Dla Ciebie,
Czytelnika i Czytelniczki
Istniały zasady.
Reguły, które nie powinny być łamane, ale tak właśnie się stało i, cholera, zapewne stanie się ponownie. Nieważne, że aż do tej chwili sytuacja była pod kontrolą. Nieważne, że przestrzegano zasad.
Teraz wszystko się zmieniło.
Wracała.
I znów mogła wszystko zniszczyć.
Zgarbiony, żałosny cień jęknął w kącie. Kobieta się budziła. Nareszcie. W tym, że w kluczowych momentach traciły świadomość, nie było nic zabawnego. Planowanie wymagało cierpliwości, a cierpliwość była cnotą, którą dzięki wieloletniemu oczekiwaniu opanował po mistrzowsku.
Zakrwawiony, brudny sznur biegł wokół nadgarstków i kostek. Kiedy kobieta powoli uniosła głowę i rozejrzała się po pomieszczeniu, z jej gardła wydobył się krzyk nieskończonego przerażenia, widocznego również w jej szeroko otwartych, przeszklonych oczach. Wiedziała. O tak, na pewno wiedziała, że stąd nie wyjdzie. Zdawała sobie sprawę, że promienie słoneczne, które widziała tego ranka w drodze do pracy, były ostatnimi, jakie ujrzała. Miała również świadomość, że po raz ostatni oddychała wtedy świeżym powietrzem.
Niewielkie pomieszczenie oświetlone sztucznym światłem stanie się jej domem. Wilgotna, ziemista woń będzie towarzyszyła jej przy ostatnim tchu, zapach ten przylgnie do jej włosów i porów skóry.
To będzie jej ostatnie miejsce.
Kobieta oparła głowę o wilgotny ceglany mur. Przerażenie w jej oczach przekształciło się w błaganie. Jak zawsze. Cholernie przewidywalne. I bezsensowne. Nie było nadziei. Nie istniała szansa na cud. Żaden rycerz w lśniącej zbroi nigdy nie przybywał im na ratunek.
Na schodach rozbrzmiały kroki. Chwilę później lekki śmiech odbił się echem od ścian. Kobieta spojrzała w sufit. Próbowała krzyczeć, piszczeć, ale z jej krtani wydobywały się tylko przytłumione dźwięki. Żałosne ...
renfri73