Carpentier Alejo - Podróż do źródeł czasu.txt

(508 KB) Pobierz
Alejo Carpentier
Podróż do ródeł czasu
(Przełożyła: Kalina Wojciechowska)

Niechaj będzie niebo, które nad tobš jest,
miedziane: a ziemia, którš depczesz,
żelazna.
I macaj o południu, jako zwykł macać
lepy w ciemnociach

Deuteronomium, XVIII, 23-29.


Rozdział pierwszy
I
Minęły cztery lata i siedem miesięcy, odkšd byłem ostatni raz w tym domu z białymi kolumnami, z frontonem zdobnym w nasępione gzymsy, które mu nadawały surowy wyglšd pałacu sprawiedliwoci, i teraz, na widok niezmiennie tkwišcych na swoim miejscu mebli i przedmiotów, doznałem jakby przykrego uczucia, że czas się cofnšł. Koło latarni zasłona koloru wina, w miejscu, gdzie rosła pnšca róża  pusta klatka. Dalej wišzy, które pomagałem sadzić w dniach pierwszego entuzjazmu, kiedy wszyscy pracowalimy nad wspólnym dziełem. Wsparta o pień obłupany z kory stała kamienna ławka, z której niegdy uderzeniem obcasa wydobyłem drewniany rezonans. Z tyłu, za domem, droga do rzeki, ze swymi karłowatymi magnoliami i ogrodzeniem z wygiętych ozdobnych prętów, w stylu Nowego Orleanu. Jak pierwszego wieczora, przeszedłem pod arkadami nasłuchujšc tego samego głuchego odgłosu własnych kroków i przecišłem ogród na ukos, żeby prędzej znaleć się w miejscu, gdzie grupa niewolników, naznaczonych żelazem, amazonki w spódnicach z trenem przerzuconym przez ramię i ranni żołnierze w łachmanach, prowizorycznie obandażowani, czekali na swojš kolej w ciemnoci cuchnšcej kitem, starym filcem, potem nagromadzonym w tych samych, co przed czterema laty, surdutach. W porę wyszedłem ze strefy wiatła, gdyż w tej chwili dał się słyszeć strzał myliwego i na deski sceny upadł ptak stršcony ze rodkowego fryzu. Krynolina mojej żony sfrunęła mi na głowę, bo znalazłem się akurat w tym miejscu, skšd miała wejć na scenę, zagradzajšc przejcie i tak już dosyć ciasne. Żeby nie zawadzać, wsunšłem się do jej garderoby i tutaj czas wrócił znowu na właciwe miejsce: wszystko mówiło o tym, że te cztery lata i siedem miesięcy nie minęły bez zniszczeń, przygaszenia blasku, utraty wieżoci. Koronki z ostatniego aktu jak gdyby poszarzały, czarny atłas ze sceny na balu utracił swojš pięknš sztywnoć szeleszczšcš przy każdym ukłonie niby uschłe licie unoszone wiatrem. Nawet ciany pokoju, dotykane stale w tych samych miejscach, nosiły lady długiej zażyłoci z makijażem, przywiędłymi kwiatami, z kostiumem. Siedzšc teraz na kanapie, której zielone obicie zmieniło swój odcień wody morskiej na barwę pleni, mylałem, skonsternowany, jak ciężkie musiało z czasem stać się dla Ruth to więzienie z desek i rekwizytów, ruchomych mostków, pajęczyn ze sznurka, malowanych drzew. W czasie pierwszych przedstawień owego dramatu z wojny secesyjnej, kiedy trzeba było pomagać młodemu autorowi zdanemu na usługi trupy, która wieżo wyszła z teatru eksperymentalnego, przewidywalimy nie więcej niż dwadziecia wieczorów. Teraz dobiegalimy już tysišc pięćsetnego przedstawienia i aktorzy, zwišzani stale przedłużanymi kontraktami, nie mieli możliwoci wycofać się, odkšd stowarzyszenie impresariów, wykorzystujšcych młodzieńczy zapał dla własnych celów, wzięło sprawę w swoje ręce. Toteż dla Ruth teatr ten  zamiast furtkš otwartš na szeroki wiat Dramatu dajšcš możnoć ucieczki  stał się Diabelskš Wyspš. Krótkie eskapady, na które jej pozwalano, by mogła zagrać jakš Porcję czy Ifigenię w przedstawieniach na cel dobroczynny, były niewielkš pociechš, bo w każdym stroju Ifigenii czy Porcji publicznoć widziała wiecznie tę samš, co dzień noszonš krynolinę, a w głosie, który miał być głosem Antygony, wszyscy odnajdywali infleksje kontraltu Arabelli; teraz na scenie Arabella (w sytuacji uważanej przez krytyków za cudownie inteligentnš) uczyła się od Boatha poprawnej wymowy łacińskiej, powtarzajšc zdanie: Sic semper tyrannis. Trzeba było naprawdę talentu wielkiej tragiczki, by uwolnić się od takiego pasożyta karmišcego się jej krwiš, od tego gocia, który zamieszkał w jej ciele, czepiajšc się go jak choroba. Nie brakowało jej chęci zerwania kontraktu. Ale za takie bunty płaciło się w jej zawodzie bezrobociem, toteż Ruth, która zaczęła się uczyć tej roli w trzydziestym roku życia, w trzydziestym pištym powtarzała wcišż te same słowa we wszystkie wieczory tygodnia i wszystkie popołudnia niedzielne, sobotnie i wišteczne, nie liczšc przedstawień podczas letnich tournées. Sukces sztuki wyniszczał powoli jej odtwórców, starzeli się w oczach publicznoci w swoich niezmiennych kostiumach i kiedy jeden z aktorów umarł na atak serca pewnego wieczora, wkrótce po spuszczeniu kurtyny, cały zespół zgromadzony nazajutrz na cmentarzu wystšpił, może nie zdajšc sobie z tego sprawy, w żałobnych strojach, które miały w sobie co z dagerotypu. Z każdym dniem bardziej rozgoryczona i mniej pewna sukcesu w zawodzie, który mimo wszystko instynktownie i głęboko kochała, moja żona uległa automatyzmowi narzuconej pracy, tak jak ja poddałem się temu, którego wymagały moje zajęcia. Dawniej usiłowała przynajmniej ratować swój temperament aktorki przez stałe powtarzanie wielkich ról, w których pragnęła kiedy wystšpić. Od Nory do Judyty, od Medei do Tessy przechodziła z roli w rolę ze złudzeniem jakiego odradzania się na nowo, ale złudzenie to zdławił wkrótce smutek monologów recytowanych przed lustrem. Nie znajdujšc normalnego sposobu uzgodnienia trybu naszego życia-bo godziny aktorki nie sš godzinami urzędnika  w końcu zaczęlimy sypiać oddzielnie. W niedziele pónym rankiem spędzałem chwilę w jej łóżku, wypełniajšc to, co uważałem za swój obowišzek małżeński, ale nie byłem pewien, czy moja inicjatywa odpowiada rzeczywistym pragnieniom Ruth. Prawdopodobnie ona również uważała, że powinna się poddawać tej cotygodniowej praktyce na mocy zobowišzania podjętego w chwili złożenia swego podpisu na blankiecie w urzędzie stanu cywilnego. Ja ze swej strony działałem pod wpływem przekonania, że nie powinienem wykluczać możliwoci istnienia potrzeby, którš byłem w stanie zaspokoić, uciszajšc w ten sposób na cały tydzień pewne wyrzuty sumienia. W każdym razie to zbliżenie, choć machinalne, zacieniało za każdym razem więzy rozlunione rozbieżnociš naszych zajęć. Ciepło naszych ciał stwarzało na nowo pewnš intymnoć, która jakby pozwalała nam na chwilę powrócić do czego, co z poczštku było naszym ogniskiem domowym. Podlewalimy pelargonię zapomnianš od poprzedniej niedzieli, przewieszalimy jaki obraz na inne miejsce, robilimy rachunki. Ale wkrótce dzwony w kociele przypominały nam o bliskoci godziny obowišzku. I pozostawiajšc mojš żonę na scenie w chwili rozpoczęcia się popołudniówki, miałem uczucie, że odprowadzam jš z powrotem do więzienia, gdzie odsiaduje dożywotni wyrok. Rozlegał się strzał, wypchany ptak spadał z trzeciego fryzu i kończyło się nasze wspólne życie Dnia Siódmego.
Dzi jednak niedzielny rytuał uległ pewnej zmianie z winy rodka nasennego, który wzišłem nad samym ranem, żeby prędko zasnšć, bo przestałem zasypiać, jak dawniej, z chwilš przewišzania oczu czarnš opaskš zalecanš przez Mouche. Zbudziwszy się spostrzegłem, że moja żona już wyszła. Nieład panujšcy w garderobie, kostiumy do połowy wycišgnięte z szuflad komody, porozrzucane po kštach tubki szminki teatralnej, pudry i flakony perfum zapowiadały niespodziewany wyjazd w podróż. Ruth wracała już ze sceny, cigana odgłosem oklasków, rozpinajšc w popiechu haftki stanika. Zamknęła drzwi uderzeniem obcasa  robiła to doć często, by zniszczyć drzewo w tym miejscu  i zrzucona przez głowę krynolina rozpostarła się na dywanie. Uwolnione z koronek jej białe ciało wywarło na mnie przyjemne wrażenie nowoci i zbliżyłem się już, by je popiecić, gdy nagoć przykrył czarny aksamit pachnšcy tak jak skrawki tkanin, które moja matka w czasach mego dzieciństwa przechowywała w głębi mahoniowej szafy. Ogarnęła mnie nagła złoć na ten głupi zawód aktorski, który stawał między nami niby miecz anielski w obrazkach z życia więtych; na dramat, który rozbił nasz dom popychajšc mnie do innego, tego, gdzie na cianie wymalowane były figury astralne i gdzie moje pożšdanie zawsze znajdowało nastrój sprzyjajšcy miłosnemu zbliżeniu. I po to, by pomóc tej karierze w jej trudnych poczštkach, by uszczęliwić osobę, która wówczas była mi bardzo droga, wykrzywiłem własne przeznaczenie szukajšc zabezpieczenia materialnego w pracy zawodowej, stajšc się jej niewolnikiem w tej samej mierze, co i moja żona. W tej chwili odwrócona plecami Ruth mówiła do mnie przez lustro, smarujšc tłustymi szminkami swojš niespokojnš twarz; tłumaczyła mi, że zaraz po przedstawieniu cały zespół ma wyjechać na niespodziewane tourneé po drugim wybrzeżu kraju i dlatego zabrała już swoje walizki do teatru. Zapytała mnie z roztargnieniem o film wywietlany wczoraj. Miałem jej powiedzieć o jego sukcesie, przypomnieć, że skończenie tej roboty oznacza poczštek moich wakacji, kiedy zastukano do drzwi. Ruth wstała i znów zobaczyłem stojšcš przede mnš tę, która przestawała być mojš żonš, żeby stać się bohaterkš sztuki. Przypięła sobie różę do paska i z niewyranym gestem usprawiedliwienia wyszła, w chwili gdy kurtyna w stylu włoskim zaczęła się już podnosić, poruszajšc fale zastygłego powietrza, poród zapachu kurzu i starego drzewa. Jeszcze raz odwróciła się do mnie z gestem pożegnania i weszła na cieżkę wysadzanš karłowatymi magnoliami. Nie miałem odwagi czekać na następny antrakt, w czasie którego satyna zastšpi aksamit i nowa warstwa szminki przykryje pierwszš. Wróciłem do naszego mieszkania, gdzie nieład pospiesznego wyjazdu był jeszcze obecnociš nieobecnej. Na poduszce odcinięty lad jej głowy, na stoliku do połowy opróżniona szklanka wody; fiolka z zielonymi kroplami i ksišżka otwarta przy końcu rozdziału. Wydarta z notesu kartka, której nie zauważyłem przedtem, informowała mnie o nagłym wyjedzie: Całuję. Ruth. PS W biurku jest butelka kseresu. Ogarnęło mnie straszliwe uc...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin