Coelho Paulo - Zahir.txt

(418 KB) Pobierz
PAULO COELHO
ZAHIR
przełożyła Zuzanna Bułat Silva
tytuł oryginału O Zahir
Drzewo Babel Warszawa 2005
 
W ksišżce wykorzystano fragmenty opowiadania Zahir
Jorge Luisa Borgesa
w tłum. Zofii Chšdzyńskiej
 
Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jednš z nich,
nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni
i nie idzie za zgubionš, aż jš znajdzie?

Łukasz 15,4
 
O Maryjo bez grzechu poczęta,
módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy. Amen


Jeli wyruszasz w podróż do Itaki,
Pragnij tego, by długie było wędrowanie,
Pełne przygód, pełne dowiadczeń.
Lajstrygonów, Cyklopów, gniewnego Posejdona
Nie obawiaj się. Nic takiego
Na twojej drodze nie stanie, jeli mylš
Trwasz na wyżynach, jeli tylko wyborne
Uczucia dotykajš twego ducha i ciała.
Ani Lajstrygonów, ani Cyklopów,
Ani okrutnego Posejdona nie spotkasz,
Jeżeli ich nie niesiesz w swojej duszy,
Jeli własna twa dusza nie wznieci ich przed tobš.

Pragnij tego, by wędrowanie było długie:
Żeby miał wiele takich poranków lata,
Kiedy, z jakš uciechš, z jakim rozradowaniem,
Będziesz podpływał do portów, nigdy przedtem nie widzianych;
Żeby się zatrzymywał w handlowych stacjach Fenicjan
I kupował tam piękne rzeczy,
Masę perłowš i koral, bursztyn i heban,
I najróżniejsze wyszukane olejki
Ile ci się uda zmysłowych wonnoci znaleć.
Trzeba też, by egipskich miast odwiedził wiele,
Aby uczyć się i jeszcze się uczyć - od tych, co wiedzš.
Przez cały ten czas pamiętaj o Itace.
Przybycie do niej twoim przeznaczeniem.
Ale bynajmniej nie spiesz się w podróży.
Lepiej, by trwała ona wiele lat,
Aby stary już był, gdy dobijesz do tej wyspy,
Bogaty we wszystko, co zyskałe po drodze,
nie oczekujšc wcale, by ci dała bogactwo Itaka.
Itaka dała ci tę pięknš podróż.
Bez Haki nie wyruszyłby w drogę.
Niczego więcej już ci dać nie może.

A jeli jš znajdujesz ubogš, Haka cię nie oszukała.
Gdy się stałe tak mšdry, po tylu dowiadczeniach,
Już zrozumiałe, co znaczš Haki.

Konstandinos Kawafis [1863-1933]
tłum. Zygmunt Kubiak

DEDYKACJA
W samochodzie napomknšłem, że skończyłem pierwszš wersję ksišżki. Kiedy zaczęlimy wspinać się na pewnš górę w Pirenejach, która dla nas jest więta, bo przeżylimy tam wiele niesamowitych chwil, zapytałem, czy nie ciekawi jej, o czym jest ksišżka, jaki ma tytuł. Odpowiedziała, że od dawna chciała zapytać, ale z szacunku dla mojej pracy wolała nic nie mówić, czuła tylko zadowolenie, ogromne zadowolenie.
Powiedziałem jej, o czym jest ksišżka i jaki nadałem jej tytuł. Szlimy dalej w milczeniu. W drodze powrotnej usłyszelimy szelest, wiatr przybierał na sile, poruszajšc bezlistnymi koronami drzew. Zbliżał się do nas, sprawiajšc, że góra znów ujawniała swš magię, swš moc.
Wkrótce potem zaczšł padać nieg. Zatrzymałem się i kontemplowałem tę chwilę: spadajšce białe płatki, szare niebo, las, a obok ona. Ona, która przez wszystkie te lata była zawsze przy mnie.
Już wtedy chciałem jej powiedzieć, ale tego nie zrobiłem. Niech się dowie, dopiero gdy po raz pierwszy będzie przeglšdać te strony. Ta ksišżka jest dedykowana Tobie, Christino, moja żono.

Autor
 

Według Jorge Luisa Borgesa pojęcie Zahira wywodzi się z tradycji islamskiej i sięga XVIII wieku. Zahir w języku arabskim znaczy: widoczny, obecny, niemogšcy ujć uwagi. Może to być istota lub przedmiot. Gdy napotkamy go na swej drodze, zajmuje stopniowo cały nasz umysł, aż do momentu kiedy nie jestemy już w stanie myleć o niczym innym. Może to być postrzegane jako oznaka więtoci albo szaleństwa.

Faubourg Saint-Peres, Encyklopedia Niezwykłoci, 1953
JESTEM WOLNY
Ona, Ester, korespondentka wojenna, włanie wróciła z Iraku na krótko przed inwazjš, lat trzydzieci, zamężna, bezdzietna. On, nieznany mężczyzna, wiek około dwudziestu pięciu lat, brunet, rysy mongolskie. Po raz ostatni widziano oboje w kawiarni na ulicy Faubourg Saint-Honore.
Policja wiedziała, że spotykali się już wczeniej, chociaż nie wiadomo, ile razy. Ester zawsze podkrelała, że mężczyzna - mówiła o nim tylko Michaił - bardzo wiele dla niej znaczy, ale nigdy nie wyjawiła, czy dla niej jako dziennikarki, czy jako kobiety.
Policja wszczęła już formalne dochodzenie. Wzięto pod uwagę możliwoć porwania, szantażu i morderstwa - nic dziwnego, bo kontaktowała się z ludmi powišzanymi z siatkš terrorystycznš, aby zdobyć informacje do pracy. Stwierdzono, że na parę tygodni przed zaginięciem Ester z jej konta bankowego regularnie wypłacano pewne sumy pieniędzy. Prowadzšcy sprawę funkcjonariusze sšdzš, że może to mieć zwišzek z opłacaniem informatorów. Nie wzięła ze sobš żadnych ubrań, ale, co dziwne, nie odnaleziono jej paszportu.
On, nieznajomy młody mężczyzna, nie notowany na policji, nie pozostawił żadnych ladów, które pozwoliłyby ustalić jego tożsamoć.
Ona, Ester, dwie międzynarodowe nagrody dziennikarskie, lat trzydzieci, zamężna.
Moja żona.
Natychmiast mnie zatrzymano w charakterze podejrzanego, ponieważ odmówiłem złożenia wyjanień, co robiłem w dniu jej zniknięcia. Ale oto strażnik więzienny włanie otwiera drzwi celi i oznajmia, że jestem wolny.
Dlaczego jestem wolny? Dlatego że dzisiaj wszyscy wiedzš wszystko o wszystkich, wystarczy postawić pytanie, a informacja zostaje podana jak na tacy: gdzie ostatnio użyłe karty kredytowej, dokšd chodzisz na piwo, z kim sypiasz. W moim wypadku to było zupełnie proste. Pewna kobieta, także dziennikarka, przyjaciółka mojej żony, rozwiedziona - a więc mogła bez skrupułów się przyznać, że ze mnš spała - dowiedziawszy się, że zostałem zatrzymany, przyszła zawiadczyć o mojej niewinnoci. Przedstawiła konkretne dowody na to, że była ze mnš w dzień i w nocy, kiedy zniknęła Ester.
Idę na rozmowę z szefem policji. On oddaje mi rzeczy osobiste, przeprasza i tłumaczy, że moje nagłe zatrzymanie odbyło się zgodnie z prawem i nie mogę ich zaskarżyć. Wyjaniam, że nie mam najmniejszego zamiaru tego robić, wiem, że każdy może być podejrzany i zatrzymany na dwadziecia cztery godziny, nawet jeli nie popełnił żadnego przestępstwa.
- Jest pan wolny - mówi, powtarzajšc dokładnie słowa strażnika.
Pytam, czy to możliwe, by rzeczywicie co złego stało się mojej żonie. Wspominała, że w zwišzku z kontaktami ze wiatem terrorystów czuła się czasem obserwowana. Inspektor zbywa mnie milczeniem. Ponawiam pytanie, ale on nie odzywa się ani słowem.
Pytam, czy jej paszport jest ważny. Odpowiada, że oczywicie, przecież nie popełniła żadnego przestępstwa, dlaczego nie miałaby swobodnie podróżować?
- A więc istnieje ewentualnoć, że nie ma jej już we Francji?
- Myli pan, że opuciła pana z powodu tej dziewczyny, z którš pan sypia?
- To nie pańska sprawa - ucinam krótko.
Inspektor poważnieje, mówi, że zostałem zatrzymany, ponieważ tego wymaga rutynowe postępowanie, ale jemu osobicie jest bardzo przykro z powodu zaginięcia mojej żony. On także jest żonaty i chociaż nie podobajš mu się moje ksišżki (a więc wie, kim jestem! Nie aż taki ignorant, na jakiego wyglšda!), jest w stanie postawić się w mojej sytuacji i rozumie, jaki to musi być dla mnie wstrzšs.
Pytam, co powinienem teraz robić. On wręcza mi swojš wizytówkę, proszšc, abym odezwał się, jeli będę mieć jakiekolwiek wieci od Ester - takš scenę można zobaczyć w każdym filmie akcji. Wcale mnie to nie przekonuje, inspektorzy policji zawsze wiedzš więcej, niż chcš wyjawić.
Pyta mnie, czy poznałem mężczyznę, z którym widziano Ester po raz ostatni. Odpowiadam, że znałem jego pseudonim, ale nigdy nie zetknšłem się z nim osobicie.
Pyta, czy mielimy jakie kłopoty w domu. Mówię, że jestemy razem od ponad dziesięciu lat i mielimy wszystkie zwyczajne problemy, jakie pojawiajš się w każdym małżeństwie, ni mniejsze, ni większe.
Ostrożnie pyta, czy nie rozmawialimy ostatnio o rozwodzie, a może żona zastanawiała się nad separacjš? Odpowiadam, że tej kwestii nigdy nie poruszalimy, chociaż - powtarzam - jak każde małżeństwo kłócilimy się od czasu do czasu.
- Często, czy tylko od czasu do czasu?
- Od czasu do czasu - powtarzam z naciskiem.
Pyta jeszcze bardziej oględnie, czy ona wiedziała o moim romansie z jej przyjaciółkš. Odpowiadam, że spalimy razem tylko ten jeden jedyny raz. Nie był to żaden romans, jedynie efekt braku pomysłu. Dzień był szary i nudny, nie miałem nic do roboty po obiedzie, a mały flirt zawsze pobudza do życia - tak oto wylšdowalimy w łóżku.
- Idzie pan z kobietš do łóżka tylko dlatego, że dzień jest szary i nudny?
Mam ochotę odburknšć, że tego rodzaju pytania wykraczajš chyba poza sprawę, ale potrzebuję go i może będę potrzebował w przyszłoci - przecież istnieje niewidzialna instytucja zwana Bankiem Przysług, która zawsze mi się bardzo przydawała.
- Czasami tak się zdarza. Nie dzieje się nic ciekawego, kobieta szuka ciepła, ja szukam przygody i już. Nazajutrz oboje udajemy, że nic się nie stało i życie toczy się dalej.
Dziękuje mi za rozmowę, ciska dłoń na pożegnanie, mówi, że w jego rodowisku takie rzeczy się nie zdarzajš. Bywa oczywicie znużenie i monotonia, a nawet pokusa, by pójć z kim do łóżka - ale jest więcej samokontroli, nikt nie robi wszystkiego, co mu wpadnie do głowy.
- Może wród artystów w tych sprawach panuje większa wolnoć - dodaje.
Odpowiadam, że znam jego rodowisko, ale nie chciałbym teraz bawić się w wymianę poglšdów o ludzkiej naturze i normach moralnych. Milknę i czekam na jego ruch.
- Skoro już mowa o wolnoci, może pan odejć - kończy oficjalnie inspektor, nieco zawiedziony, że pisarz unika rozmowy z policjantem. - Teraz, kiedy poznałem pana osobicie, może przeczytam jakš pańskš ksišżkę. Powiedziałem, że nie podoba mi się to, co pan pisze, ale szczerze mówišc, nigdy niczego nie czytałem.
Nie pierwszy i nie ostatni raz słyszę te słowa. No cóż, przynajmniej dzięki temu spotkaniu zyskałem jednego czytelnika. Kłaniam się i odchodzę.
Jestem wolny. Wyszedłem z więzieni...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin