Caldwell Erskine - Blisko domu.txt

(233 KB) Pobierz
Erskine Caldwell


Blisko domu
(Przełożył: Kazimierz Piotrowski)

1
Wielu mieszkańców Palmyry często mawiało, że Native Hunnicutt jest na pewno największym szczęciarzem w miecie. Byli wród nich tacy, co dali się nabrać, przeważnie jednak powodowała nimi zazdroć.
Sam za Native uważał swoje powodzenie za naturalnš nagrodę za to, że jest taki, jaki jest. Powiadał, że się nie zmieni i nikt nie zdoła go namówić, by zrezygnował z trybu życia, do jakiego przywykł. (Za wielu jest takich, co się starajš zmienić kogo lub co. To dobrze, że istniejš faceci, którzy, jak ja, sš zadowoleni, iż wiat tak włanie wyglšda, słońce wschodzi i zachodzi w naturalny sposób, a nie wisi nad naszymi głowami niczym żarówka i nie sposób go wyłšczyć. Dlatego nie ma sensu wydawanie wiata w ręce agitatorów i polityków. Gdyby to od nich zależało, powodowaliby ustawiczny zamęt, wywoływali wojny, przysparzali kłopotów prostym ludziom takim jak ja, którzy chcš żyć i dać żyć innym.)
Szczęcie Nativea Hunnicutta nie miało okrelonego kierunku ani pola, na którym by rozkwitało, po prostu szukało go i towarzyszyło mu tam, gdzie był i cokolwiek robił. Niezwykłe było to, że podczas kiedy inni marzyli o szczęciu i modlili się o nie, a nawet uciekali się do czarnej magii i tajemnych praktyk, Native czekał i szczęcie samo do niego przychodziło.
Na przykład, nierzadko zdarzało mu się spotkać kogo na rogu ulicy, zagrać z nim i stawiajšc dziesięć centów albo ćwierć dolara wygrać dwa razy na trzy, po czym odejć z forsš w kieszeni. Co więcej, często wygrywał trzy razy pod rzšd i nic nie dokładał. Ci, co przegrali, twierdzili, że ma tyle plam na honorze, ile jest cętek na tylnej psiej łapię, nikt przecież w całym miecie nie przydybał go z dziesištkš majšcš dwie reszki albo podobnie podrobionš ćwiartkš dolara. Aby dowieć, jak jest uczciwy, Native zawsze na poczštku gry proponował, żeby grać monetami przeciwnika.
 Wiesz pan co?  mówił Native umiechajšc się szeroko, kiedy mu szczęcie szczególnie dopisało.  Jeżeli powodzenie dalej mnie nie będzie ani na krok odstępowało, możliwe że zostanę największym szczęciarzem w hrabstwie. Więcej powiem. Jeli pomylny stan rzeczy potrwa dłużej, mogę być najszczęliwszym skurwysynem w całym stanie i we wszystkich gazetach ukaże się moja fotografia. Wtedy będę miał czym się pochwalić przed tutejszymi obdartusami.
Native szczycił się najmniejszym okruchem powodzenia i wiele czasu spędzał opowiadajšc o tym każdemu, kto chciał przystanšć i posłuchać.
Chełpił się też, że na wencie zorganizowanej w kociele przez wielebnego pastora Walkera wygrał dwa miejsca na cmentarzu. (Zawsze lubiłem spać w dużym, szerokim łóżku, żebym mógł się na nim do woli obracać, więc cieszę się, że czeka na mnie podwójne miejsce w grobie.) Uwielbiał opowiadać, jak złowił olbrzymiego okonia z rozdziawionš paszczš w Reedy Creek. (Prawdę mówišc musiałem dać ćwierć dolara Murzynkowi, aby mi pomógł wycišgnšć dziesięć stóp sieci, bo tyle było w niej ryb, że sam nie dałbym rady.)
Dużo też gadał, jak kiedy dostał pięćdziesišt dolarów gotówkš za wartš pięć dolarów olicę od faceta z wesołego miasteczka, który pilnie potrzebował łagodnego osiołka, żeby za dziesięć centów wozić dzieciaki. (Nie powiem, bym cokolwiek zdziałał, żeby strzelił piorun i zabił temu człowiekowi olicę, po prostu zjawiłem się włanie w chwili, gdy gwałtownie potrzebował innego osła dla podtrzymania ruchu w interesie.)
Poza tym Native, ilekroć szedł do miasta, zwykł wygrywać co najmniej tuzin darmowych partyjek na automatycznym bilardzie w piwiarni Eda Howarda, połšczonej z salš gier. Wystarczyło, że stał, pocišgał za ršczkę i wygrywał. Nigdy przy tym nie potrzšsał automatem. Jego ulubiony automat nazywał się Dziewczęta bawišce się na plaży. Kiedy udało mu się zdobyć ponad pięćset tysięcy punktów, obrazki dziewczšt w skšpych czerwonych i niebieskich kostiumach kšpielowych zaczynały wiecić ze wszystkich stron na szybkach automatu na znak, że Native zdobył nowš porcję bezpłatnych gier. Jeli nadal szczęcie mu dopisywało, dziewczęta skakały i wykonywały barani skok. Wówczas wokół automatu zbierał się tłum gapiów obserwujšcych pracę nóg Nativea i skłony jego ciała, aby podpatrzyć, jak on osišga takie wyniki. Ale do niczego nie doszli poza tym, że Native ma szczęcie.
Prędzej czy póniej Native dochodził do miliona punktów. Wygrywał wówczas butelkę piwa, a dziewczęta przestawały skakać. Stały bez majtek i umiechały się do wszystkich wokół.
Ed Howard twierdził, że traci pienišdze, ilekroć Native Hunnicutt zjawia się w piwiarni, ale nie mówił tego serio. (Jego szczęcie mnie zrujnuje, pójdę z torbami i nie będę miał nawet nocnika, żeby się wysiusiać.) Ale prawdę mówišc Ed musiał przyznać, że straty wyrównuje z nawišzkš sprzedajšc piwo gociom, którzy tłumnie przybywali, by zobaczyć, jak Native gra w Dziewczęta na plaży i robi milion punktów. Wszyscy też wiedzieli, że Ed sprzedaje tuziny butelek coli uczniom szkolnym, którym wstęp do baru był zabroniony, ale tłoczyli się na zewnštrz i obserwowali wszystko przez okna.
 Jak, u licha, to się dzieje, że jeste takim szczęciarzem?  spytał go kto pewnego ranka, gdy Native wygrał prawie dwa dolary wkładajšc centy do automatu na poczcie. Przychodził na pocztę parę razy w tygodniu, chociaż całš korespondencję, jakš otrzymywał, stanowiły reklamy najnowszego rodka na bóle brzucha lub na skórne choroby.
 Po prostu nie do pojęcia. Wystarczy, żeby wszedł tu z garciš centów i wychodzisz zawsze z dolarem albo dwoma. Szczęcie chodzi za tobš jak głodny pies za kim, komu wystaje z kieszeni od spodni kawał koci z mięsem. Cokolwiek to jest, trzeba przypadek ten nazwać szczęciem Hunnicutta, bo nikomu innemu to się nie zdarza.
Native wyjšł z kieszeni kasztan. Pocierał kciukiem i palcem wskazujšcym nakrapianš powierzchnię, aż nabrała w słońcu połysku fałszywego złota. Jego ulubione drzewo rosło tuż za granicš miasta i co roku w padzierniku Native chodził tam, by podnieć z ziemi najpiękniejszy kasztan. Stary wyrzucał, bo się obawiał, że szczęcie go opuci, jeli będzie miał w kieszeni więcej niż jeden.
 Powiem ci, jak to jest  rzekł Native przekładajšc kasztan do drugiej ręki i dalej go polerujšc.  Jak byłem jeszcze małym pędrakiem, tatu mówił mi, że najlepiej się urzšdzi w życiu ten, kto miało wyprzedza o krok innych, choćby ryzykował, że od czasu do czasu wdepnie w krowi placek. Tato mawiał, że najżałoniejsi sš ci, co się chowajš przed deszczem, żeby ich nie pokropił, albo drepcš tu i tam, by przypadkiem nie wleć w krowie łajno.
Włożył kasztan do kieszeni, przygładził włosy koloru piasku. Szeroki umiech pojawił się na jego twarzy jak zwykle, kiedy nadarzyła się okazja wspomnieć o ojcu.
 Nigdy nie zapomniałem, co mówił mi tatu, i trzymam się tego przez, powiedzmy, czterdzieci lat. Nie obchodzę krowich łajen, jest ich mnóstwo na tym wiecie, nie zwracam na nie uwagi. Jedyne co mnie interesuje, to wysunšć się do przodu, żeby skorzystać z okazji, zanim kto mnie ubiegnie. Dlatego zawsze jestem o krok przed innymi i czekam na swojš porcję szczęcia. Kryje się ono przed tymi, co kluczš i wytężajš uwagę, żeby w co nie wdepnšć. Dlatego zawsze zobaczysz mnie, jak miało walę naprzód patrzšc przed siebie i nie baczšc, w co wlezę.
 A co z tym kasztanem? Wcišż wycišgasz go z kieszeni i pocierasz, jakby miał magiczne właciwoci.
Native umiechał się potrzšsajšc głowš.
 Wyznam szczerze, że ten kasztan nie ma żadnego znaczenia. Dla mnie to betka. A noszę go w kieszeni, bo jest na wiecie mnóstwo ludzi przesšdnych, co uważajš, że pewne przedmioty przynoszš szczęcie. Niektórzy sš zdania, że tylna łapka szarego królika jest szczęciodajna, zwłaszcza lewa. Inni twierdzš, że kopyto kozła jest lepsze niż łapka królika. Wszystko to brednie. Mógłby równie dobrze nosić w kieszeni grzebień koguta albo wiński ryj. Nic ci nie pomoże, jeżeli nie masz wrodzonego drygu do szczęcia. Dlatego ja polegam tylko na sobie.
 Jeżeli masz takie szczęcie, czemu nie grasz w pokera lub w koci? Mógłby wygrać ciężkš forsę.
 Nie, szanowny panie! To nie dla mnie!  stanowczo odparł Native. Umiech zniknšł z jego twarzy, zmarszczył brwi.  Tatu mówił mi, że w wiecie roi się od oszustów i kanciarzy, którzy ogrywajš w pokera i koci uczciwych ludzi. I miał, cholera, rację. Napatrzyłem się znaczonych kart i kostek z fałszem, nie nabiorš mnie na to. Polegam na własnym szczęciu i to mi wystarcza. Gram rzetelnie, nie uznaję kantów i nie ryzykuję, że mnie oszukajš. Trzymam się tego, co mówił mi tatu.
 A jednak, gdybym był takim szczęciarzem, zaryzykowałbym parę dolarów na szybkš partyjkę kostek.
 Nie, dobrodzieju! Wykluczone!  Native znów potrzšsnšł głowš.  Wiem, z czym mi dobrze. Nie mam nic wspólnego z tymi, co uważajš za cel życia być bogaczem i ważnš osobš. Tacy zamartwiajš się, że sš biedni, nikt się z nimi nie liczy i nic nie majš z życia. Mojš wielkš ambicjš jest pozostać sobš. Było mi z tym dobrze i takim chcę zostać.
Nic więc dziwnego, że niemal wszyscy mieszkańcy Palmyry uważali powodzenie i zdobycze Hunnicutta za z góry przesšdzone, nieuniknione, normalne, ustanowione przez samš naturę. Dlatego też nikt się nie zdziwił, gdy Native ożenił się z Maebelle Bowers krótko potem, jak owdowiała i odziedziczyła solidny piętrowy dom z czerwonej cegły przy Cherry Street i prawie tysišc akrów ziemi uprawnej i lasu w okolicy. Wszyscy wiedzieli, że Frank Bowers, który był mężem Maebelle przez trzydzieci lat, należał do najbogatszych mieszkańców Palmyry.
Jak się wiadomoć o małżeństwie Nativea rozniosła, powszechnie uznano, że szczęcie nie tylko go nie zawiodło, ale przeszło wszelkie oczekiwania. Maebelle była bezdzietna, poza tym miała tylko paru dalekich kuzynów. Wydawało się więc pewne, że Native, o piętnacie lat młodszy od Maebelle, przeżyje jš i po...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin