Baum Frank L -13- Czary w Krainie Oz.pdf

(2130 KB) Pobierz
FRANK BAUM
CZARY W KRAINIE OZ
1. GÓRA MANCZ
Na wschodnim skraju Państwa Oz, w kraju Manczkinów, wznosi się
potężne, wysokie wzgórze zwane Górą Mancz. Z jednej strony góra graniczy
ze Śmiercionośną Piaszczystą Pustynią, oddzielającą czarodziejską Krainę Oz
od reszty świata, a z drugiej z pięknym, żyznym krajem Manczkinów.
Manczkinowie trzymali się z dala od Góry Mancz. Popatrywali na nią od
czasu do czasu, ale wiedzieli o niej bardzo niewiele. A działo się tak dlatego,
gdyż od jednej trzeciej jej wysokości zbocza były zbyt strome, żeby można się
było po nich wspinać, i jeżeli nawet ktoś zamieszkiwał ten wyniosły, górujący
nad całą krainą szczyt, który niemal sięgał nieba, to Manczkinowie nie mieli o
tym najmniejszego pojęcia.
Ale mimo to mieszkali tam jednak ludzie. Wierzchołek Góry Mancz miał
kształt półmiska, szerokiego i głębokiego, a na jego dnie rozciągały się pola
obsiane zbożem, rosły warzywa, pasło się bydło, płynęły strumienie, a drzewa
uginały się pod ciężarem owoców. Tu i ówdzie porozrzucane były domy, a w
każdym mieszkała rodzina Hiupów — tak nazywali siebie ci ludzie. Hiupowie
rzadko schodzili na dół, a to z tego samego powodu, dla którego
Manczkinowie nigdy nie wdrapywali się na górę: zbocza były zbyt strome.
W jednym z domów mieszkał pewien mądry stary Hiup; nazywał się Bini
Aru i trudnił się niegdyś sztuką czarodziejską. Ale Ozma, władczyni Krainy
Oz, wydała prawo zabraniające wszystkim praktykowania czarów w jej pań-
stwie. Zakaz nie dotyczył tylko Gladioli Dobrotliwej i Czarnoksiężnika Oza.
Kiedy Gladiola przekazała królewski rozkaz Hiupom, wysyłając w poselstwie
orła o mocnych skrzydłach, stary Bini Aru przestał parać się sztuką magiczną.
Zniszczył wiele czarodziejskich proszków i przyrządów i od tej pory uczciwie
przestrzegał prawa. Wprawdzie nie widział Ozmy nigdy w życiu, ale był jej
posłuszny jako swojej pani i władczyni.
Martwił się tylko jedną sprawą. Otóż odkrył nowy, tajemniczy sposób
dokonywania przemian, sposób zupełnie nie znany innym czarownikom. Nie
znała go ani Gladiola Dobrotliwa, ani Czarnoksiężnik Oz, ani stara Ognicha
— nikt spośród tych, którzy zajmowali się sztuką magiczną. Tajemnica ta
niepodzielnie należała do Bini Aru. Dzięki niej było najprostszą rzeczą na
świecie zakląć kogokolwiek w ssaka, ptaka czy rybę lub w coś innego i znowu
w człowieka. Wystarczyło tylko wiedzieć, jak się wymawia tajemnicze słowo:
PYRZQXGL.
Bini Aru wykorzystywał tę tajemnicę wiele razy, ale nie po to, żeby
zrobić coś złego czy sprawić komuś cierpienie. Gdy na przykład zdarzyło mu
się zawędrować daleko od domu, a był głodny, zwykł mawiać:
„Chcę stać się
krową”
— PYRZQXGL! I w mgnieniu oka przemieniał się w krowę, jadł
trawę i zaspokajał głód. Wszystkie zwierzęta w Krainie Oz umieją mówić,
toteż kiedy krowa nie była już głodna, mówiła:
„Chcę być znowu Bini Aru”
— PYRZQXGL!, i czarodziejskie słowo wypowiedziane w odpowiedni
sposób przywracało mu natychmiast jego własną postać.
Nie odważyłbym się oczywiście napisać tak wyraźnie czarodziejskiego
słowa, gdybym choć przez chwilę przypuszczał, że moi czytelnicy wymówią
je tak jak trzeba i będą potrafili przemieniać siebie i innych, w co zechcą. Ale
faktem jest, że nikt na świecie z wyjątkiem Bini Aru nigdy nie potrafił (do
chwili kiedy się ta historia zaczyna) wymówić słowa PYRZQXGL w pewien
określony sposób. Sądzę więc, że z całym spokojem mogę je wam wyjawić.
Dobrze by jednak było, gdybyście czytając na głos tę historię, uważali, żeby
nie wymówić PYRZQXGL w sposób właściwy, bo dzięki temu unikniemy
niebezpieczeństw zaklęcia, które może narobić wiele zła.
Bini Aru odkrywszy tajemnicę natychmiastowej przemiany, nie
wymagającej użycia przyrządów ani proszków magicznych, ani środków
chemicznych, ani nawet ziół i zawsze działającej nieomylnie, żałował, że jego
cudowny wynalazek pozostanie całkowicie nieznany, czyli po prostu stracony
dla ludzkiej wiedzy. Od chwili kiedy Ozma wydała swój rozkaz, postanowił
ze swego odkrycia więcej nie korzystać, ale myślał sobie, że Ozma jest młodą
dziewczyną i że po pewnym czasie może zmienić zdanie i pozwoli poddanym
uprawiać magię. W tym wypadku Bini Aru mógłby znowu dowolnie
przemieniać siebie i innych — jeżeli oczywiście nie wypadnie mu z pamięci,
jak wymawiać słowo PYRZQXGL.
Zastanowiwszy się dokładnie nad całą tą sprawą, zdecydował zapisać
czarodziejskie słowo i sposób wymawiania go w jakimś sekretnym miejscu,
żeby po latach odnaleźć je z łatwością, ale żeby nikt inny nie mógł trafić na
ślad.
Pomysł był mądry, ale gdzie znaleźć takie miejsce — martwił się stary
czarownik. Przewędrował wzdłuż i wszerz cały półmisek na szczycie Góry
Mancz, ale nie mógł znaleźć miejsca, gdzie mógłby zapisać tajemnicze słowo
i gdzie nikt nie mógłby się na nie natknąć. Ostatecznie zdecydował się na
zapisanie go w swoim własnym domu.
Bini Aru miał żonę imieniem Mopsi Aru, sławną z wypieku znakomitych
pierogów, i syna Kiki Aru, który wcale nie był sławny. Otaczała go opinia
kłótliwego i niesympatycznego chłopca, a był taki dlatego, że nie był
szczęśliwy, a nie był szczęśliwy dlatego, że pragnął zejść z góry i zwiedzić
daleki, szeroki świat. Ojciec zaś nie chciał mu na to pozwolić.
Nikt nie zwracał najmniejszej uwagi na Kiki Aru, nikt się z nim w ogóle
nie liczył.
Raz do roku odbywała się na Górze Mancz uroczystość, której każdy
Hiup oczekiwał z niecierpliwością. Urządzano ją w samym środku
ukształtowanego jak półmisek kraju. Przez cały dzień świętowano i weselono
się. Młodzież tańczyła i śpiewała, kobiety zastawiały stoły pysznymi potrawa-
mi, a mężczyźni grali na różnych instrumentach i opowiadali baśnie.
Kiki Aru chodził zwykle na te uroczystości razem z rodzicami, a potem
nadąsany siadał z dala od koła tanecznego; nie chciało mu się tańczyć ani
śpiewać, nie rozmawiał nawet z nikim z młodych ludzi. Nie był więc
szczęśliwszy w święto niż w dzień powszedni i pewnego razu oznajmił Bini
Aru i Mopsi Aru, że na zabawę nie pójdzie. Powiedział, że woli nudzić się w
samotności niż w gromadzie, a rodzice chętnie się na to zgodzili.
Kiedy Kiki Aru został sam, postanowił zajrzeć do pracowni ojca, gdzie
nie wolno mu było wchodzić, i poszukać jakichś magicznych przyrządów,
których Bini Aru używał, kiedy jeszcze praktykował swoją sztukę
czarodziejską. Gdy Kiki wszedł do środka, potknął się o jedną z wystających
desek podłogi. Szukał wszędzie, ale nie znalazł śladu magicznej sztuki ojca.
Wszystko zostało zniszczone.
Mocno rozczarowany chciał wyjść z izby, kiedy znowu potknął się o tę
samą deskę w podłodze. Przyjrzawszy się jej dokładniej stwierdził, że została
wyjęta, a potem przybita w taki sposób, że znajdowała się nieco wyżej od
innych. Dlaczego ojciec wyjął deskę? Czyżby schował pod podłogą jakieś
magiczne przyrządy?
Kiki wziął dłuto i oderwał deskę, ale nic nie znalazł. Miał właśnie zamiar
położyć ją na miejsce, kiedy wyśliznęła mu się z ręki i odwróciła drugą stroną.
Zobaczył, że pod spodem coś jest napisane. Światło było bardzo słabe, zaniósł
więc deskę do okna i przyjrzał się jej dokładnie. Znalazł tam szczegółowy
opis, jak wymawiać magiczne słowo PYRZQXGL, dzięki któremu można
natychmiast zakląć każdego, w co się tylko chce, i przemienić na powrót w
dawny kształt, kiedy się słowo powtórzy.
Z początku Kiki Aru nie zdawał sobie sprawy z tego, jaką cudowną
odkrył tajemnicę. Pomyślał jednak, że może mu się to przydać, wziął kartkę
papieru i przepisał dokładnie wskazówki, jak należy wymawiać PYRZQXGL.
Po czym wsunął kartkę do kieszeni, a deskę położył z powrotem na miejsce.
Nikomu nie przyszłoby nawet do głowy, że ktoś ją ruszał.
Potem Kiki Aru poszedł do ogrodu i siedząc pod drzewem przestudiował
starannie opis. Marzył zawsze, żeby opuścić Górę Mancz i zwiedzić daleki
świat — przede wszystkim Krainę Oz. Teraz przyszło mu nagle do głowy, że
gdyby zamienił się w ptaka, mógłby pofrunąć wszędzie, gdzie by chciał, i
przyfrunąć z powrotem, kiedy by tego zapragnął. Trzeba było tylko
koniecznie nauczyć się na pamięć sposobu wymawiania czarodziejskiego
słowa, ptak bowiem nie może nosić z sobą papierka i Kiki nie mógłby
odzyskać poprzedniej postaci, gdyby zapomniał, jak się je wymawia. Studio-
wał więc zapisane słowo przez czas dłuższy, powtarzając je po sto razy, póki
nie był zupełnie pewny, że je pamięta. Ale na wszelki wypadek, żeby już być
absolutnie pewnym i zupełnie spokojnym, umieścił kartkę w blaszanym
pudełku i ukrył w opuszczonym kącie ogrodu, przykrywając pudełko
kamykami.
Tymczasem zrobiło się późno, a Kiki pragnął wypróbować swoją
pierwszą przemianę, zanim rodzice powrócą z zabawy. Stanął więc na progu
domu i powiedział:
— Chcę stać się wielkim, silnym ptakiem, chcę być sokołem —
PYRZQXGL! Wymówił to słowo tak jak należy i poczuł, że w mgnieniu oka
przybrał inną postać. Zatrzepotał skrzydłami, wskoczył na ogrodzenie i
zaskrzeczał:
— Kro! Kro!
Roześmiał się i powiedział półgłosem:
— Co za śmieszny głos mają te ptaki! A teraz trzeba wypróbować
skrzydła. Zobaczymy, czy są dość silne, żeby przefrunąć pustynię.
Zdecydował bowiem rozpocząć swoją pierwszą podróż do jakiegoś kraju
poza granicami Krainy Oz. Ukradł tajemnicę przemiany i dobrze wiedział, że
Zgłoś jeśli naruszono regulamin