Orson Scott Card - Szkatulka.pdf

(1425 KB) Pobierz
ORSON SCOTT CARD
S
ZKATUŁKA
(P
RZEŁOŻYŁ
R
AFAŁ
W
ILKOŃSKI
)
SCAN-
DAL
Czas jest jak koń, co w sercu nam bieży,
Bez jeźdźca pędzi drogą na nocy rubieży.
Wallace Stevens
Dla Russa i Tammy
Howard Hughes (1905-197G) - Popularny amerykański
przemysłowiec, lotnik i producent filmowy. Znany z tego, że w ostatnich latach przed śmiercią
stał się zupełnym odludkiem, wiodąc niemal pustelniczy żywot.
Card
drogich przyjaciół i ukochanych krewnych,
za wierność jaka prowadzi was
po wyboistych i gładkich drogach życia.
PODZIĘKOWANIA
Po raz pierwszy od wielu lat napisałem całą powieść w domu. Tak więc każda strona
jest świadectwem ogromnej cierpliwości mojej rodziny. Kristine i Emily czytały każdy rozdział
ledwie tylko pierwsza, próbna wersja wypływała z drukarki, a Geoff także nie pozwalał
zostawić się w tyle; faksy mruczały, kiedy Kathy Kidd w dalekim Sterling, w stanie Wirginia,
każdego ranka odbierała i czytała owoc pracy poprzedniego wieczoru. Dziękuję całej waszej
czwórce za wasze reakcje, które pomogły mi ocenić to, co napisałem i dowiedzieć się jak
należy to poprawić.
Później kiedy pierwszy szkic powieści został ukończony, wielkiej pomocy udzielili mi
inni, bardziej zaawansowani czytelnicy, przede wszystkim mój przyjaciel David Fox oraz mój
wspaniały redaktor z wydawnictwa Harper, Eamon Dolan; również im chciałbym przekazać
serdeczne wyrazy wdzięczności. Wszelkie wciąż istniejące niedociągnięcia tej powieści są
najprawdopodobniej wynikiem uporu z jakim niejednokrotnie pozostaję głuchy na dobre rady.
Chciałbym także podziękować Kathleen Bellamy oraz Scottowi Allenowi za wspaniałą
pracę w każdych okolicznościach. Dziękuję także Clarkowi i Kathy Kiddom za pokazanie mi
DC oraz północnej Virginii.
Na koniec chciałbym wyrazić wdzięczność Charliemu, Benowi i Zinie za to, że zawsze
przypominają mi radosne perypetie dzieciństwa.
Organy
Quentin Fears nigdy nie wyjawił rodzicom tego, co powiedziała mu jego siostra Lizzy
zanim odłączyli ją od aparatów i pozwolili umrzeć.
Po wypadku, przez trzy dni Lizzy leżała w stanie śpiączki, a ciało dziewczynki ledwie
było widoczne w kłębowisku przewodów, rurek, pomp, sond, przyrządów pomiarowych,
kroplówek podających lekarstwa i substancje odżywcze, dzięki którym lekarze mogli utrzymać
jej organy w dobrym stanie i pełnej gotowości do transplantacji, podczas gdy Mama i Tato
zmagali się z pytaniem, czy ich córka naprawdę już nie żyje.
Nie można powiedzieć, że nie mieli wątpliwości. Pokazano im proste, równe, niczym
nie zakłócone linie, obrazujące fale wysyłane przez mózg córki. Gdyby, zapewnili ich z
szacunkiem lekarze, istniała jakakolwiek nadzieja, że w zabandażowanej głowie tli się choć
iskierka życia, uczepiliby się tej nadziei ze wszystkich sił i zrobili wszystko co w ich mocy, aby
dziewczyna odzyskała przytomność. Lecz nadzieja pozostała już tylko tym ludziom, których
życie uratować mogły organy Lizzy i to tylko wtedy, jeśli zostaną pobrane zanim ich stan
ulegnie pogorszeniu. Mama i Tato zalali się łzami, pokiwali smutno głowami i uwierzyli.
Ale jedenastoletni Quentin nie wierzył lekarzom. Wiedział, że Lizzy żyje. Widział
ogromny siniak wystający spod bandaży, ciemną plamą otaczający jej oczy, widział jak
powiększa się przez trzy dni, podczas gdy jego siostra wciąż nie wychodziła ze śpiączki i
wiedział, że jest żywa. U zmarłych siniaki nie zmieniają się w taki sposób. Dłonie Lizzy były
ciepłe i można było nimi bez trudu poruszać. Zmarli mają ręce zimne i sztywne. A któż mógł z
całą pewnością stwierdzić, że nie istnieją bardziej utajone oznaki życia niż elektryczne impulsy
wysyłane przez mózg?
- Quen dobrze rozumie co to jest śmierć mózgowa - powiedział Tato jednemu z lekarzy,
późnym popołudniem pierwszego dnia śpiączki. Mówił cicho, myśląc być może, że Quentin
zasnął. - Nie musicie tłumaczyć mu wszystkiego, tak jakby nic nie wiedział.
Doktor wyszeptał coś jeszcze ciszej. Być może na początku były to przeprosiny, ale już
pod koniec coraz bardziej przypominało to prośbę, wątpliwość, żądanie.
Cokolwiek oznaczały słowa lekarza, Tato odpowiedział:
- Syn i córka byli bardzo do siebie przywiązani.
- Jesteśmy do siebie przywiązani - poprawił szeptem Quentin.
Małe słówko. Przejęzyczenie. Ale oznaczało, że Tato już się poddał. W jego myślach
Lizzy była już martwa.
Mężczyźni wyszli na korytarz, aby kontynuować rozmowę. Takie sytuacje zdarzały się
coraz częściej przez następne kilka godzin i dni. Quentin wiedział, że dorośli na zewnątrz
spiskują, jak się go pozbyć. Wiedział, że za każdym razem, gdy któraś z osób zwracała się do
niego, robiła to właśnie w takim celu. Byli u niego Dziadek i Babcia Fears, a potem Nanny Say,
mama Mamy, ale wszystkie rozmowy kończyły się tak samo.
- Chodź do domu, kochanie, pozwólmy Lizzy odpocząć.
- Chcecie powiedzieć, pozwólmy by ją zamordowano.
Wtedy wszyscy z płaczem wybiegali z pokoju, a Tato i Mama wchodzili do środka i
wybuchała kolejna kłótnia, podczas której Quentin spoglądał im prosto w oczy i mówił - nie
krzyczał, gdyż parę lat wcześniej dowiedział się właśnie od Lizzy, że jeśli będzie krzyczał,
dorośli natychmiast zaczną go traktować jak dziecko i nigdy nie wzbudzi w nich szacunku -
więc spoglądał im prosto w oczy i mówił dokładnie to, co należało powiedzieć by ich
powstrzymać, zmusić do wyjścia z pokoju i pozostawienia Lizzy żywej na łóżku, przy którym
wciąż pełnił straż.
- Jeśli naszpikujecie mnie jakimiś lekami, jeśli wywleczecie mnie stąd, jeśli
zamordujecie ją gdy zasnę, będę was nienawidził do końca życia. I nigdy, nigdy, nigdy...
- Rozumiemy co masz na myśli - przerwał mu Tato głosem zimnym jak lód.
- ...nigdy, nigdy, nigdy, nigdy, nigdy...
- Proszę cię, przestań, Quen - błagała Mama.
- ...nigdy wam tego nie wybaczę.
Po ostatniej takiej scenie, na trzeci dzień po przyjeździe do szpitala, Mama ze łzami w
oczach wypadła na korytarz, gdzie jej własna mama również płakała po tym, co sama usłyszała
od Quentina. Tato został z nim sam w pokoju Lizzy.
- Tobie już wcale nie chodzi o Lizzy - powiedział Tato. - Chcesz po prostu postawić na
swoim. Ale w tym wypadku nie uda ci się postawić na swoim, Quentinie Fears, ponieważ nie
ma nikogo na całym bożym świecie, kto mógłby udzielić ci takiej mocy. Twoja siostra umarła.
Ty żyjesz. Twoja mama i ja żyjemy. Chcielibyśmy wyprawić pogrzeb naszej małej córeczce.
Chcielibyśmy zachować ją w pamięci taką, jaką była, a nie taką, jaką widzimy ją teraz. A w
czasie gdy będziemy ją opłakiwać, chcielibyśmy mieć przy sobie naszego syna. Lizzy wiele dla
ciebie znaczyła. Być może wydaje ci się, że była dla ciebie wszystkim i jeśli pozwolisz jej
odejść, nie zostanie ci absolutnie nic. Ale tak naprawdę, to coś ci jednak zostanie. Twoje życie.
A Lizzy na pewno nie chciałaby, żebyś...
- Nie mów mi czego Lizzy by chciała, a czego nie - przerwał mu Quentin. - Jednego
jestem pewien: na pewno chciałaby żyć.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin