Kim Lawrence - Ślub na pustyni.pdf

(1051 KB) Pobierz
Plik jest zabezpieczony znakiem wodnym
Kim Lawrence
Ślub na pustyni
Tłumaczenie:
Monika Łesyszak
===LxwlFCQcKFtqUmBRZFA6D2pcbwtqWDlYbAk7CDkJPwo+DjtfOl9p
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Abby Foster doskwierał upał. Bolały ją stopy. Do sesji
zdjęciowej weszła na piaszczystą wydmę w szortach
i sandałach na dziesięciocentymetrowych obcasach. Na
domiar złego coś ją ugryzło w ramię. Gruba warstwa
makijażu zamaskowała zaczerwienienie, ale nie złagodziła
dojmującego pieczenia i swędzenia.
Najgorsze, że samochód nawalił. Miała jechać pierwszym,
z napędem na cztery koła, którym podróżowała ze stolicy
Aarify na pustynię, ale uprzedziła ją stylistka. Wyminęła ją,
żeby pospiesznie zająć miejsce obok asystenta fotografa,
w którym była zakochana. Wskutek jej młodzieńczego
zauroczenia Abby utknęła na pustkowiu.
Bezskutecznie usiłowała ignorować zagniewane głosy na
zewnątrz. Ledwie odparła pokusę dołączenia do krzyczących.
Zaciskała zęby tak mocno, że szczęki ją rozbolały. Uznała, że
lepiej zostawić ich samych sobie. Została w zepsutym aucie
wraz z Robem, który natychmiast zasnął. Wkrótce pożałowała
tej decyzji. Upał zaczął narastać, a Rob, który zmusił ją do
dziesięciokrotnej wspinaczki po tym przeklętym piasku,
zaczął głośno chrapać.
Przewracając oczami, wyjęła butelkę z wodą z obszernej
torby, którą zawsze woziła. Choć przemierzyła wiele mil,
odkąd została modelką, źle znosiła podróże. Odkręciła
nakrętkę do połowy, gdy uświadomiła sobie, że musi
oszczędnie gospodarować wodą. Rob przed zaśnięciem
zapewniał wprawdzie, że zostaną uratowani w ciągu kilku
minut, ale nie mogła wykluczyć, że zostaną tu znacznie
dłużej.
Szybko zakończyła wewnętrzną debatę. Dziadkowie
nauczyli ją ostrożności. Niestety sami jej nie wykazali
w sprawach finansowych. Usłuchali fałszywego doradcy,
który odarł ich z życiowych oszczędności.
Ujrzała oczami wyobraźni przystojną twarz Gregory’ego
z tym szczerym, chłopięcym uśmiechem. Jak zawsze, gdy
przypominała sobie swój udział w doprowadzeniu babci
i dziadka do ruiny, ogarnęły ją wyrzuty sumienia, pomieszane
z pogardą dla siebie. Wprawdzie robili dobrą minę do złej
gry, ale to z jej winy stracili wszystko, co posiadali. Gdyby
naiwnie nie uległa urokowi uśmiechu i błękitnych oczu
Gregory’ego i nie przyprowadziła mężczyzny swych marzeń
do domu, nadal odpoczywaliby bez trosk na emeryturze, na
którą ciężko zapracowali. Tymczasem nie zostało im nic.
Żal ścisnął jej serce, a do oczu napłynęły łzy. Wytłumaczyła
sobie kolejny raz, że płacz nic nie da. Potrzebowała
sensownego planu. I opracowała go. Wyliczyła, że jeżeli
weźmie każde zlecenie, prócz rozbieranych sesji, które jej
często proponowano, w ciągu półtora roku zarobi tyle, że
zdoła odkupić bungalow, którego pozbawił ich czarujący
oszust.
Wprowadziła go do ich życia, a on ich omotał. Kiedy
pozyskał ich zaufanie, zniknął z oszczędnościami całego ich
życia. Przysłał jej tylko pożegnalne zdjęcie w czułej pozie
z mężczyzną. Dosypał soli na ranę, umieszczając dopisek:
„Naprawdę nie jesteś w moim typie”. Nareszcie zrozumiała
powód jego cierpliwości wobec jej braku doświadczenia
i deklaracji, że z szacunku dla niej gotów jest zaczekać
z rozpoczęciem współżycia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin