D.B.Reynolds - Cyn i Raphael novelle.pdf

(967 KB) Pobierz
D.B.Reynolds
Cyn & Raphael Novela
Jak
Wampir uratował Gwiazdkę
~1~
Malibu, Kalifornia, dzień dzisiejszy
Cyn przygryzła dolną wargę, starając się ukryć uśmiech, który groził wybuchem
śmiechu, gdy patrzyła jak Raphael po raz ostatni zapewnia Juro, że będzie całkowicie
bezpieczny bez ochroniarza, lub pięciu, którzy by go pilnowali.
- Jestem pewien, że moja Cyn mnie ochroni. Prawda,
lubimaya?
– dodał, podnosząc
głos tak, by mogła usłyszeć tam, gdzie czekała po drugiej stronie Land Rovera.
- Hej, nie mieszaj mnie w to – zawołała, a śmiech zabulgotał mimo jej najlepszych
starań.
Raphael rzucił jej
wielkie dzięki
spojrzenie, ale nie było w tym ciepła. Dawno,
dawno temu byłby śmiertelnie obrażony sugestią, że nie potrafi się sam bronić. W
końcu był niezwykle potężnym wampirzym lordem i najprawdopodobniej
najpotężniejszym żyjącym wampirem. Ale Juro był jednym z jego najbliższych
przyjaciół, a także szefem jego ochrony. Zgodził się na te romantyczne wakacje, co nie
znaczyło, że mu się to podobało. Do diabła, Cyn absolutnie spodziewała się zobaczyć
znajome twarze wyglądające zza narożników na każdym przystanku.
Musiała zakryć usta, gdy ta myśl podwoiła jej zachwyt i głośność jej śmiechu.
- Powinienem iść – powiedział sucho Raphael. – Zanim rozbawienie przewróci
moją partnerkę na ziemię i jeszcze bardziej opóźnimy wyjazd.
- Bardzo dobrze – westchnął Juro. – W razie jakichkolwiek wątpliwości, co do
waszego bezpieczeństwa, dzwoń. W kilka chwil mogę mieć zespół tam, gdziekolwiek
jesteście.
O, to była przesada,
pomyślała Cyn. Nawet Raphael nie powinien był wiedzieć,
dokąd zmierzają. Była bardzo ostrożna w dokonywaniu rezerwacji. Na miłość boską,
posunęła się tak daleko w wykonywaniu swoich telefonów z posiadłości, że korzystała z
jednorazowego telefonu. Nie było mowy, żeby Juro wiedział, a tym bardziej wysłał
gdziekolwiek szybki zespół reagowania. Wszyscy wiedzieli, że jadą na lotnisko i lecą
do pieprzonej Finlandii! Nie, żeby tam lecieli, ale tylko dlatego, że było zbyt daleko na
szybką ucieczkę. Jednak myślała o tym. Widziała zdjęcia szklanych chat w śniegu, z
ciemnym zimowym niebem rozświetlonym psychodelicznymi kolorami. Długie noce
również nie byłyby złe. Ale Raphael nienawidził zimna.
Poza tym, w obecnych czasach nie mógł zniknąć z radaru na dłużej niż tydzień,
żeby wszyscy nie zwariowali i nie pomyśleli, że nie żyje lub zaginął. Znowu. No cóż,
przynajmniej w tej części o zniknięciu. Chociaż tak naprawdę nie zaginął nawet ten
~2~
jeden raz, który wystraszył wszystkich innych. Ona wiedziała, gdzie był i kto go kurwa
miał. I upewniła się, że zapłacili za każdą minutę, kiedy spróbowali i nie udało im się
zatrzymać go w niewoli.
Nie miała siły ani szybkości wampira, ale Raphael miał rację. Była jego
najzacieklejszym obrońcą. Teraz nadeszła jej kolej, by rzucić gniewne spojrzenie nad
dachem SUV-a, kierując je do Juro za to, że odważył się wątpić w bezpieczeństwo
Raphaela, tak długo jak z nim była. Wielki szef ochrony posłał jej zdziwione spojrzenie,
po czym z rezygnacją zamknął oczy.
Dobry wybór.
W końcu tracąc cierpliwość i świadoma, że noc nie będzie trwała tak długo – w
końcu to była zima, a Kalifornia nie miała finlandzkich długich dni bez słońca – stanęła
na stopniu i uderzyła w dach pojazdu.
- Okej, Juro, wiem, że opanowało cię to uczucie pustego gniazda, ale nadszedł czas
na remont domu lub czegoś takiego i pozwolić mu wyjechać. Buziaki. – Powiedziawszy
to, zeszła na dół i usiadła na miejsce pasażera, a potem przekrzywiła głowę na bok jak
znudzona nastolatka i wpatrywała się w dwa wampiry. W końcu pochyliła się i
nacisnęła ręką pedał gazu, by niecierpliwie podgazować silnik.
To chyba załatwiło sprawę. Dwa wampiry wymieniły męski uścisk dłoni i Raphael
wsunął się za kierownicę.
- Szybko, zamknij drzwi! – syknęła.
Rzucił w jej kierunku sceptyczne spojrzenie, ale również nie tracił czasu
zatrzaskując drzwi.
- Mój Boże – mruknęła. – Niemal spodziewałam się, że złapie cię i pobiegnie z
powrotem na górę.
- Cyn.
Pochyliła się i pocałowała jego idealnie wyrzeźbiony policzek.
- Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym prowadziła? Minęło trochę czasu, odkąd sam
to robiłeś, prawda? – zapytała z największą szczerością.
- Będziesz taka przez całą podróż?
- Może. Zamierzasz odjechać od tego domu?
~3~
Wypowiedział okropne rosyjskie przekleństwo – co tylko ją rozśmieszyło – wrzucił
pojazd na bieg i płynnie pojechał długim, zakręconym podjazdem. Brama otworzyła się
zanim tam dotarli, wampirzy strażnicy byli mocno świadomi tego, że przejeżdża ich
lord i pan. Raphael dał jedno, ostre skinienie głowy i skręcił na osłoniętą drzewami i
bardzo prywatną drogę na autostradę. Droga była nieoświetlona. Wampiry nie
potrzebowały dużo światła, a cienie pomagały powstrzymać każdego człowieka, który
mógłby pomyśleć, by podkraść się do posiadłości i szpiegować słynnego lorda
wampirów.
Raphael tak naprawdę nie był sławny. Przynajmniej starał się nie być sławny. Ale
on i Cyn czasami mieszali się z tymi, którzy byli zarówno bogaci jak i sławni, a
czasopisma uwielbiały wliczać zazwyczaj skryte wampiry do pięknych ludzi, których
umieszczali na swoich stronach. Nie bez powodu. Wampiry były piękne, w większości.
Cyn widziała kilka, które nie były, ponieważ albo byli zbyt młodzi, by wampirzy
symbiont mógł w pełni rozwinąć swoją magię, lub dlatego, że nie mieli wystarczającej
mocy, by symbiont mógł zmaksymalizować swój efekt. Ale jedynymi, którzy tak
naprawdę byli brzydcy byli ci, których dusze były tak zepsute i czarne, że nawet magia
symbiontu nie mogła uczynić ich ładnymi.
- W którą stronę, moja Cyn?
Posłała mu szczęśliwy uśmiech. Ta podróż była jej pomysłem. Mieli tak mało czasu
razem, a większość niego była w ich prywatnym apartamencie pod głównym domem.
Kiedykolwiek wychodzili, byli otoczeni przez ochroniarzy, a w domu czasem było
jeszcze gorzej. Tęskniła za kilkoma dniami tylko we dwójkę. Żadnych strażników co 10
metrów na korytarzu, żadnych dzwoniących telefonów, czy spotkań biznesowych, które
tylko on mógł załatwić. Tylko Raphael i Cyn na wakacjach jak normalna para. Albo tak
normalni jak mogli być miliarder wampirzy lord i jego oszałamiająco piękna partnerka.
Jej uśmiech zrobił się szeroki.
- Myślisz, że obserwują, żeby zobaczyć, w którą stronę jedziemy? – zapytała.
- Prawdopodobnie, ale to duży stan.
- Kto mówi, że zostajemy w stanie?
- Znam cię. Nie będziesz chciała tracić czasu na prowadzenie samochodu.
Prychnęła, ale miał rację.
- W lewo. Jedziemy na północ.
~4~
Skręcił na Pacific Coast Highway i przyspieszył, obojętny na ograniczenia
prędkości. Mógł otumanić każdą policję lub patrol, którzy by ich zatrzymali, życząc im
miłej nocy i odejść. Poza tym, każdy kierowca w Kalifornii uznawał ograniczenia
prędkości raczej za sugestię niż regułę.
- Jaki jest nasz cel? – zapytał.
- Hmmm. Myślę, że powinnam poczekać, aż będzie za późno, żeby zawrócić, zanim
ci powiem.
Jego brwi wygięły się.
- Sądzisz, że mi się nie spodoba?
- Och, wiem, że ci się spodoba.
- Więc?
- Po prostu jedź. Jesteśmy wolni.
Rzucił jej szybkie, zaniepokojone spojrzenie.
- Zwykle nie czujesz się wolna?
Westchnęła i sięgnęła nad konsolą, by położyć rękę na jego nodze.
- Pamiętasz, kiedy samochody nie miały środkowych konsol? Kiedy mogłeś się tulić
podczas jazdy?
- Ja tak. Ale ty nie powinnaś.
Zaśmiała się.
- Nie jestem aż taka młoda. Minęło trochę czasu odkąd każdy samochód miał tę
rzecz. – Uderzyła w konsolę. – Siedzenia ławkowe były miłe.
- Naprawdę? Spędziłaś wiele miłych chwil na takich ławkach?
Poklepała go po twardym udzie.
- Nie. Szkoła z internatem, pamiętasz? Zanim naprawdę zaczęłam randkować,
siedzenia ławkowe zniknęły – powiedziała tęsknie.
- Jestem pewien, że można zmodernizować twój samochód, jeśli tego właśnie
chcesz.
~5~
Zgłoś jeśli naruszono regulamin