 

Niemcy atakują Związek Sowiecki, czerwiec 1941

 

Wschodnią połowę Polski najechał i przejął Związek Sowiecki w połowie września 1939, jako rezultat Paktu Ribbentrop-Molotov między Hitlerem i Stalinem. [69] Niemcy odwrócili się od swego dawnego sojusznika i zaatakowali Związek Sowiecki w czerwcu 1941. Żydzi uciekający przed nadchodzącymi armiami niemieckimi znaleźli pomoc i schronienie u katolickiego księdza w miasteczku Porozów lub Porozowo k. Wołkowysk. Ponad 20 Żydów ukrywał ks. Jan Chrabąszcz. Zorganizował też pozwolenia na podróż dla uchodźców, którzy, jak mówił, byli polskimi robotnikami, umożliwiając im powrót do Białegostoku. (Świadectwo Kalmana Barakina, w Michał Grynberg i Maria Kotowska, komp. i red., Życie i zagłada Żydów polskich 1939–1945: Relacje świadków [Warsaw: Oficyna Naukowa, 2003], s.386)

 

Do Parasowa [Porozowo] Niemcy weszli dopiero wieczorem 24.06.1941.Natychmiast rozkazali zebranie się wszystkich mężczyzn na głównym placu. Tam rozdzielili żydów od katolików. Żydów ustawili w rzędach i liczyli, i każdemu 10-mu kazali wyjść z szeregu i stanąć po jednej stronie. W ten sposób zgromadzili ok. 20 mężczyzn. Niemcy natychmiast ustawili ich pod ścianą i rozstrzelali. Ja z przyjacielem staliśmy na placu w grupie Żydów, liczono nas, ale mieliśmy szczęście że nie znaleźliśmy się wśród tych "dziesiątek", i dzięki temu żyliśmy dalej. Następnie wszystkich mężczyzn, Żydow i nie-Żydow zamknięto w kościele. Było tam bardzo ciasno, i nie było można oddychać. Trzymano nas w kościele cały dzień, i wypuszczono. Mieszkańcy miasteczka wrócili do domów. My i inni Żydzi, uchodźcy z Białegostoku i innych miejsc, w sumie ok. 24 ludzi, poszliśmy szukać lokalnych Żydów, ale oni nie wpuścili nas do swoich domów ze strachu przed Niemcami. Więc udaliśmy się do księdza w Porozowie - Grabowskiego [Jan Chrabąszcz], który przyjął nas bardzo serdecznie. Tam było już ok. 25 Polaków w jego domu pracujących na polach. Grupa Niemców przyszła do Grabowskiego i chcieli na zabrać, ale ksiądz nas uratował. Powiedział im, że byliśmy robotnikami i pracowaliśmy na polach i Niemcy nas zostawili. Ks. Grabowski trzymał nas w swoim domu przez 7 dni. Dał nam za darmo jedzenie i picie. Ciągle przepraszał, że nie mógł nas przyjąć jak powinien… I dostał z Wehrmachtu [władze wojskowe] dokument zezwalający nam wrócić bez przeszkód do Białegostoku. 1 lub 2 lipca wróciliśmy tam jako grupa 24 ludzi.

 

Po szybkiej ucieczce sowietów nastąpiło załamanie prawa i porządku w drugiej połowie czerwca i na początki lipca 1941 i wykorzystały to kryminalne elementy do grabieży i wyrównywania rachunków z tymi, których uważali za zwolenników byłych sowieckich okupantów. Żydowskie zapisy mówią o księżach wypowiadających się przeciwko i interwencjach by ograniczyć nadużycia motłochu skierowane przeciwko Żydom w kilku miejscowościach na wschód od Łomży. Wśród najodważniejszych księży byli ks. Cyprian Łozowski z Jasionówki, ks. Józef Kębliński z Jedwabnego, ks. Franciszek Bryx (niekiedy pisany Bryks) z Knyszyna, ks. Franciszek Łapiński z Rutki, [70] i ks. Hipolit Chruściel z Worniany. [71]



 

[69] Tysiące etnicznych Polaków zabili nie-polscy sąsiedzi we wschodniej Polsce pod koniec września i na początku października 1939, często z zachętą sowieckich najeźdźców. Legendarny polski kurier, Jan Karski, uhonorowany przez Izrael za wysiłki informowania niereagującego Zachodu o realiach holokaustu, pokazuje ostry i niepokojący obraz tego co widział za sowieckiej okupacji w raporcie złożonym w lutym 1940, przed rozpoczęciem holokaustu: "Żydzi zajęli większość stanowisk politycznych i administracyjnych. Ale co gorzej, donoszą na Polaków, zwłaszcza studentów i polityków (tajnej policji), zza kulis kierują działaniami (komunistycznej) milicji, niesprawiedliwie pogorszają warunki w Polsce przed wojną. Niestety, trzeba powiedzieć, że te incydenty są bardzo częste, i bardziej powszechne niż incydenty pokazujące lojalność wobec Polaków czy sentyment do Polski". Pełny raport, w 2 wersjach w Norman Davies i Antony Polonsky, red., Żydzi we wschodniej Polsce i ZSRR… / Jews in Eastern Poland and the USSR, 1939–46 (New York: St. Martin’s Press, 1991), 260–71. Zachowanie wielu Żydow w okupowanej przez sowietów wschodniej Polsce w 1939-1941 w rezultacie hamowało polską sympatię do Żydów. Więcej o tym w rozdziale o wojennej historii zob. Mark Paul, Sąsiedzi w przededniu holokaustu: relacje polsko-żydowskie w okupowanej przez sowietów wschodniej Polsce…* / Neighbours on the Eve of the Holocaust: Polish-Jewish Relations in Soviet-Occupied Eastern Poland, 1939–1941, Internet: <http://www.kpk-toronto.org/obrona-dobrego-imienia/>. [*na moim chomiku]

 

[70] Zob. Paweł Machcewicz i Krzysztof Persak, red., Wokół Jedwabnego (Warsaw: Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, 2002), vol. 1, 409; vol. 2, 196–98, 238–39, 330, 517. Zob. też Dean, Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933–1945, vol. II, Part A, 898, 900, 909. Ks. Bryx wchodził też w lokalną polską delegację która jesienią 1941 z sukcesem apelowała do władz niemieckich o zawieszenie rozkazu utworzenia zamkniętego getta w Knyszynie.

 

[71] Tadeusz Krahel, Archidiecezja wileńska w latach II wojny światowej: Studia i szkice (Białystok: Instytut Pamięci Narodowej - Oddział w Białymstoku, 2014), 111.

 

 

Kiedy Niemcy zaczęli strzelać do Żydów po wejściu do miasteczka Landwarów w lipcu 1941, niektórzy Żydzi zwrócili się do lokalnego proboszcza ks. Kazimierza Kułaka. Ks. Kułak chciał interweniować u niemieckiego komendanta i w rezultacie niemal zapłacił za to życiem. [72] Ks. Aleksander Pęza z Grajewa wszedł w skład lokalnej delegacji zwracającej się do niemieckich władz wojskowych w lipcu 1941 o zatrzymanie mordów i grabieży. [73] Według księgi pamięci Grajewa, ks. Pęza "niestrudzenie" wzywał chrześcijańską ludność, na codziennych mszach, by nie współpracowała z Niemcami i ich antysemickimi prowokatorami. Kiedy wiadomość o tym doszła do Niemców, został zastrzelony 15.07.1943. [74] Podobne raporty o interwencjach księży w imieniu Żydów pochodzą z Powurska k. Kowel na Wołyniu, [75] i Tłustych we wschodniej Galicji. [76]

 

W latach międzywojennych, prawnik Alexander Bronowski, na prośbę bpa Mariana Leona Fulmana reprezentował Diecezję Lubelską w sprawach prawnych pomimo krzykliwych protestów w nacjonalistycznej prasie. Po wybuchu wojny Bronowski zamieszkał w Świsłoczy, na wschód od Białegostoku, w okupowanej przez sowietów strefie, gdzie dalej pracował jako prawnik. Opisuje swoje doświadczenia po wkroczeniu niemieckiej armii w czerwcu 1941, i pomocy otrzymanej od kilku Polaków,  między innymi od ks. Albina Horby, proboszcza w Świsłoczy. Ks. Horba ukrywal kilku wybitnych Żydów. W maju 1942 został przeniesiony do pobliskiej parafii w Międzyrzeczu Podlaskim, gdzie nadal pomagał Żydom dostarczając im fałszywe świadectwa chrztu. Po wojnie został aresztowany przez sowiecką tajną policję i przetrzymywano go w różnych więzieniach do kwietnia 1948. [77] (Alexander Bronowski, Było ich niewielu /They Were Few [New York: Peter Lang, 1991], s.7–9.)

 

W sądzie stawałem w procesach pokazowych, politycznych, kryminalnych itp. Kiedy oskarżeni byli Polakami, lokalny ksiądz i aptekarz (Polak) często zwracali się do mnie bym ich bronił…

Moja praca w Świsłoczy była zadowalająca. Miałem kontakty towarzyskie zarówno z Polakami jak i Żydami. Żyłem komfortowo. Ta sytuacja panowała do wybuchu wojny między Niemcami i Związkiem Sowieckim 22.06.1941. To zaskoczyło wszystkich w Świsłoczy. Szybko zorganizowano ewakuację sądu i innych sowieckich urzędów na wschód. Sędzia zasugerował był opuścił Świsłocz z sądem. Odmówiłem, mówiąc, że zamierzałem skontaktować się z moją rodziną w lubelskim getcie, sędzia to zrozumiał.

W czwartym dniu wojny, 26.05.1941, Świsłocz zdobyli Niemcy, i rozpoczęli egzekucje komunistów i łapanki Żydów do przymusowej pracy, grabieży ich własności. Skoro byłem znany w mieście nie tylko jako prawnik, ale i jako wykładowca wypowiadający się przeciwko nazistowskim zbrodniom, zdałem sobie sprawę, że musiałem znaleźć kryjówkę. Opuściłem mieszkanie. Najpierw udałem się do przyjaciela aptekarza, i on, po ukrywaniu mnie przez kilka dni w aptece, zabrał mnie do mieszkania księdza [faktycznie oni ukrywali się w piwnicy koło plebanii ks. Albina Horby – MP].



 

[72] Zygmunt Zieliński, red., Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939–1945: Metropolie wileńska i lwowska, zakony (Katowice: Unia, 1992), 52; Krahel, Archidiecezja wileńska w latach II wojny światowej, 111.

 

[73] Władysław Świacki, “Pamiętnik przechowany w beczce” (Grajewo: Towarzystwo Przyjaciół 9 PSK, 2007), 173–76.

 

[74] George Gorin, red., Grayever yizker-bukh (Ksiąga pamięci Grajewa) (New York: United Brayever Relief Committee, 1950), xxxii– xxiii. Podaje się różne daty śmierci ks. Pęza. Najbardziej wiarygodna

Various dates are given for Rev. Pęza’s death. The most authoritative—that on his tombstone—is July 15, 1943. Witold Jemielity gives the date of Rev. Pęza’s execution as July 15, 1941—see Witold Jemielity, “Martyrologia księży diecezji łomżyńskiej

 

1939–1945,” Rozporządzenia Urzędowe Łomżyńskiej Kurii Diecezjalnej, no. 8–9 (1974): 53; whereas Jacewicz and Woś give the date as August 15, 1943—see Jacewicz and Woś, Martyrologium polskiego duchowieństwa rzymskokatolickiego pod okupacją hitlerowską w latach 1939–1945 vol. 2, 184.

 

[75] Asher Tarmon, ed., Memorial Book: The Jewish Communities of Manyevitz, Horodok, Lishnivka, Troyanuvka, Povursk, and Kolki (Wolyn Region) (Tel-Aviv: Organization of Survivors of Manyevitz, Horodok, Lishnivka, Troyanuvka, Povursk, Kolki and Surroundings Living in Israel and Overseas, 2004), 418.

 

[76] Dean, Encyclopedia of Camps and Ghettos, 1933–1945, vol. II, Part A, 841. See also Berenstein and Rutkowski, Assistance to the Jews in Poland, 40; Joseph J. Preil, Holocaust Testimonies: European Survivors and American Liberators in New Jersey (New Brunswick, New Jersey, and London: Rutgers University Press, 2001), 193, 196; Testimony of Berl Glik in Michał Grynberg and Maria Kotowska, comp. and eds., Życie i zagłada Żydów polskich 1939–1945: Relacje świadków (Warsaw: Oficyna Naukowa, 2003) 369–70; Oral History Interview with Adela Sommer, Kean College of New Jersey Holocaust Resource Center, United States Holocaust Memorial Museum Archives.

 

[77] Dean, Encyclopedia of Camps and Ghettos, vol. II, Part A, 966; Tadeusz Krahel, Doświadczeni zniewoleniem: Duchowni archidiecezji wileńskiej represjonowani w latach okupacji sowieckiej (1939–1945) (Białystok: Polskie Towarzystwo Historyczne - Oddział w Białymstoku, 2005), 45–46. W swoim dzienniku ks. Horba nie potwierdza historii Bronowskiego o zwróceniu się do Bronowskiego o obronę Polaków w sowieckich sądach. Ks. Horba Mówi, że nie znał osobiście Bronowskiego zanim przyszedł szukać schronienia w towarzystwie dr Majzela, miejscowego żydowskiego lekarza i jego żony. Ibid., 209.

 

Tydzień po przejęciu Świsłoczy przybył nowy komendant i nasiliły się prześladowania Żydów. Dowiedziałem się iż jestem poszukiwany jako wróg nazistów i jako Żyd. Dlatego postanowiłem uciec do Białegostoku, gdzie mieszkały dziesiątki tysięcy Żydów. Ponadto to posunięcie zaprowadziłoby mnie bliżej Lublina. Aptekarz i ksiądz zgodzili się z moją decyzją.

Żeby ułatwić mi ucieczkę ze Świsłoczy, skontaktowali się z pewną Polką, dyrektorką sierocińca znajdującego się przy głównej drodze do Białegostoku, i poprosili ją by pozwoliła mi tam się zatrzymać. Zgodziła się bez chwili wahania. Okazało się, że kiedyś broniłem ją przed bezpodstawnym oskarżeniem o złe traktowanie sowieckich sierot. Po przespaniu jednej nocy w sierocińcu, wyszedłem niezauważony o świcie, z chlebem równym ciężarowi w złocie. Dyrektorka wiedziała że byłem Żydem i że uciekałem ze Świsłoczy, Nie uszedłem dalej niż 30 m kiedy usłyszałem ją bym się zatrzymał. Przybiegła do mnie, zdjęła wiszący na szyi łańcuszek z krzyżykiem, i zapięła go na mnie. Tego krzyżyka nie zdjąłem przez całą drogę do Białegostoku. Zaskoczyła mnie i wzruszyła jej troska by mnie chronić, i nie mogę znaleźć słów by jej podziękować.

 

Kiedy opuściłem Gródek, dogonił mnie ok. 14-letni żydowski chłopak. On też szedł do Białegostoku. Kilkadziesiąt metrów za nami szli 4 Żydzi. Cztery km od Gródka zobaczyłem zbliżającą się niemiecką ciężarówkę, i kiedy dojechała do nas, wyskoczyli z niej 3 niemieccy żołnierze z karabinami. Podeszli do mnie. "Jude?" – zapytali. Wyczułem zagrożenie i się spiąłem. Wtedy jeden z nich zobaczył krzyżyk na mojej szyi. "Los" – wymamrotał. Odeszli. Kilka minut później usłyszałem strzały. Niemcy zastrzelili idących za nami Żydów.

Byłem zszokowany. Pomimo pęcherzy na stopach szedłem dalej z chłopcem, i nawet przyspieszyłem kroku. Wieczorem dotarliśmy do Białegostoku. Rozstałem się z chłopakiem…

Nie mogłem przestać myśleć o Polce, która uratowała moje życie i chłopaka. Nie pamiętam jej nazwiska, ani nie wiem gdzie mieszka. Świsłocz teraz jest częścią Związku Sowieckiego. Szukałem jej adresu, ale bez sukcesu.

Ale wiem, że kiedy biegła do mnie i założyła mi na szyję krzyżyk, zrobiła to z powodów humanitarnych: żeby ratować ludzkie życie. W sercu zachowuję głębokie poczucie wdzięcznoiści do niej, i do księdza i aptekarza. Później dowiedziałem się, że ksiądz zmarł, a aptekarz wyjechał ze Świsłoczy.

 

Dr Kac-Edelis z Łodzi znalazł schronienie przed Niemcami w okupowanej przez sowietów wschodniej Polsce. Uciekając przed litewskimi kolaborantami latem 1941, wracał z obozu k. Nowej Wilejki do Warszawy. W styczniu 1942 zapisał swoje świadectwo potwierdzające szeroką pomoc otrzymaną po drodze od Polaków, wśród nich księdza. (Andrzej Żbikowski, red., Archiwum Ringelbluma: Konspiracyjne Archiwum Getta Warszawy, volume 3: Relacje z Kresów [Warsaw: Żydowski Instytut Historyczny IN-B, 2000], s.471–74.)

 

Faktycznie polscy chłopi pomagali nam za darmo. Wchodziliśmy do ich chat gdzie często odmawiali przyjęcia od nas czegokolwiek kiedy oferowali nam mleko, chleb itd. Oprócz tego okazywali nam współczucie i byli oburzeni tym co przytrafiało się nam Żydom…

Należy podkreślić, że napotykałem na wyjątkowo szczerą serdeczność ze strony katolickich chłopów i polskich gospodarzy. Pocieszali mnie i pomagali pieniędzmi, jedzeniem i miejscem do spania. Ranę opatrywano mi we dworach…

W miejscu do którego dotarłem była polska policja, która zwykle przyjmowała Żydów. W jednym z białoruskich miasteczek [tzn. na polskojęzycznym terenie włączonym do tzw. Ostland, i nazywanego Sowiuecką Białorusią], niedaleko od litewskiej granicy, dzięki wysiłkom burmistrza, księdza i szefa Rady Żydowskiej, umieszczono mnie w szpitalu i dano papiery [tzn. dokument tożsamości] i pieniądze na dalszą drogę.

 

Kiedy Niemcy przejęli wsch. Polskę w czerwcu 1941, Niemcy zaczęli wyłapywać i zabijać Żydów. Kiedy weszli do wioski Pohost Zahorodzki k. Pińska na Polesiu, Żydzi zaczęli uciekać i znaleźli schronienie w ogrodzie ks. Hieronima Limbo, lokalnegoi proboszcza. Tę historię opowiedziano w Głosach z lasu: prawdziwa historia Abrama i Julii Bobrow / Voices from the Forest: The True Story of Abram and Julia Bobrow, opowiedzianą Stephen Edward Paper (Bloomington, Indiana: 1st Books, 2004), s. 30–33.

 

Ich liczba teraz zwiększyła się do ponad 40 i obejmowała młodych mężczyzn i dzieci. Zbliżając się do domu polskiego księdza Drogomisza, usłyszeli galopujące konie.

Dom w którym mieszkał ksiądz z gospodynią był też kościołem gdzie odbywały się nabożeństwa dla wszystkich katolików w Pohoście Zahorodzkim.

Drogomisz, w czarnych szatach i białej koloratce, zobaczył ich z okna i wyszedł na zewnątrz. Ksiądz był stary i zgarbiony, i znany we wiosce z dobrego serca… Ludzie przychodzili kilometry by zwiedzać jego wnękę ogrodową i poczuć zapach jaśminu i kwiatu pomarańczy.

Siadał sam we wnęce ogrodowej smutno rozmyślając nad narastającym zamieszaniem w jego wiosce i najwyraźniej próbując wymyślić jakiś sposób pomocy. Teraz niepokoje dotarły do dna jego podwórka. Wyszedł szybko by zobaczyć jak mógłby pomóc uciekinierom.

Pilnie skinął ręką do dorosłych Żydów i chłopców by weszli do ogrodu. Ogród miał powierzchnię 2 akrów, ale pomniejszyły go zagony z ziemniakami, miały 400 m szerokości i 700 m  długości, rozciągając się aż do jeziora Bobryk i wypełnione były 60 cm wysokości krzewinkami ziemniaków.

Szybko uciekinierzy zeszli z drogi, idąc za księdzem w dół bruzdami między roślinami na koniec najdalszy od drogi. Tam w bruzdach chwastów między rzędami ziemniaków pokładli się by się ukryć. Z tego miejsca mogli prawdopodobnie słyszeć przejeżdżających SSmanów wchodzących do shtetla.

Naziści z Borek teraz weszli do Pohosta Zagorodskiego od północy, przejeżdżając obok polskiej szkoły przy Mieszczańskiej. Obie grupy zebrały się na placu i zeszli z koni…

Żołnierze zaczęli chodzić od domu do domu wymachując swoimi karabinami maszynowymi i batami. W towarzystwie lokalnych białoruskich sił policyjnych, wszystkich znalezionych w domach mężczyzn wypędzali na ulicę…

W wiejskim szpitalu ludzi zbyt chorych czy niesprawnych rozstrzeliwano na miejscu.

Prawie 90 mężczyzn i małych chłopców wyłapano i zmuszono by poszli na plac targowy…

Pośrodku wioski, Obersturmbannfuhrer zawołał do swego sierżanta: "To wszyscy których znalazłeś?", "Tak, Herr Obersturmbannfuhrer" – odpowiedział sierżant. "Tak". To mu wystarczyło.

Dwudziestu SSmanów dosiedli koni… w dół Dworską do kościoła. I dotarli do starego domu, który służył teraz jako kościół katolicki…

Kiedy sierżant ze swoimi ludźmi wjechali do ogrodu na koniach, Drogomisz wybiegł jeszcze raz. "Co robicie z moim ogrodem?" – wrzasnął. "Depczecie moje rośliny. Zniszczycie je". "Tam są Żydzi ukrywający się w ogrodzie" – powiedział sierżant.

"Tu nie ma nic oprócz ziemniaków. I wy je niszczycie" – powiedział ksiądz, przechodząc przed końmi sierżanta i jego ludzi, próbując zablokować im drogę.

"Księże, zejdź z drogi" – zażądał sierżant.

"Nie" – powiedział Drogomisz wyzywająco. "Nie macie prawa. To jest święte miejsce, kościelna ziemia".

"Wyrzućcie go z drogi" – powiedział sierżant do swoich ludzi. Czterej żołnierze zeszli z koni i rzucili słabego księdza na ziemię.

"Miłośnik Żydów" – burknął sierżant.

Następnie żołnierze przeszukali pole, przewracając łęty ziemniaków, depcząc inne i rozrywając brud i plony.

W ten sposób przeczesali pole kiedy 40 Żydów leżało trzęsąc się w brudzie.

Kiedy ich znaleźli, SSmani kazali im wstać, chłostając i bijąc ich kijami kiedy pędzili ich z powrotem na rynek.

Kiedy w końcu zebrali 130 Żydów i chłopców na Rynku, żołnierze SS dosiedli koni i utworzyli krąg wokół nich by zapobiec wszelkim próbom ucieczki. Potem zmusili ich do biegu wzdłuż Dworskiej przez most na rzece Bobric poza miasto…

SSmani zabrali Żydów za skład drewna Bobrów na stary żydowski cmentarz. Na cmentarzu żołnierze ustawili ich rzędami w grupach po 10.

Żydzi w rzędach po 10 musieli maszerować do szeregu nagrobków… Tam musieli uklęknąć p...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin