Cole Allan, Bunch Chris_Sten_07_Wir.rtf

(39214 KB) Pobierz
Cole Allan, Bunch Chris_Sten_07_Wir

Znalezione obrazy dla zapytania Cole Allan wir


 

Allan Cole & Chris Bunch

 

WIR

 

Sten

tom 7

 

Przeł Tadeusz Malinowski


Spis treści:

 

 

Księga pierwsza. Konwekcja

Księga druga. Kocia łapa

Księga trzecia. Ściana chmur

Księga czwarta. Wir


KSIĘGA PIERWSZA

KONWEKCJA

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

Plac Khaqanów ukorzył się przed burzowymi chmurami pokrywającymi niebo czernią.

Pomiędzy nimi przedzierało się abe ce, wzniecając na wznoszących się kopułach i budynkach yski ota, zieleni i czerwieni.

Plac robił wielkie wrażenie: dwadzieścia pięć kilometrów kwadratowych pokrytych okazałymi budowlami, oficjalne serce Mgławicy Altaic. Na zachodnim krańcu wznosił się ozdobny wachlarz Pałacu Khaqana domu starego i gniewnego Jochiańczyka, który rządził mgławicą od stu pięćdziesięciu lat. Przez siedemdziesiąt pięć lat ten adca pracował nad swoim placem, marnując miliony kredytów i godzin. To był pomnik jego samego i jego czynów tych prawdziwych i wymyślonych. Na jednym z odległych i rzadko odwiedzanych krańw mieścił się mały park, mający upamiętnić jego ojca, pierwszego Khaqana.

Plac znajdował się w centrum stolicy planety Jochi, Rurik. Wszystko w tym mieście było olbrzymie; mieszkańcy musieli stale biegać, przytłoczeni i przerażeni rozmiarami wizji Khaqana.

W Rurik panował tego dnia spokój i cisza. Wilgotne ulice opustoszały. Obywatele oczyli się w swoich mieszkaniach, aby przymusowo oglądać wydarzenia, które miały się rozgrywać na ekranach telewizorów. Na całej planecie Jochi działo się to samo.

W rzeczywistości na wszystkich zamieszkanych światach Mgławicy Altaic ludzie i inne rozumne istoty zostały spędzone z ulic przez pojazdy z nikami i skierowane do swoich siedzib.

Wszyscy musieli włączyć odbiorniki. Małe czerwone czujniki na dole ekranu badały wymagany poziom natężenia ich uwagi. W całym mieście rozlokowano oddziały strażników, gotowych do otwarcia drzwi kopniakami i wywleczenia każdej istoty, która nie okazuje należytego skupienia.

W samej siedzibie Khaqana trzysta tysięcy istot miało odegrać rolę świadków. Ich ciała stanowiły czarną plamę dookoła krawędzi placu. Ciepło wydzielane przez żywą masę wznosiło się w postaci obłoków pary i podążo w kierunku kłębiących się chmur. Przez um przebiegało ciąe, nerwowe drżenie. Nic nie zakłócało ciszy. Ani acz dziecka, ani kaszel starca.

yskawica rozjarzyła się ponad czterema oconymi filarami, wytyczającymi koniec placu i nad ogromnymi posągami, upamiętniającymi ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin