Clarke Arthur C. - Rama 02 Powrót Ramy.txt

(674 KB) Pobierz
ARTHUR C. CLARKE
Rama 02 Powrót Ramy

PRZEŁOŻYŁ TOMASZ LEM 
          

    1. POWRÓT RAMY


Excalibur, olbrzymi generator sygnałów radarowych napędzany energiš nuklearnš, nie działał już prawie pół wieku. Po przejciu Ramy przez Układ Słoneczny naprędce zaprojektowano go i zbudowano w cišgu kilku miesięcy. W 2132 roku generator był gotów; jego zadanie miało polegać na wykrywaniu statków kosmicznych obcych cywilizacji. Statek wielkoci Ramy miał być widoczny z odległoci równej przeciętnej odległoci między gwiazdami, czyli na kilka lat przedtem, zanim mógłby mieć jakikolwiek wpływ na sprawy ziemskie.
Decyzję o budowie Excalibura podjęto jeszcze przed przejciem Ramy przez peryhelium. Gdy pierwsi gocie z kosmosu okršżyli Słońce i z powrotem podšżali ku gwiazdom, armie naukowców analizowały dane z jedynej ziemskiej wyprawy, podczas której doszło do kontaktu z obcš cywilizacjš.
Zgromadzone informacje pozwalały na hipotezę, że Rama był obdarzonym inteligencjš robotem. Nie interesował się ani Układem Słonecznym, ani jego mieszkańcami.
Oficjalny raport pozostawiał wiele nie rozwišzanych zagadek, jednak eksperci byli zgodni, że przynajmniej udało się im zrozumieć jednš z podstawowych zasad inżynierii w cywilizacji Ramów. Większoć systemów i podsystemów Ramy, do których dotarli ziemscy badacze, była powielona trzykrotnie; Obcy wszystko robili trójkami". Dlatego też było wysoce prawdopodobne, że w lad za pierwszym statkiem podšżš dwa następne.
Ale w okolicach Słońca nie pojawiły się żadne statki z międzygwiezdnych przestrzeni. Lata mijały, ludzie na Ziemi zajmowali się własnymi sprawami. Zainteresowanie budowniczymi Ramy zaczęło opadać i wizyta Obcych powoli przeszła do historii.
Rama w dalszym cišgu wzbudzał zainteresowanie naukowców, ale przeciętni ludzie przestali o nim myleć. W czterdziestych latach XXII wieku wiat pogršżony był w głębokim kryzysie ekonomicznym i brakowało funduszy na utrzymanie programu Excalibura. Kilka naukowych odkryć nie mogło uzasadnić ogromnych kosztów jego eksploatacji i po kilku latach generator został wyłšczony.
Ponowne uruchomienie Excalibura czterdzieci pięć lat póniej trwało trzydzieci trzy miesišce i było uzasadniane względami naukowymi.
Gdy generator ponownie utrwalał obrazy odległych planet i gwiazd, prawie nikt na Ziemi nie spodziewał się wizyty drugiego statku kosmicznego.
Inżynier sprawujšcy kontrolę nad Excaliburem nie zaalarmował swoich przełożonych, gdy na monitorach pojawiła się dziwna plamka. Uznał jš za wynik błędu w algorytmie przetwarzajšcym dane. Dopiero gdy obliczenia zostały kilkakrotnie powtórzone, inżynier wezwał na pomoc naukowca. Ten po przeanalizowaniu danych doszedł do wniosku, że tajemniczy obiekt jest kometš, poruszajšcš się po wydłużonej elipsie. Dopiero w dwa miesišce póniej jaki student obliczył, że obiekt ma około czterdziestu kilometrów długoci i całkowicie gładkš powierzchnię.
W roku 2197 wiat wiedział już, że ciałem zbliżajšcym się do Układu Słonecznego jest drugi statek kosmiczny Obcych. Międzynarodowa Agencja Kosmiczna (ISA) gromadziła rodki, aby zorganizować wyprawę. Jej celem miało być przecięcie trajektorii statku Obcych wewnštrz orbity Wenus, w 2200 roku.
Ludzkoć znów patrzyła w gwiazdy, a głębokie filozoficzne pytania postawione podczas wizyty pierwszego statku Ramów ponownie stały się aktualne. Statek zbliżał się ku Ziemi i setki skierowanych w jego stronę urzšdzeń dostarczały coraz więcej informacji; wiedziano już, że - przynajmniej z zewnštrz - był taki sam jak jego poprzednik. Rama wrócił i znów dane było ludzkoci spotkać się z Przeznaczeniem.
 
2. TEST I TRENING


Dziwny metaliczny twór wspinał się po skale w stronę nawisu. Wyglšdał jak chudy pancernik; wężowe ciało pokrywała łuska, otaczajšca i zakrywajšca zwarte elektroniczne układy porodku jego trzech członów. Helikopter wisiał mniej więcej dwa metry od ciany. Z przodu wynurzyło się długie, giętkie, zakończone szczypcami ramię, które o włos rozminęło się z dziwnym stworzeniem.
- Cholera - mruknšł Janos Tabori - to prawie niemożliwe, jeżeli helikopter tak się kołysze. Nawet w idealnych warunkach trudno odwalać precyzyjnš robotę z całkowicie wycišgniętym ramieniem. - Spojrzał na pilota. - Dlaczego ta fantastyczna maszyna nie potrafi zawisnšć nieruchomo?
- Zbliż helikopter do ciany - rozkazał doktor David Brown.
Hitu Yamanaka zerknšł na Browna i wprowadził polecenie do komputera. Ekran rozbłysnšł na czerwono: MANEWR NIEMOŻLIWY DO WYKONANIA. ZBYT MAŁY PRZEWIT. Yamanaka milczał. Helikopter wisiał w tym samym miejscu.
- Pomiędzy migłem a cianš jest pół metra, może siedemdziesišt pięć centymetrów - głono mylał Brown. - W cišgu dwóch, trzech minut biot będzie bezpieczny za nawisem. Przejdziemy na ręczne sterowanie i złapiemy go. Tym razem bez błędu, Tabori.
Hiro Yamanaka niepewnie spojrzał za siebie na łysiejšcego naukowca w okularach. Wprowadził polecenie i przekręcił dużš czarnš dwignię w prawo. Na ekranie pojawił się napis: STEROWANIE RĘCZNE, BRAK AUTOMATYCZNEJ OCHRONY. Yamanaka chwycił za ster i zbliżył helikopter do ciany.
Inżynier Tabori był gotów. Włożył dłonie w specjalne rękawice i kilkakrotnie je otworzył. Szczypce powtórzyły jego ruchy. Ramię wygięło się do przodu i bez kłopotu uchwyciło mechaniczne stworzenie. Dzięki sprzężeniom zwrotnym w rękawicach Tabori poczuł, że trzyma biota.
- Mam go! - wykrzyknšł uradowany i powoli zaczšł cofać ramię.
Nagły podmuch wiatru pchnšł helikopter w lewo uderzajšc mechanicznym ramieniem w cianę. Tabori poczuł, że jego uchwyt słabnie.
- Wyrównaj! - krzyknšł. Trzech członków załogi usłyszało chrzęst uderzajšcego o cianę migła.
Japończyk natychmiast włšczył automatycznego pilota. W ułamku sekundy rozległ się alarm i ekran rozbłysnšł na czerwono: USZKODZENIE TRWAŁE. WYSOKIE PRAWDOPODOBIEŃSTWO KATASTROFY KATAPULTOWAĆ ZAŁOGĘ. Yamanaka nie zwlekał. Już po chwili wyleciał z kabiny i opadał na spadochronie. Tabori i Brown poszli jego ladem. Węgier wyjšł ręce z rękawic, a mechaniczne ramię puciło Biota, który spadł z wysokoci kilkuset metrów i roztrzaskał się na tysišce kawałków.
Pozbawiony pilota helikopter znajdował się coraz niżej. Pomimo algorytmu, który miał zapewnić bezpieczne lšdowanie. leciał zygzakami. migło zostało poważnie uszkodzone. Twardo usiadł na ziemi i przechylił się na bok. Z windy w pobliżu helikoptera wysiadł mężczyzna w mundurze, z dystynkcjami wiadczšcymi o wysokim stopniu. Zjechał na dół z centrum dowodzenia. Był wciekły. Szybkim krokiem ruszył do czekajšcego rovera. Za nim szła blondynka w uniformie ISA, obwieszona kamerami filmowymi. Mężczyznš w mundurze był generał Walerij Borzow, dowódca operacji Newton.
- Nikomu nic się nie stało? - spytał - kierowcę rovera, inżyniera Richarda Wakefielda.
- Podczas katapultowania z helikoptera Janos uderzył się w ramię. Nicole włanie rozmawiała z nim przez radio, nic sobie nie złamał. Ma tylko sporo siniaków.
Generał Borzow usiadł na przednim siedzeniu rovera, obok Wakefielda. Blondynka, dziennikarka Francesca Sabatini, wyłšczyła kamerę i chciała usišć z tyłu. Borzow gniewnie machnšł rękš w jej stronę, żeby sobie poszła.
- Niech pani zobaczy co z Taborim i des Jardins - powiedział wskazujšc na równinę. - Wilson też powinien tam być. Borzow i Wakefield ruszyli roverem w przeciwnym kierunku. Przejechawszy czterysta metrów zatrzymali się przy Brownie, pięćdziesięcioletnim mężczynie w nowiutkim kombinezonie. Brown zwijał spadochron. Generał Borzow wysiadł z rovera i ruszył w jego kierunku.
- Wszystko w porzšdku, doktorze Brown? - spytał niecierpliwie.
Brown w milczeniu skinšł głowš.
- W takim razie - cišgnšł Borzow lodowatym tonem może mógłby mi pan powiedzieć, co pan właciwie sobie wyobrażał, wydajšc rozkaz Yamanace, żeby przeszedł na ręczne sterowanie? Mylę, że dobrze by było, gdybymy o tym porozmawiali teraz, na osobnoci.
Doktor David Brown milczał.
- Czy nie widział pan ostrzegawczych sygnałów? - cišgnšł Borzow. - Czy choć przez moment pomylał pan, że naraża członków załogi na niebezpieczeństwo?
Brown podniósł wzrok i spojrzał generałowi w oczy. Gdy zaczšł mówić, jego głos zdradził emocje, które starał się ukryć.
- Wydawało mi się, że można było zbliżyć helikopter do celu o kilkanacie centymetrów. Mielimy jeszcze całkiem spory przewit, a był to jedyny sposób, żeby złapać biota. Przecież to było naszym zadaniem...
- Nie musi mi pan mówić, jakie mielicie zadanie - przerwał mu gniewnie Borzow. - Chciałbym panu przypomnieć, że osobicie uczestniczyłem w pisaniu regulaminu. Jest w nim powiedziane, że bez względu na okolicznoci bezpieczeństwo załogi jest sprawš priorytetowš. Zwłaszcza w czasie symulacji... Muszę wyznać, że jestem przerażony pańskš beztroskš; ma pan szczęcie, że nikt nie zginšł.
David Brown nie słuchał. Odwrócił się, żeby skończyć składanie spadochronu. Gwałtowne ruchy zdradzały, że jest wciekły.
Borzow wrócił do rovera. Odczekał chwilę i zaproponował Brownowi, że podwiezie go do bazy. Amerykanin w milczeniu potrzšsnšł głowš i ruszył piechotš do windy.
 
3. KONFERENCJA


Janos Tabori siedział na krzele w korytarzu orodka szkoleniowego przed niewielkš salš wykładowš.
- Odległoć do symulowanego Biota stanowiła granicę możliwoci mechanicznego ramienia - mówił do małej kamery trzymanej przez Franceskę Sabatini. - Złapałem go dwukrotnie. Doktor Brown zadecydował, że należy przejć na ręczne sterowanie helikopterem i zbliżyć się do ciany. Niestety, podmuch wiatru...
Otworzyły się drzwi do sali i wyjrzała zza nich umiechnięta twarz.
- Wszyscy na ciebie czekamy - powiedział generał O' Toole. Wydaje mi się, że Borzow zaczyna tracić cierpliwoć.
Francesca wyłšczyła wiatło i schowała kamerę do kieszeni. - Wszystko w porzšdku, mój węgierski bohaterze - umiechnęła się - na razie damy sobie spokój. Nasi przełożeni nie lubiš czekać. - Zbl...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin